niedziela, 29 listopada 2020

20 grudnia 1986



10:15


Wczorajszy wieczór spędziłem na basenie. Ćwiczyłem skoki do wody. Jak na razie boję się skakać ze stopni.


12:10


Na dworze leży śnieg, zawiewa wiatr, jest zimno. Zgłodniałe ptaki kręcą się pod oknami, szukając wyrzuconych z resztek jedzenia z wczorajszego śniadania. Nie chciałbym być teraz na dworze. Dobrze, że jestem w ciepłym przyjemnym pokoju. Panuje cisza i spokój. Słyszałem tykanie budzika i bicie twojego serca. Słyszę twój cichy oddech. Leżysz z głową opartą na mojej klatce piersiowej. Ściskasz mocno moje palce. Nie wiem, kiedy i jak się zjawiłaś. Nie wiem, po co przybyłaś. Wiem tylko, że jest nam razem dobrze. Czuję twoje ciepło i rytm serca. Jesteś przy mnie i to mi wystarcza. Czuję twój miły zapach. Zawsze ładnie pachniesz. Jesteś piękna. 

Śnieg zaczyna mocniej sypać. Podmuchy wiatru nasilają się. Odleciały ptaki z żerowiska. Niebo pociemniało. 

Odwróciłaś się na drugi bok i zarzuciłaś ramię na moją szyję. Patrzysz w moje oczy. Ja nie wiedziałem wtedy ani twoich oczu, ani twojej twarzy. Byłem w innym świecie. Mój duch przemierzał nieskończone otchłanie wieczności. Szukałem wyjścia z tej sytuacji. Wiedziałem, że jeżeli znowu się stanie, grozi mi śmierdzi. Walczyłem sam ze sobą, z własną słabością. W tamtej chwili nie było na nią żadnego sposobu. Wszystko zmierzało kuna kłębu końcowy.


14:50


Na razie mi się nudzi. Nie mam nic do roboty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz