Niedziela
2:30 Łochów
Sławek leży i jęczy. Zrobiłem mu herbatę. Nawet nie wypił całej. Dopiero co trochę wytrzeźwiał. Pili u Jarka i przyjechał napruty jak bela. Haftował kilka razy. Siedzę, słychać miarowe tykanie budzika. Coś dziwnie jęczy w lodówce. Słychać pykanie piany w misce obok mnie. Sławek, przykryty jest kołdrą i zasypia. Dobrze jeżeli w ogóle zaśnie. Zrobiłem sobie kawę, stoi teraz pachnąca obok mnie.
Dom stoi w uśpieniu. Nawet psy już nie szczekają. Przed wieczorem pracowałem trochę w ogródku, kopałem. Obiecałem, więc musiałem. Jeszcze teraz bolą mnie trochę plecy. Ogródek to rzecz, która jednoczy całą rodzinę. Każdy ma w nim coś do roboty. Praca w nim sprawia wszystkim radość i przyjemność. I bez względu na to, czy lubimy się nawzajem, wszyscy lubimy nasz ogródek. Podchodzimy do niego z entuzjazmem i radością. Nie wiem, co w nim jest. Po prostu bardzo go lubimy.
To właśnie chciałem napisać. Niech to, co piszę, będzie wolnym przebiegiem moich myśli. Prawda, że myśl jest o wiele szybsza niż pisanie, i oprócz głównej myśli, oprócz głównego wątku, tysiące małych szybkich myśli szybują, snują się, niczym skręcone nici. Ale ta główna myśl, do której powracam, jest prowadzona jak samochód przez kierowcę i zapisywana w konkretnych słowach. Właściwie w ten sposób pisze się najłatwiej. Nie trzeba żadnego wysiłku. Zapisuje się to, co jest aktualnie w głowie.
Burczy mi w żołądku. Jestem głodny. To przez tę kawę. Pasowałoby coś zjeść, ale myłem już zęby. Chyba jednak coś zjem. No ale przez ten czas wyschnie mi pióro. Dobra i tak trzeba będzie nabrać tuszu, bo chyba się już kończy. Ale grubo pisze to pióro.
No tak. Jest już późno, a ja nie śpię. Zaraz zacznie się rozwidniać, ale jutro jest niedziela. Ostatnio mało śpię. Do roboty na 5:00.
Ten ostatni tydzień był wyjątkowo pracowity. Robiłem po 14, a nieraz po 16 godzin. Od samego rana do ciemnej nocy. Cały dzień w szklarni z ciężką pracą. Towarzyszył mi tylko ból żołądka. Nie umiałem sobie z nim poradzić. Czasami siadałem na registrach, jęczałem i kląłem na przemian. Czasami po prostu nie mogłem wstać.
Boli mnie jakieś 2-3 godziny po jedzeniu. Więc trzeba często jeść, tak by nie mieć pustego żołądka. Tylko, co można jeść w szklarniach? Oczywiście, pomidory. Ale same pomidory też za dobrze nie wpływają na trawienie. Właściwie nie jestem pewien, czy nie od nich mnie tak boli ten wrzód. Bo dlaczego właśnie w tym ostatnim tygodniu tak się obudził? Może dlatego, że tyle pracuję lub od tego gorąca i wilgoci.
Tak, tak, pod szkłem jest naprawdę gorąco, szczególnie gdy świeci słońce. Trudno wytrzymać, po nosie cieknie pot. I jeszcze na dodatek ten smród pomidorów. Teraz już się trochę przyzwyczaiłem, ale na początku zawsze bolała mnie od tego głowa.
Szklarnie stanowią większą część mojego obecnego życia. Praca w nich sprawia mi mimo wszystko przyjemność. Chciałbym, by wszystko było na perfekt, by nigdy nie zalegać z robotą. A tu po prostu się nie da. Pomidory pędzą do góry, i kilka dni i już leżą. A tu trzeba przerwać liście, bo owoce nie chcą dojrzewać. Dochodzi do tego jeszcze podlewanie, nawożenie, harmonizacja i inne prace. Tak że na pielęgnację zostaje po 2-3 godziny dziennie. A ile można zrobić w 3 godziny? Te 5 połówek trzeba oblecieć przynajmniej raz w tygodniu, więc aby nie zalegać, zostaje się po godzinach. \
Zrobiłeś jedno, a za tyłkiem rośnie ci drugie. Nie ma zmiłuj. Niektóre krzaki porosły po metrze, bez podpory i pomocy sznurka. Szok. Dziki większe od pędu właściwego. Nie widać, czy to jeszcze pomidory, czy już egzotyczny busz. Robi się albo na wózku, albo ręce ciągle trzyma się w górze, bo krzaki dochodzą już do drutów, więc łapy napieprzają, jak nie wiem co.
Taka ciągła praca, a zachciało mi się tej dodatkowej połówki. Czy dam radę? Czy warto za te 100 000 robić drugie tyle? Czy nie lepiej było powiedzieć: "Dziękuję"?
No niby tak, tylko ja też się czegoś nauczyłem Wieśka. Tego, co robisz i jak się przy tym namęczysz, oprócz ciebie nikt nie będzie pamiętał. Tylko jedno się liczy – forsa. Ona jedna pozostaje i to, co za nią kupisz. Wiesiek mówi: "Nigdy za dużo forsy".
Ludzie, z którymi pracuję, już mnie zaakceptowali. Jestem jednym z nich. Chociaż nie wszyscy mnie lubią, także nie wszystkich i ja lubię.
Teraz gdy dużo jest roboty, mało rozmawiam z moimi kolegami i koleżankami po fachu. Nie ma na to czasu, nie ma czasu na siedzenie i pogaduchy. Kiedyś sobie mogliśmy na to pozwolić, ale nie teraz. Teraz każdy siedzi w swoich nawach, nawet pije przy robocie tę wodę czy herbatę. Każda minuta jest cenna. Nie wiem, czy opłaca się tak eksploatować, po co się tak męczyć za te kilka nędznych groszy. Czy nie lepiej zarobić mniej, ale za to mieć czas na odpoczynek, na rozrywkę, może ulubioną książkę?"
Ludzie, z którymi pracuję, właściwie mówią tylko o pracy i o domu. Czasami trochę o tym, co dzieje się w polityce. Z początku mnie to bardzo raziło, ale teraz się już przyzwyczaiłem. Stałem się trochę podobny do nich. Boję się, aby całkowicie się nimi nie zintegrować. Dlatego chcę studiować. W hotelu właściwie nic się nie dzieje. Teraz gdy jest ciepło, można iść nad zalew popływać. Zacząłem biegać. Biegam z sąsiadką z pokoju obok. Ona chce się odzwyczaić od palenia. Właściwie to żaden bieg, taki truchcik. Nie biegała już 10 lat, od kiedy skończyła szkołę."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz