poniedziałek, 30 listopada 2020

21 grudnia 1986


18:45


Kocham ciszę i burczenie jarzeniówki pod sufitem. Sylwek tygodnie lubi, ale ja to uwielbiam. To mnie uspokaja.

Już we wtorek jedziemy do domu na święta. Długo nie odwiedzaliśmy w swoich rodzinnych stron. Stęskniliśmy się za domem. Byleby święta były spokojne.

Chciałbym, aby ten ważny dzień, jakim jest wigilia, stał się przełomowy w moim życiu. Chciałbym, aby się ono zmieniło. Nie chcę być taki, jaki jestem. Chcę wkroczyć na prostą drogę, drogę bez konfliktów z tym u góry. Od czego zależy całe moje życie. Jednak, czy będę miał tyle odwagi, by wejść do jego pałacu, upokorzyć się przed nim i oczyścić swoje sumienie? Chyba jestem jeszcze zbyt słaby na ten krok. Niech coś się stanie, niech ktoś mnie zmusi, bo później może być za późno. 


14:32


Nareszcie mamy prawdziwą zimę. Do dnia dzisiejszego śnieg się nie rozpuścił. Jak leży śnieg, to znaczy, że jest prawdziwa zima. Jedna przecinek może się rozpuścić. O nie, nie ma mowy! Cały dzisiejszy dzień temperatura oscyluje sporo poniżej zera. Biały puch przyjemnie skrzypi pod nogami. 


Skrót wydarzeń dnia.


Pierwsza lekcja: język polski. O mały włos, pani profesor nie postawiła całej klasie dwójek. Nikt nie przeczytał zadanej lektury. No, z małymi wyjątkami. Była taka afera, że hej. Niestety, ja także o mały włos, nie zarwałem balona. Mamy przeczytać to na jutro i przygotować co trzeba. No, jestem ciekawy, jak my to zrobimy. Od czytania tej cegły robi mi się niedobrze. Ugadaliśmy, że zamiast na polski, jutro całą klasą pójdziemy na wagary.

Trzecia lekcja: godzina wychowawcza. Oczywiście, nie było jej. To znaczy była, ale zamiast tego oglądaliśmy film wojenny. Nie wiem, w jaki sposób miał on nas wychowywać. To było o obronie Poczty Gdańskiej. Kiedyś już leciał w telewizji. Nie lubię takich produkcji. Denerwują mnie. Projekcja filmu zajęłam całą mechanizację i część historii.

Piąta lekcja: historia. Profesorka nie brała nowego tematu. Przepisywaliśmy tekst na konkurs staszicowski. 

Szósta lekcja: WF. Byliśmy na basenie. Facet nie pozwolił skakać do wody. Zamiast tego doskonaliłem styl klasyczny. 

Siódma lekcja: matematyka. Nie byliśmy na matematyce. To ostatnia lekcja przed świętami, więc postanowiliśmy sobie odpuścić.

Z powyższego wynika, że zaliczyłem dziś tylko trzy lekcje.


18:55


Za chwilę kolacja wigilijna. Zbierzemy się wszyscy jak jedna wielka rodzina, aby spożyć ten uroczysty posiłek. Już czuć ten niepowtarzalny, familijny nastrój. Czy łamiemy się opłatkiem, wybaczając sobie wszystkie przykrości.


niedziela, 29 listopada 2020

20 grudnia 1986



10:15


Wczorajszy wieczór spędziłem na basenie. Ćwiczyłem skoki do wody. Jak na razie boję się skakać ze stopni.


12:10


Na dworze leży śnieg, zawiewa wiatr, jest zimno. Zgłodniałe ptaki kręcą się pod oknami, szukając wyrzuconych z resztek jedzenia z wczorajszego śniadania. Nie chciałbym być teraz na dworze. Dobrze, że jestem w ciepłym przyjemnym pokoju. Panuje cisza i spokój. Słyszałem tykanie budzika i bicie twojego serca. Słyszę twój cichy oddech. Leżysz z głową opartą na mojej klatce piersiowej. Ściskasz mocno moje palce. Nie wiem, kiedy i jak się zjawiłaś. Nie wiem, po co przybyłaś. Wiem tylko, że jest nam razem dobrze. Czuję twoje ciepło i rytm serca. Jesteś przy mnie i to mi wystarcza. Czuję twój miły zapach. Zawsze ładnie pachniesz. Jesteś piękna. 

Śnieg zaczyna mocniej sypać. Podmuchy wiatru nasilają się. Odleciały ptaki z żerowiska. Niebo pociemniało. 

Odwróciłaś się na drugi bok i zarzuciłaś ramię na moją szyję. Patrzysz w moje oczy. Ja nie wiedziałem wtedy ani twoich oczu, ani twojej twarzy. Byłem w innym świecie. Mój duch przemierzał nieskończone otchłanie wieczności. Szukałem wyjścia z tej sytuacji. Wiedziałem, że jeżeli znowu się stanie, grozi mi śmierdzi. Walczyłem sam ze sobą, z własną słabością. W tamtej chwili nie było na nią żadnego sposobu. Wszystko zmierzało kuna kłębu końcowy.


14:50


Na razie mi się nudzi. Nie mam nic do roboty.


sobota, 28 listopada 2020

19 grudnia 1986



14:00


Wszyscy się rozjeżdżają. Będzie robiło się coraz ciszej i spokojniej. Dopiero jutro zjedzie się hołota z ZSMP. 


piątek, 27 listopada 2020

18 grudnia 1986



14: 45


Bardzo mi ulżyło, jak po tych cholernych lekcjach, znów zobaczyłem swój pokój. Chociaż, prawdę mówiąc, nie były takie złe. Żeby nie da historia, wszystko byłoby w porządku. Zrobiła sprawdzian z całego działu. Napisałem tyle, co kot napłakał. Chociaż z tego przedmiotu idzie mi dość dobrze, to teraz, w jakiś dziwny, sposób cała wiedza wyleciała mi z głowy. Próbowałem ściągać. Miałem nawet niezły sposób. Wszystko skończyło się w chwili, kiedy dostrzegła, że Józek zrzyna. Stała pod biurko i przyszła z drugiej strony. Wtedy zobaczyła mój zeszyt. Zabrała mi go i położyła na krześle po drugiej stronie stolika. Kicha. Zdenerwowałem się, bo będzie dwójka. Nie chodzi o to, żebym się jakoś specjalnie bał, tylko to trochę dziwnie wygląda, bo z tego przedmiotu nie mam jeszcze żadnej trójki. Jak do tej pory są tam tylko cztery trójki i te trzy dwójki. Wychodzi na to, że jestem zdolny, tylko mi się, kurde, nie chce.


19:50


Jutro zajęcia praktyczne. Pewnie znowu będziemy odśnieżać teren, bo trochę posypało.


***


Być może, uda mi się pójść na basen, ale to jeszcze nic pewnego.  Sylwek poszedł załatwić wejściówkę. Wczoraj tak dałem czadu, że ledwie z wody wlazłem, ale dziś już znów bym sobie popływał. Fajnie by było gdyby była ciepła.


***


Mój kolega, Marcin, zwierzył mi się, że ma kłopoty miłosne. Nie dziwię się. Większość chłopaków w tym wieku je ma. Podobno Iwona, ta, która mi też się bardzo podoba, oznajmiła mu, że jego miłość do niej, jest jedynie grą przed kumplami. Chodził dzisiaj jakiś osowiały. Moim zdaniem to Iwona jest winna. Robi to celowo. Każdego chłopaka chce owinąć wokół małego palca, a później rzuca. Przerabiała to już z Józkiem i ze Sławkiem. Zachowuje się tak, że chłopaki robią dla niej wszystko, a ona to wykorzystuje z premedytacją. Jest niezłą aktorką i większość rzeczy w tych sprawach robi na pokaz. To właśnie ona odgrywa taką rolę przed koleżankami.


***


No dobra, Sylwka nie ma. Przypomniałem sobie, że mam iść do dziewczyn na żeński. Jakiś czas temu zobowiązałem się, że namaluję im jakieś kwiaty na drzwiach mazakami. 


***


Wciąż zadaję sobie pytanie: jaką rolę spełniam w tym całym motłochu? Czy ktokolwiek się ze mną liczy? Ciągle zdarzają się rzeczy, które mnie wyprowadzają z równowagi. Jakiś czas temu pożyczyłem jednemu gościowi dość drogie czasopismo. No i, kurde, nie oddał. 


czwartek, 26 listopada 2020

17 grudnia 1986



22:20


Nareszcie ten basen jest w stu procentach czynny. Dziś wieczorem w nim sobie popływałem. Było 40 osób. Maksymalna liczba, jaka może wejść. Mimo że woda była stosunkowo ciepła, to jednak moje samopoczucie fizyczne uległo znacznemu pogorszeniu. Znów dostałem tych dokuczliwych mięśniobóli. Boli mnie prawy bok. Trudno to znieść. Na szczęście mam maść rozgrzewającą. Na smarowałem to miejsce i owinąłem ciepłym, długim szalikiem. Po czymś takim jest lepiej. 

Muszę już iść. Zmywamy korytarz. 


środa, 25 listopada 2020

16 grudnia 1986


Pada zimny, mokry i nieprzyjemny śnieg. Strugi śnieżnej mazi zacinają z południowego zachodu.

Dzisiejsze lekcje minęły spokojnie. Na język polski chłopaki przynieśli skrzynkę mleka. Zaczęliśmy pić. Wypiłem pół litra. Na biologii schowaliśmy się nauczycielce. 


wtorek, 24 listopada 2020

14 grudnia 1986


Dojechałem do Warszawy. Wysiadłem z autobusu pospiesznego, odszedłem kilkanaście metrów i przypomniałem sobie, że zostawiłem w nim moją reklamówkę. Biegiem wróciłem do pojazdu. Stał jeszcze. Pasażerowie wciąż wysiadali. Wskoczyłem do środka, wziąłem z oparcia fotela torbę i wyszedłem. Skierowałem się w stronę dworca kolejowego o ładnej nazwie Warszawa Stadion.

Zastanawiacie się pewnie, po co pojechałem do stolicy. Dostałem trochę kasy i chciałem coś dla siebie kupić. Na zimę, rozumiecie. 

Wszedłem na poczekalnię, aby się trochę ogrzać, bo na dworze było cholernie zimno. Mój pociąg miał odjechać w ciągu dziesięciu minut. Postanowiłem, że nie będę kupował biletu, bo to przecież tylko jedna stacja. Jak się później okazało, to był mój błąd.

Kiedy zbliżał się czas odjazdu, pobiegłem na peron i stanąłem w zacisznym miejscu. Wiatr był niemiłosierny. Wyjąłem karuzelę, którą przed chwilą kupiłem, aby trochę poczytać. 

Wreszcie zobaczyłem mój pojazd. Przez chwilę zastanawiałem się, którymi drzwiami wejść. Pomyślałem, że najbezpieczniejsze miejsce jest na środku pociągu. Gdyby z którejś strony pojawił się konduktor, zawsze byłbym mu w stanie zwiać. 

Pociąg się zatrzymał. Nerwowo rozglądałem się w poszukiwaniu mundurowego. Wiedziałem, że w którymś momencie będzie musiał się wychylić przez drzwi. Taki zwyczaj, dawał znak na odjazd. “Gdzie on jest?! Gdzie jest ten drań skurczybyk?!” - myślałem gorączkowo. W końcu zdałem sobie sprawę, że jeśli nie wsiądę, to, po prostu, zostanę na stacji. 

Wskoczyłem, dokładnie, na sam tył pociągu. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że popełniłem kolejny błąd. Konduktor znajdował się dokładnie w tym miejscu, a konkretnie w przedziale służbowym i cały czas uważnie obserwował moje nerwowe zachowanie. Prawdę powiedziawszy, wpadłem na mu prosto w łapy.

Zdążyłem się tylko rozejrzeć, a był już obok mnie.

-Bilecik proszę, - usłyszałem grzeczny głos.

“Cholera jasna, niedobrze!” - pomyślałem, rozglądając się za odpowiednią trasą ucieczki.

Tymczasem, postanowiłem udawać, że straciłem słuch i próbować wmieszać się w tłum. Niestety, powtórzył wezwanie.

Skapitulowałem.

“No trudno, wpadłem. Zdarza się”, - próbowałem jakoś się uspokoić.

-Nie mam biletu, - odpowiedziałem, starając się zachować spokój.

-W takim razie, poproszę dowód, - powiedział chłodnym głosem i zaraz później dodał, - Niech pan tu chwilę zaczeka.

Okazało się że jakiś chłopak jechał do wojska i miał tylko książeczkę wojskową. W mojej głowie pojawił się promyk nadziei. Musiałem tylko wykazać się zimną krwią i zdrowym rozsądkiem. 

“Muszę zrobić tak samo.  Nóż, widelec się uda.” - przebiegła mi przez głowę myśl.

Zacząłem kombinować, szukając po kieszeniach.

“Gdzie ona jest? Zaraz, zaraz, to chyba to. O jest!” 

Wyciągnąłem niewielki przedmiot, myśląc, że to książeczka wojskowa. Pomyliłem się. To był jednak dowód osobisty. 

Trudno, dałem mu go. Wiedziałem, że już całkowicie leżę na łopatkach. 

-Płaci pan na miejscu, czy pocztą?

Pomyślałem, że nie mogę mu dać tych pieniędzy, które dostałem, bo do internatu wrócę z pustymi rękami.

-Nie mam pieniędzy, - powiedziałem.

W takim razie proszę na boczek. Niech pan wejdzie do przedziału służbowego. Weszliśmy, spisał adres zameldowania i dał mi spokój. Wyszedłem na Śródmieściu z druczkiem w ręku.

Zdarzenie miało miejsce we wtorek, a dziś jest niedziela. Na zapłacenie jest siedem dni. Na moje szczęście, w dowodzie miałem jeszcze stary adres. Nieaktualny zresztą. Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że bardzo trudno będzie im teraz do mnie trafić. Nie mam zamiaru dobrowolnie nic płacić. 

O całym zajściu nikomu jeszcze nic nie powiedziałem. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to zostanie to jeszcze jedną moją tajemnicą.


poniedziałek, 23 listopada 2020

13 grudnia 1986



Gra radio, na dworze leży śnieg, pusto, cisza. Sylwek na telewizji.

Ten ból w dole brzucha, to jednak nie pęcherz. Chyba coś poważniejszego. W tej chwili nie mogę wszystkiego powiedzieć, bo sam nie jestem pewny. Na razie nic specjalnego się nie dzieje. 


13:15


Do tej pory jeszcze nic konkretnego nie zrobiłem. Nauka własna jak zawsze o tej porze w sobotę. Muszę napisać referat na godzinę wychowawczą. Trudno mi się do tego zabrać. Idę na obiad. 


17:45


Nie najlepiej się czuję. Wciąż boli mnie dół brzucha. Co prawda, z oddawaniem moczu nie mam już problemu, jednak czuję się tak, jakby coś mi zalegało w pęcherzu. Mam wrażenie, że zaczęło się to przedwczorajszej nocy i obawiam się, że może mieć wpływ na moje dalsze życie.


Tego referatu jeszcze nie zacząłem. 


niedziela, 22 listopada 2020

11 grudnia 1986


Oj niedobrze! Zdaje się, że zachorowałem. Mam wypieki na policzkach. Po moim ciele, bez przerwy biegają nieprzyjemne dreszcze. Zdaje się, że to efekt tego wyjazdu do Warszawy. Zarębska miała rację mówiąc, że wszystko wyjdzie po trzech dniach. No i oczywiście ten dzisiejszy basen. Gdybym sobie go podarował, może, przeszedłbym to łagodnie. Woda zimna jak cholera, a mnie się kąpać zachciało.

W sumie byłem bardzo krótko: od 10 do 15 minut. To jednak wystarczyło. Miałem wrażenie, jakbym się w tej wodzie rozpuszczał. Nie czułem zimna, raczej, taki bardzo dziwny, stan. W tej chwili, po dość długim czasie, nadal tak się czuję. Jakby tego było mało, wydaje mi się, że przeziębiłem sobie pęcherz. Zresztą nie jestem pewny czy to jest pęcherz. Czuję dziwny ucisk w dole brzucha. 

Dobrze, że udało się nam naprawić to okno. Teraz w pokoju jest ciepło, jak u Pana Boga za piecem. Miło, szczególnie że na dworze spadł już pierwszy śnieg. Jeszcze nie ma mrozu, więc pewnie wkrótce się rozpuści. 


Wydarzenia dnia:


Uprawa roślin. Kartkówka. Pomyślnie.

Matematyka. Źle. Niedostateczny.

Historia. Prof. Bieńkowska zaproponowała mi wyjazd z, jakąś bliżej nieokreśloną, grupą do Warszawy. To ma być teatr. Jakaś sztuka. W pierwszej chwili się zgodziłem, ale później wycofałem się. Pewnie straciła 200 zł, bo tyle kosztował bilet. Nie rozmawiałem z nią już później. Ktoś miał jej przekazać, że zostaję.

Nauka własna. Zarembska spisywała wyjazdy. Jak już wspominałem zostajemy na sobotę i niedzielę. Mamy prać wykładzinę w pokoju. 

Po kolacji basen.


sobota, 21 listopada 2020

10 grudnia 1986

Środa


Najważniejsze wydarzenia z ostatnich dni:


Trzecia lekcja. Chemia. Klasówka. Jestem pewny, że dostanę dwóję.

BHP. Kartkówka. Nie dotrzymałem obietnicy. Tylko trójka. Dobre i to. W sumie mogło być gorzej. Próbowałem ściągać. Bez szans. Nie u Kozyry. Wiecie co to jest trzyminutówka? Pytanie i minuta na odpowiedź. Trzy pytania, trzy odpowiedzi i kartka w górę.

Jutro klasówka z matematyki. Dziś byłem na zajęciach wyrównawczych. Trochę pomogło, ale na jutro się nie uczę. Nie jestem w stanie przysiąść do tego przedmiotu. Nie wiem co się ze mną dzieje.

Zarębska zabrała zasłony z pokoju do prania. Musiałem też oddać te z łazienki oraz z drzwi wejściowych. Nie mam pewności czy wrócą te same, czy w ogóle wrócą. 

W ubiegłą sobotę pomalowaliśmy pokój na żółto. Zostaję na ten weekend. Pierzemy wykładzinę z podłogi. 


piątek, 20 listopada 2020

7 grudnia 1986

Niedziela


-Wiesz, twoje oczy są zniewalające, twoje spojrzenie tak bardzo pociągające. Śmiejesz się. Przecież wiesz o tym bardzo dobrze. Gdyby nie ty, moje życie straciłoby sens. Co się stało? Dlaczego milczysz? Coś nie tak? Co widzisz w pustce przed sobą? 

-Zło.

-Zło?

-Lęk.

-Boisz się? Kogo? Mnie? Dlaczego? 

- … 

-Chyba masz rację. Jest we mnie mnóstwo lęku. To lęk, z którego rodzi się zło. Staję się złym człowiekiem. Złym, nie według prawa ludzkiego, ale prawa najwyższego, prawa Naszego Pana i Stwórcy. Wiem, że zbłądziłem.

- … 

-Co się stało?! Gdzie jesteś? Dlaczego przerwano połączenie z tobą? Ktoś wtargnął w nasz świat. Ile czasu będzie to jeszcze trwało? Całe życie? Nie ma cię. Zniknęłaś, rozpłynęłaś się we mgle. Odeszłaś razem z wiatrem. Nie mogę bez ciebie żyć. Muszę znów cię zobaczyć. Przyjdź do mnie. Pokaż się mi zjawo, przyjaciółko moja. 

Och, gdybym miał moc czarów, we władaniu. Strzeżcie się wszyscy wrogowie! Strzeżcie się, którzy podnosicie na mnie rękę!

Jestem sam: mały, bezbronny i na dodatek wierzę w bajki. Ile jeszcze poniżenia i zniewag przyjdzie mi znieść?! Ile jeszcze dni będę musiał znosić to piętno życia, nim dojdę do celu?!

-#$%&*#

-Hej, hej! Kto się odzywa?! Gdzie jesteś? Pokaż się!


***


Od kilku dni przeżywam kryzys psychiczny. Jestem rozdrażniony. 


czwartek, 19 listopada 2020

3 grudnia 1986

Środa


Wczoraj kąpałem się w naszym basenie. Dziś dostałem “Fantastykę”, którą zaprenumerowałem jakieś dwa miesiące temu. Będą kolejne numery. Dziś była kartkówka z BHP. Dostałam czwórkę. Mało, jak na moje możliwości. Następnym razem postaram się bardziej. Lekcje przeszły bez stresu. Na fizyce były same doświadczenia. 


Pogoda. Pochmurno, chłodny deszcz, ale bez mrozu. 


Po obiedzie jadę na religię.


Od dzisiejszego dnia postanawiam robić w tym zeszycie codzienne wpisy. To będą, raczej, skróty wiadomości, niż długie poematy. Nie mam zbyt dużo czasu. Oprócz zwykłych wpisów będą tu także wiersze i opowiadania.

Od dziś, postanawiam też, bardziej wziąć się za naukę. W szczególności zależy mi na BHP. Chociaż nie grozi mi z tego przedmiotu dwójka, to jednak chcę być z czegoś, naprawdę, dumny. Aspiruję do czwórki na półrocze.


***


Jest tak jak podejrzewałem. Z takich przedmiotów jak: mechanizacja rolnictwa, BHP, uprawa roślin, biologia i rosyjski jestem dobry i mógłbym z nich spokojnie mieć czwórki na półrocze. I właśnie tych przedmiotów, nigdy się nie obawiałem. Jest tak, że z niektórych przedmiotów prawie w ogóle się nie uczę, a i tak mam dobre oceny. Na tych przedmiotach też nie ściągam. Rzadko się stresuję. Dlaczego? Zasady wystawiania ocen oraz sposób podejścia do przedmiotu jest wyraźnie określony. Czasami te zasady są bardzo ostre, ale zawsze bardzo jasne i czytelne dla ucznia. Wczoraj nie obawiałem się dzisiejszych lekcji, dlatego, że dokładnie wiedziałem co dzisiaj może mnie spotkać. Widziałem, na co zwrócić szczególną uwagę i do czego się przygotować. Widziałem też, co można sobie odpuścić.


***

Znów gorąco spływa na moje ciało,

Pod zaczyna płynąć strugami na czoło,

Mimo wszystko upału mi mało,

Wciąż przeżywać katusze chcę wkoło. 


środa, 18 listopada 2020

2 grudnia 1986


Wtorek


Pogoda. Pochmurno, deszczowo, ponuro. Zaraz idę do szkoły. Lekcji wcale nie odrobiłem. Pewnie dostanę balona. Wczoraj na stacji w Pilawie widział mnie Najman. Ciekawe co powie?


16:45


Przed obiadem i przyszedł Sylwek i spytał, czy chcę się wykąpać. Nasz basen jest już gotowy. Woda ciepła. Szybko zjedliśmy obiad, wzięliśmy ręczniki oraz kąpielówki i poszliśmy do szkoły. Basen już gotowy, tylko z niego korzystać. Cały problem polega na tym, żeby się zapytać. Bo czekaliśmy na pana Leszka w szkole. Kiedy przyszedł powiedział, że, oczywiście, nie ma przeszkód, ale on nie ma czasu, bo musi jechać do domu. Powiedział, abyśmy poprosili któregoś z wychowawców w internacie. Powiedział, że jest taki przepis, iż nadzór nad osobami kąpiącymi się musi pełnić osoba dorosła. 


wtorek, 17 listopada 2020

1 grudnia 1986

Poniedziałek


Jesteś przy mnie. To dobrze. Przy tobie jest mi raźniej. Spoglądasz na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczami. Delikatnie odgarniasz długie, falujące włosy w kolorze śmietany. Odrywam wzrok od kartki. Patrzę w te błękitne źrenice. 

Jesteś przy mnie. To dobrze. Wypełniasz pustkę, która zakradła się do mojej duszy, pustka, która tkwi we mnie bardzo głęboko. Jesteś, kładziesz dłonie na moich barkach. Jesteś taka nieśmiała i skromna, a jednak… nieważne. Odnajduję twe dłonie. Delikatnie drżą. 

 Jesteś ze mną. Wspaniale. Co z tego, że jesteś nierealna, że rozpływasz się w podmuchach wiatru? Bez znaczenia jest to, że za chwilę znikniesz. Nieważne.

To dużo, wystarczająco dużo. Nie potrzebuję więcej. Jesteś w moich myślach, wyobraźni… Bez znaczenia jest to, że za chwilę cię nie będzie. Wiem, że kiedy tylko zechcę, kiedy mocno zapragnę, pojawisz się znowu. 

Nie. Ciebie nie ma. Nie ma cię, bo ty jesteś moją wyobraźnią. To głupie. Nikt o tym nie wie i się nie dowie.


***


Siedzę i zapisuję kolejne kartki tego pamiętnika. W telewizji jest “Janosik”. Nie poszedłem. Nie oglądałem jeszcze ani jednego odcinka, więc i z tego zrezygnowałem. Wszyscy poszli na tym film. 

Na dworze zimno. Niedawno przyjechałem z domu… nie, nie. Nie z domu. Byłem z Sylwkiem w Warszawie. Kupiłem sobie kurtkę i kilka innych rzeczy. Mieliśmy pójść do kina, ale nie poszliśmy.

Zdaje się, że nasz basen jest czynny. Widziałem, jak chłopaki z pierwszego piętra gnali z ręcznikami. W sumie nie ma się co dziwić. Basen miał być czynny już we czwartek.

Muszę zajrzeć do lekcji. Nie byłem dzisiaj w szkole. Z polskiego muszę uzupełnić ostatnią lekcję. Zdaje mi się, że chyba, już nic nie zrobię. Cała moja klasa jest na tym filmie i nie mam od kogo pożyczyć zeszytu. Usiądę po kolacji. Może nawet po ciszy nocnej. Zobaczymy. 

Aha, koniec filmu.


poniedziałek, 16 listopada 2020

28 listopada 1986

piątek


Nim rano jeszcze dobrze oczy otworzyłem, ze snu wyrwał mnie przeraźliwy krzyk. Nasza wychowawczyni, Zarębska, jest niesamowita. Zastanawiam się dlaczego, nazywają ją szczota? Tak się darła, że myślałem, iż trzecia wojna światowa się zaczęła. Wpadła do naszego pokoju jak burza. Krzyśka wodą oblała, bo jeszcze nie wylazł z wyrka. Ja tam nie wiem, ale ta Zarębska, to wariatka.

Poranek jest mglisty i pochmurny. Okno jest uchylone. Mam wrażenie, że jest ciepło. Dziś jedziemy do Potyczy. Jak zwykle, pewnie wrócimy około 18:00. Nie podoba mi się ten układ, bo chciałem pojechać do domu.


niedziela, 15 listopada 2020

25 listopada 1986


Wtorek


Było ognisko. Byli na nim jacyś Czesi. Mała grupa. Jedną połowę kiełbasy zjadłem, drugą wyrzuciłem. Miało być popisowo, a wyszło dennie, drętwo i nudno. Co to za ludzie? Ognisko bez piosenek obozowych?! W ogóle ich prawie nie znają. Na dodatek, pod koniec rozpadało się i ognisko przygasło. Goście udawali, że i mi się to podobało, ale już z daleka widać było, że jest inaczej. Chyba kiepsko trafili. Mogli inną szkołę odwiedzić. Może lepiej by wszystko urządziła. 

No dobra, nie ma czasu na pogaduchy. Moje lekcje jeszcze nieruszone. 

Aha, chyba sraczki od tej kiełbasy dostałem. Cholera wie, może to od bigosu, który był na kolację. Zapieprzam do kibla.


piątek, 13 listopada 2020

17 listopada 1986


Poniedziałek


Ostatnio, dużo się tutaj dzieje. O czym tu opowiedzieć? Tak. Byłem w tę sobotę w domu. Forsy i tak dużo nie wziąłem, no bo i skąd? Nie przelewa się. Do domu jeżdżę po to, aby choć na chwilę, zmienić rytm życia. Jeżdżę tak, jak się jeździ na wakacje, albo pod namiot, na dziko. Jeżdżę, by spotkać się z matką. Robię to dla niej. Gdyby nie ona, mógłbym sobie darować.

Dzisiaj? Dzień minął spokojnie. Chociaż, dostałem dwie dwójki, nie denerwowałam się. Tak naprawdę, one dzisiaj były tylko wstawione do dziennika. Dostałem je już tydzień temu. Zdążyłem już pozbyć się stresu z powodu. 

Dzień był mglisty i pochmurny. Jak na tę porę roku, było stosunkowo ciepło. 

Jutro? Jutrzejszy dzień zapowiada się ciekawie. Kartkówka z polskiego. Mam nadzieję, że nie zakończy się to balonem. 


czwartek, 12 listopada 2020

12 listopada 1986

Środa


Nic już dziś nie wiem.



Dlaczego mi się przyśniłaś?

Taka ładna i kochana byłaś.

Taka cicha i skromna,

Niczym zjawa bezdomna.


Dlaczego mi się przyśniłaś?

Dlaczego się zjawiłaś?

Czy na mą miłość liczyłaś?

We śnie, tak słodko, pieściłaś.


Jak kochać senną zjawę?

Traktować to jak zabawę?

W mojej głowie naprawdę istniejesz,

W lustrze do mnie się śmiejesz.


Widzę cię w słońca wschodzie,

Słyszę w płynącej wodzie,

Jesteś na niebie gwiaździstym,

Ciepłym wietrze i poranku mglistym.


Słyszę cię w sennej ciszy,

Tam, gdzie nikt nic już nie słyszy.

Widzę te uśmiechy niewinne,

Podobne, lecz od wszystkich inne.


Przyjdź do mnie dzisiaj, tej nocy,

Rozwiń czar upojnej mocy.

Dotykaj zapachem dłoni,

Niech wiedzą wszyscy… oni.


A twa uroda ich w zachwyt budzi.

Tyś ziemską jest istotą.

Kochaną być - żyjesz tylko po to.

Lecz gdy nieśmiałość krępuje ręce,

A serce, nie sługa i pragnie wciąż więcej,

Gdy serce, jak więzień do drzwi kołacze,

Woła, krzyczy, czasami płacze.


Czasami w nocy lęk pusty mnie budzi,

Wtedy już wiem: samotność wśród ludzi.

Otwieram oczy, widzę spokój i ciszę.

Skąd więc ten szloch, który ciągle słyszę?


Jak głupi ślepiec, idę za głosem,

Bukiet swych uczuć przez życie niosę,

Jak małe dziecko, drepczę za śpiewem

I, tak naprawdę, nic już dziś nie wiem.


środa, 11 listopada 2020

10 listopada 1986

Poniedziałek


Muzyka. Spokój i ciepło. Za oknem szron i wschodzące słońce. Dziś jest akademia. Rewolucja październikowa. Mówię wiersz. Ile ja się musiałem namęczyć nad recytacją, nad jej dopracowaniem. Nawet sam Rusak przyszedł i mnie szkolił. Mimo wszystko obawiam się, że przy pełnej widowni, nie wyrecytuję go tak, jakbym sobie tego życzył. Dzisiejsze lekcje mogę sobie darować. Będę tylko na polskim. Oprócz wiersza pomagam w przygotowaniu dekoracji. 

Wczoraj założyłem się z Ryśkiem, że dziś będzie padać. Wokół księżyca była obwódka. Jak na razie, zapowiada się piękna pogoda.

Trochę się boję tej akademii. Chociaż to już drugi raz, czuję lekki lęk. Nie umiem go opanować. Powinienem iść do dziewczyn i oddać im rysunki.


wtorek, 10 listopada 2020

30 października 1986

Czwartek


Miała piękne, długie, złociste włosy. Opadały falami na ramiona i, niesione lekkimi podmuchami wiatru, co chwilę, odsłaniały długą, łabędzią szyję. Spod bujnej grzywki, niczym dwie Iskierki, błyskało dwoje błękitnych oczu. Oprawione w ciemne brwi i długie rzęsy, wyrażały przekorę, a jednocześnie nieśmiałość. Można by rzec, twarz żywcem wzięta z jakiegoś obrazu.

Była piękna. Może zbyt piękna. Była jak Szeherezada z baśni tysiąca i jednej nocy. Pociągała mnie bardzo. Jeżeli mój wzrok już na nią padł, trudno było mi go oderwać. Ona, chyba, o tym wiedziała. Zawsze, kiedy spostrzegła moje skrępowane spojrzenie, uśmiechała się spod przymknięty powiek. Jakby chciała powiedzieć, że czuje się tak samo. Nie wiem jednak, czy naprawdę wiedziała, co dzieje się w głębi mojego serca. Najśmieszniejsze jest to, że między nami, oprócz zwykłego koleżeństwa, właściwie, nic więcej nie było. I wtedy, nadszedł właśnie ten wieczór, kiedy byłem bliski załamania…