sobota, 30 września 2023

21 maja 1990

Poniedziałek 


Wieliszew 20:50 


Już wieczór. Senne mgły wychodzą z wody i snują się nad polem. Latają krzewy i drzewa, jakby chciały szeptać im do ucha: "nie bójcie się, jesteśmy z wami". Drzewa, biedne drzewa, młode delikatne liście ścięte przez poranny mróz, zeschłe i pożółkłe już na wiosnę. Po co żeście tak szybko budziły się do życia? Nie nadszedł jeszcze wasz czas. 

Biegnę: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa... Słyszę swe kroki na miękkim podszyciu: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… Biegnę: drzewa mijają mnie, gałązki ocierają się o moją twarz. Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… prosto przed siebie. Nogi same mnie niosą. Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… słyszę własny zmęczony oddech. Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… daleko w tyle zostawiam swoje troski. Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… pokonuję własne słabości. 

Uwielbiam biegać. Bieg jest dla mnie odtrutką na zmartwienia dnia codziennego. Dziś biegałem  razem z Jadzią — moją sąsiadką. Ona chce rzucić palenie papierosów. Poza tym chcę nabrać nieco kondycji i zacząć nowe życie. Pomagam jej w tym. W sumie poznajemy się nawzajem. Jest kilka lat starsza ode mnie, ale na poziomie mentalnym nie widzę żadnej różnicy. Świetnie się dogadujemy. Jadzia ma 30 lat a ja 22 i kiedy jestem obok niej, to wyglądam jak dzieciak. Chociaż tak naprawdę według mnie to nie ma żadnego znaczenia. W naszej relacji chodzi o sport. W tym wypadku wiek nie odgrywa żadnej roli. Nie czuję się taki samotny w tym hotelu. Mam z kim pogadać, ona też. Ona też czuje się trochę odrzucona przez społeczeństwo. Chociaż tak naprawdę nie wiem, dlaczego, bo jest bardzo sympatyczna. Biegamy po lesie i polach wśród przyrody i jest bardzo fajnie. 

Powinienem zabrać się za naukę, jeżeli chcę zdać te wrześniowe egzaminy na studia. Cieszy z drugiej strony, to nie wiem, czy w ogóle do nich doczekam. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że jeszcze raz zgarnął mnie do wojska. Muszę dokończyć załatwianie formalności z tą służbą wojskową, bo chcę sobie ułożyć normalnie życie. 


piątek, 29 września 2023

21 maja 1990

Poniedziałek 


Wieliszew 17:40 


Już po pracy i po obiedzie. Dzień jest ciepły, choć wieje chłodny wietrzyk. Dziś był zbiór pomidorów. Bolą mnie trochę plecy, ale przejdzie. Pójdę się wykąpać, a wieczorem pobiegam. 

Forsa rozpływa się jak lód w upalne lato. Topnieje i nawet nie wiesz kiedy.

Jak się dziś dowiedziałem, to nie tylko nam zmarzły te pomidory. Ludzie ze wsi klną, ile wlezie. Wymarzło wszystkim i to nie tylko pomidory. Inne warzywa też, a także ziemniaki. Gadają, że ceny produktów rolnych pójdą w górę. 


czwartek, 28 września 2023

21 maja 1990

Poniedziałek 


Stacja kolejowa Tłuszcz 5:35 


Wczorajszy dzień był przygnębiający. Wymarzły prawie wszystkie pomidory. Nawet te, które były przykryte folią i papierem. Temperatura przy gruncie spadła do -4°c. Mama dostała bólów w klatce piersiowej a ja chodziłem jak struty przez cały dzień. Nie mogłem patrzeć na te poczerniałe zwiędłe krzaki. Wczoraj wieczorem wszystkie, które ocalały wykopałem i w skrzynkach wstawiłem do sieni. Nie mogłem sobie darować tego, że nie pomyślałem o tym wcześniej. To bardzo przykre, bo poszło na to bardzo dużo pieniędzy i pracy. No i sąsiedzi będą patrzeć na nas szyderczym wzrokiem. W ogóle to już od trzech nocy temperatura spada poniżej zera. Trzeba będzie kupić nową rozsadę, ale nie wiem, skąd wziąć pieniądze. 

Poza tym mama nie wróciła do domu. Nie wiem, co się dzieje. Odwoziła Justynę do szkoły i powinna być wczoraj o 20:30, a dziś, jak odjeżdżałem, jeszcze jej nie było. Boże, coś się musiało stać. Nie mogła pojechać do pracy, bo dzisiaj ma wolne. 

Jadę do Wieliszewa. Nie zachodzę do hotelu, tylko od razu idę na szklarnie. Czuję się dziwnie. Stacja, blade, zimne poranne słońce. Właśnie zamknęły się drzwi – ruszamy. Tak tu na grzali, że wytrzymać się nie da. Patrzę, jak ludzie spacerują po peronach. Obserwuję ruszające i zatrzymujące się pociągi. Wreszcie jedziemy. 


środa, 27 września 2023

19 maja 1990

Sobota 


Łochów 17:00 


Pióro znowu fiksuje. Nie chce pisać. Poza tym boli mnie głowa. Jest jakaś taka ciężka. Idziemy dziś do kina na horror amerykański. Tylko żeby było czynne, bo ostatnio bez powodu lubią zamknąć. Ja pierniczę, jak napieprza mnie ta głowa. Na dworze chłodno. Wieje zimny, północny wiatr. Niebo bez chmur. Telewizor przyciszony. Sylwek myje zęby, a Justyna wyszła do kuchni. 

Jestem jak gąbka. Wsiąka we mnie wszystko, co dzieje się dookoła. Znowu mam ten dziwny mętlik w głowie. To jest jak przelewanie myśli z naczynia do naczynia. Chwilami tracę poczucie własnej tożsamości. Nie piszę o tym co dzieje się wokół mnie tylko to, co odczuwam. Są chwile, że wydaje mi się, iż jestem niematerialny. Staram się przelać na papier wszystko, co dzieje się wewnątrz mnie. Staram się to rejestrować w taki sposób, w jaki to odczuwam bez upiększania. Może to pomoże w stworzeniu mojego indywidualnego stylu pisarskiego, a może to tylko kompletne bzdury. Na razie ciągle szukam i eksperymentuję. Też względu wszystkie zmiany, które wprowadzam, mogą wydawać się nieco dziwne. 


wtorek, 26 września 2023

19 maja 1990

Sobota 


Łochów 3:50 


Jest piękny, choć zimny poranek. Obawiam się o pomidory w ogrodzie. Dziś w nocy temperatura spadła poniżej zera, a to niedobrze. 

Jest tak wcześnie, a ja nie śpię. Pewnie zastanawiasz się dlaczego? Przecież nigdzie dzisiaj nie jadę. Cóż, wyjaśnienie jest proste: mama mnie obudziła. Na jej prośbę ustawiłem grzejnik na cały regulator, tak, żeby w ogóle się nie wyłączał. Chciałem, aby wyschły jej ubrania, bo jedzie do pracy. Niestety w tym stanie tego grzejnika ktoś musi pilnować, żeby coś się przypadkiem nie zapaliło. 

Jestem bardzo zadowolony z tego, że przyjechałem do domu. Wreszcie jestem u siebie, a nie w tym zapyziałym hotelu, którego mam już tak serdecznie dosyć. Boże, jaki jestem szczęśliwy, że mogę spędzić te kilka dni z rodziną. Regeneruję wszystkie swoje siły psychiczne, intensywnie odpoczywam. Chociaż teraz nie pracuję tak intensywnie, jak w ubiegłym tygodniu, to i tak jest ciężko. Nadgoniłem z robotą i 8 godzin wystarczy. Jak zaczynam o 5:00, to kończę O 13:00. Mam do tego prawo i nikt mnie nie może zmusić, żebym pracował więcej. 

Sylwek kupił trochę ubrań w Warszawie za pieniądze, które mu dałem. Spodnie, koszula, koszulka sportowa, buty (numer za małe, ale okej). Przy okazji zawiózł moje dokumenty do uczelni. Jestem już spokojny. Muszę zacząć się uczyć, bo termin egzaminów już blisko. Jeżeli uda mi się uniknąć wojska, będzie po prostu super. Trzeba przetrwać zarówno to wojsko jak też i egzaminy na studia. Później to już chyba jakoś to będzie. Życie zaczyna się mi układać. Rysują się przede mną nowe perspektywy. Chyba niepotrzebnie tak bardzo narzekałem. 


poniedziałek, 25 września 2023

17 maja 1990

Czwartek 


Wieliszew 15:00


-Ale w poniedziałek to chciałeś mi uciec. Chciałeś  pobiec sam, a ja się wprosiłam. 

Chwilę milczę. Trafiła w samo sedno sprawy. Rozgryzła mnie. Ona też to umie robić z ludźmi, tak, jak ja. 

-Nie, no nie… -  milczę jeszcze chwilę, bo nie wiem, co powiedzieć. Prawdę? - W poniedziałek to byłem z tą dętką traktorową. 

-Naprawdę? - przygląda mi się uważnie i wie, że jestem zmieszany. 

-Chciałem popływać, - przerywam w połowie zdania. Nie mogę jej przecież powiedzieć, że się wstydziłem, że nie chciałem, aby tę dętkę widziała. To dobre dla takich debili jak ja, a nie dla dziewczyny z klasą. I tak mnie wyczuła. 

-To niebezpieczne tak pływać po Zalewie samemu. 

-No cóż, czasami lubię trochę ryzyka. 

-Strasznie się bałam, jak tak daleko wypłynąłeś. 

Dalej już konwersacja przebiegła w miarę normalnie. 

Zdaję sobie sprawę, że ona jest podobna do mnie. Przynajmniej w tym zakresie. Cały czas na różne sposoby próbuje mnie rozgryźć, wejść w moją duszę, a ja się bronię. No cóż, chyba będziemy przyjaciółmi. No ale trzeba zaznaczyć, że po raz pierwszy ktoś tak bardzo mnie zaintrygował swoją osobowością i zachowaniem. 


niedziela, 24 września 2023

17 maja 1990

Czwartek 


Wieliszew 14:20


To są moje luźne myśli. To są słowa i porównania. Bez sensu, kompletnie bez sensu. Jesteś cudowna. Jak to brzmi? Jesteś piękna. A to? Jesteś wspaniała. Jesteś niezastąpiona. Reinkarnacja – powrót do życia w nowym wcieleniu. Jesteś pieszczochą, słodką laską. To już ta godzina? Stoisz za zasłoną moich marzeń niewidzialna, ale realna. Zielony dywan. Muszę napisać do kierownika internatu Rusaka o tę pracę w Miętnem. Tylko jak? Boże, jaki to ma wszystko sens?! Jaki to ma wszystko sens? Sens, sens... Cholerne bachory! Po chuj zrobili to przedszkole pod oknem?! Daj dłonie kochana. Jakie delikatne. La, la, la, la... Co ty, kurwa, robisz?! Idź się wreszcie kąpać! Zaraz przyjdzie Wiesiek. Musisz jeszcze kupić chleb. Gówno prawda. Nic nie muszę. Absolutnie nic nie muszę. Wszystko przez tę forsę. Lećmy, Lećmy... 1 G do góry. Zostaw mnie w spokoju! Uciekaj do domu. Co to ma znaczyć, do jasnej cholery! 


sobota, 23 września 2023

17 maja 1990

Czwartek 


Wieliszew 13:45 


Nareszcie. Nareszcie to cholerne pióro działa. Mogę pisać. Stary złom zawsze wysycha. Musiałem przeczyścić nitką szparkę w stalówce. Ale, kurde, teraz to już nie mam nastroju do pisania. Jak nastrój był, to nie było czym pisać. 

Dlaczego tak wcześnie? 

No nie mów, że spojrzałeś na godzinę. Zazwyczaj nie zwraca się na to uwagi, a to zawiera w sobie dużo informacji. Dziś robotę skończyłem wcześniej. Wcześniej zacząłem, to wcześniej skończyłem. Znowu jestem w pokoju.

Zaczynam wypisywać jakieś niedorzeczności. Cholera jasna, cały świat jest przecież niedorzeczny! Równowaga psychiczna? No tak, boję się ją stracić. Nie wiem, co się ze mną dzieje, tracę orientację, tracę świadomość tego, gdzie jestem, kim jestem i co ja właściwie tutaj robię. 

Mam jeszcze godzinę. Później przyjdzie Wiesiek i pewnie do końca dnia już nic nie napiszę. Słyszę kroki na korytarzu. To sąsiadka zza ściany. Poznaję po głosie. To, co piszę, może wydać się niezrozumiałe. W sumie to nie obchodzi mnie, czy ktoś to zrozumie. Tak naprawdę mam to wszystko w głębokim poważaniu. 

Bolą mnie plecy tuż pod łopatką i w krzyżu, ale to nie od roboty. Wczoraj i przedwczoraj byłem nad zalewem i pływałem, a woda była jeszcze zimna. 

O czym tu pisać? Czy o tym, co się tu dzieje? Nie wiem, kim jesteś, drogi czytelniku. Mogła przecież upłynąć dekada albo dwie od mojego czasu. Twoje życie może być przecież całkiem inne. To zrozumiałe. Dlatego możesz wyobrażać sobie moje życie po swojemu. Nie mam o to pretensji. 

A hotel? Hotel jak hotel: syf, kiła i mogiła. Brygadzistka tak jakoś dziwnie podpytywała, ile mi roboty jeszcze na jutro zostało. Cwaniara, pewnie kombinuje, jakby mi tu wlepić dodatkowe zajęcie. Na przykład komuś pomóc? Wieśkowi? Niech się w dupę ugryzie! Wiesio po robocie zostać nie chce i tylko ciągle narzeka, że nie może dać sobie rady. Ja cały tydzień kiblowałem w tych pierdolonych szklarniach i świata nie widziałem. Zasuwałem jak mały motorek. Łap nie czułem. Wreszcie dopiąłem swego i doprowadziłem swoją działkę do względnego porządku. Okazuje się, że można było. A teraz, kurwa, mam robić to samo u kogoś?! Nie chce mu się robić, to narzeka. 

Chuj z tym! To zły styl, ale i zły nastrój. Za oknem terkocze traktor, bo to jeszcze godziny pracy. 


piątek, 22 września 2023

16 maja 1990

Środa 


Wieliszew 16:50 


Jestem sam. Na dworze ciepło, ale nie gorąco. Powiewa lekki, chłodny zefirek. Po niebie płyną białe obłoczki. Nie zostałem dziś na szklarniach, więc jestem w pokoju sam. Wiesiek u Józka na drugim piętrze. Lubię być sam. Dobrze się czuję gdy jestem sam. Jestem jakiś otępiały. Siedzę i czekam. Co się ze mną dzieje? Czy mam jakieś omamy? Moja głowa jest jak z ołowiu. Coraz ciężej jest mi skupić myśli. Pojawiają się jakieś obrazy. 

-Zaginacz przestrzeni, co ty powiesz? 

-Zaginacz przestrzeni, albo jak kto woli, teleporter podręczny. 

-No co ty gadasz?! 

-No to ci wyjaśnię. To taka skrzynka bez dna. Wrzucasz przedmioty, a one wypadają, ale w zupełnie innym miejscu i z całkiem innej skrzynki. Niezłe, co? 

-No pewnie. Jedną ustawiasz w tym pokoju a drugą na drugim końcu miasta. Tutaj coś do niej wrzucasz i od razu masz to tam. Błyskawiczny transport. Już wiem, jak to wykorzystać. Zamiast wozić ubrania do domu, od razu byłyby w pralce. Wystarczyłoby tylko wsypać proszek. 

-Ale wiesz, że można to wykorzystać do celów niezgodnych z prawem? To rewelacyjne narzędzie dla złodziei. Taka złodziejska skrzynka. Bierzesz to ze sobą na szklarnię, idziesz między rzędami pomidorów, zrywasz i wrzucasz do tej małej skrzyneczki, a ona teleportuje to bezpośrednio do chałupy. Kiedy przechodzisz przez bramę, nic ze sobą nie masz, więc żadna kontrola nic nie wykaże. Nie ma żadnego ryzyka. 

-To świetna zabawka. Masz coś jeszcze? 

-Mam to. 

-A co to? 

-To taka mała nimfa. 

-Pokaż. Ona jest bez ubrania i do tego taka malutka. Dlaczego siedzi w tym akwarium? Myślisz, że może uciec? 

-Nie, ona nie ucieknie. Ona ma tam wodę. Ona lubi wodę. 

-Ale fajna. Wygląda zupełnie jak dorosła kobieta, tylko jest taka malutka. Ale ma fajną małą cipkę i cycki. Ile ona ma wzrostu? 

-Dwadzieścia centymetrów. 

-Skąd ją masz?

-Przyleciała ze mną z Marsa. Kupiłem ją w tym wielkim hipermarkecie ze zwierzętami egzotycznymi. 

-No co ty powiesz?! To, to jest zwierzę? 

-Tak. To zwierzę. Ono tylko wygląda jak miniaturowy człowiek, ale to tylko zwierzę. Słyszałeś o czymś takim jak mimikra? 

-Tak, to upodabnianie się jednych gatunków do innych, żeby przetrwać. 

-Czy ona, ono jest inteligentne? 

-Zależy jak na to spojrzeć. Jak na zwierzę jest bardzo inteligentna. Jednak nie jest mądrzejsza od szympansa czy delfina. 

-A co ona je? 

-Żywi się glonami i morskimi roślinami. 

-Niemożliwe. Co ty gadasz?! 

-Jak najbardziej. Tylko zobacz, w tym pudełku jest karma, zaraz ją wrzucę do wody. 

-Rzeczywiście! Niesamowite, jak ona dobrze pływa. Jak ryba. 

-Bo w rzeczywistości jest rybą. 

-Sprzedaj mi ją. Ile chcesz za nią? 

-Sorry, ona nie jest na sprzedaż, ale mam coś jeszcze, co cię zainteresuje. 

-Pokaż. 

-Voila, patrz. 

-Co to za torba? 

-Zajrzyj do środka.

-Eee to jakaś kula… Co ty mi tu pokazujesz? 

-He, he, he... ale to nie jest zwykła kula. Zastanów się, dlaczego nic nie waży. 

-No, nie waży. Dlaczego? 

-Bo ona umie lewitować. 

-Lewitować? 

-No latać przecież. 

-No, to wiem. Ale jak to? Bez niczego? 

-Bez niczego. Pokażę ci wieczorem, bo teraz jakoś nie mam chęci i nastroju, ale obiecuję, będą efekty. 

-Ty, poczekaj, pokaż, co tam jeszcze masz. Co to za małe pudełeczko? Ale fajne! Ile tu kolorowych światełek i przycisków, ho, ho... 

-Nie dotykaj. To promiennik uczuć. 

-Promiennik uczuć? Nigdy o czymś takim nie słyszałem. 

-To bardzo skomplikowane urządzenie elektroniczne emitujące bioprądy, które działają na twój układ nerwowy, wzbudzając w tobie odpowiednie uczucia. 

-Jakie na przykład uczucia? 

-Bo ja wiem, na przykład strach, albo nadzieja. To zależy, co wybierzesz i co ustawisz. 

-A ja sobie robisz? Przecież to niemożliwe. Jak sobie to ustawię, to naprawdę będę się bał? 

-Dokładnie. 

-No a miłość? To też potrafi to cudo? 

-Też. 

-Ej, daj spróbować. Którym przyciskiem? 

-Ale co? Miłość? To bardzo skomplikowane i złożone uczucie. Tego nie da się tylko jednym przyciskiem. Trzeba wieloma. Zależy, jaką chcesz miłość: poetycką, romantyczną? Nie wiem. Są różne. 

-Później ci pokażę. To tak jakbyś malował. Po to właśnie są te kolory. Jak widzisz, nie ma napisów i nie połapałbyś się w tym. I tak najpierw musisz przeczytać ten instruktaż, a dopiero potem zabrać się za dobieranie barw. Rozumiesz? 

-Rozumiem. Fantastyczne. To zupełnie tak jakbym grał na fortepianie. Jest szereg klawiszy i dopiero ode mnie zależy, jaką zagram na tym melodię. 

-Tak, można powiedzieć, że coś z muzyki w tym jest. 

-Koniecznie musimy to wszystko wypróbować dziś wieczorem. Tyle fajnych rzeczy przywiozłeś z tego Marsa. Musiałeś naprawdę dużo zwiedzić. Jak tam było? No i czy nieważkość jest tak niesamowitym uczuciem, jak mówią? No siadaj i opowiadaj wreszcie. 

-W sumie to bardzo mało czasu spędziłem w stanie nieważkości. Na statkach podróżujących między ziemią a Marsem jest już sztuczne ciążenie. Grawitacji brakowało właściwie tylko podczas samych przesiadek. No i w tym muzeum na orbicie wokół Marsa. No wiesz, jest taki kawałek przestrzeni kosmicznej, gdzie latasz w skafandrze z silniczkami odrzutowymi i zwiedzasz wraki starych statków kosmicznych. 

-Och, wraki?! 

-No, to niesamowite widzieć z bliska te wszystkie kolosy w kształcie torped i cygar z końca XXI wieku. I pomyśleć, że jeszcze niecałe 100 lat temu ludzie coś takiego budowali. Wiesz, ile to potrzebowało paliwa, żeby dolecieć do Marsa? No a Marsjanie pościągali to wszystko z orbity Ziemi i Księżyca i zrobili tam niesamowite muzeum. Te fotele z napędem są po prostu bombowe? Myślałem, że to dużo wolniej się porusza, a to zasuwa jak mały samochodzik pomiędzy tymi wrakami. Jeden z naszej grupy, taki gruby, próbował przy cwaniakować i zaczął majstrować przy joysticku. Efekt był taki, że sobie poleciał w przestrzeń kosmiczną i znaleźli go dopiero 300 km dalej. 

-300 km to kawał drogi. 

-No nie, jeśli chodzi o przestrzeń kosmiczną to nie tak daleko, ale gdyby nie miał transportera, to pewnie by go nigdy nie znaleźli. 

-No ale go znaleźli? 

-No znaleźli. Był na skraju wyczerpania, bo kończył mu się tlen ale przeżył. 

-No to musimy o tym wieczorem jeszcze pogadać. 

-Pogadamy. Przynieś jakieś piwo. 


czwartek, 21 września 2023

15 maja 1990

Wtorek 


15:15 Wieliszew


Kupiłem 100 sztuk sadzonek pomidora. Jadę do domu. Dziś trzeba to koniecznie posadzić, ale to już nie moja sprawa. 

Czyżby szedł u Wiesiek? 

Nie, to nie on. 

Wczoraj wybrałem się z moją sąsiadką zza ściany nad zalew. Najpierw biegaliśmy, a później ja się kąpałem, a ona opalała. 


środa, 20 września 2023

13 maja 1990

Niedziela 


Łochów 3:50 


Mój pierwszy scenariusz filmowy.


Miejsce akcji: stóg siana, gdzieś przy lesie. Stóg pełen siana. w środku jest wyrwana jama. Jest tak duża, że z powodzeniem mieści się tam dwoje ludzi. Wejście znajduje się od strony lasu. Ze wsi nie widać go wcale. 

Czas: pewien piękny, słoneczny dzień. Las pachnie igłami sosnowymi nagrzanymi przez promienie słońca. Szumią drzewa. Jest cudownie. 

Bohaterowie: jest nas dwoje. Ja i ona. Ona to piękna blondynka o rozwianych jasnych włosach uśmiechniętej radosnej twarzy. Jej krągłe ciało okrywa delikatna zwiewna sukienka, pod którą absolutnie nic już nie ma. Jej kształty prześwitują przez materiał w promieniach słońca. Jej duże krągłe piersi z wydatnymi sutkami kołyszą się pod jedwabnym materiałem w kolorowe kwiaty. 

Dziewczyna nie zwraca uwagi na swój wygląd. Zaobserwowana jest pięknym otaczającej nas przyrody. Śmieje się radośnie i tańczy na miękkim podszyciu. Jej długie zgrabne nogi niemal nie dotykają ziemi. Jej obfity zadek tańczy wraz z nią, wzbudzając mój zachwyt. 

Ja: dobrze umięśniony, zarośnięty na klatce piersiowej z rozpiętą koszulą. Idę trochę z tyłu z jakby ociąganiem. Przyglądam się dziewczynie. 

Dziewczyna mówi: 

-Widzisz ten stóg siana? 

Odpowiadam:

-Widzę. 

Dziewczyna mówi: 

-No to chodź. 

-Ja mówię: 

-Dobrze. 

Podchodzę do niej, obejmuję ją w pół, ugniatam jej tyłek jak piekarz ciasto na chleb. Dziewczyna kładzie ramiona na moich plecach, patrzy mi w oczy. 

Dziewczyna z podnieceniem: 

-Chodź, zrobimy to tam. Chcesz? 

Patrzę. Przez cienką sukienkę pieszczę jej piersi. 

Dziewczyna: 

-Ach!  

Ja: nic nie mówię. Pieszczę dalej jej piersi. 

Dziewczyna: 

-Och, och, ach! Och kochany zróbmy to tu i teraz, w tym pięknym stogu siana. 

Ciągnie mnie za rękę. Biegniemy. 

Dziewczyna: 

-Patrz, ktoś tu już był. Zobacz jakie wspaniałe miejsce. 

Wchodzimy do środka. Jest to dosyć obszerna i wygodna jama. Dziewczyna kładzie się na sianie. Kładę się na niej. Moja ręka powoli wjeżdża pod jej cienką sukienkę. Palcami wodzę po jej miękkich udach, czubkami czuję kobiece ciepło. Posuwam je dalej i dalej. 

Tymczasem ona, ta mała blondyneczka próbuje dostać się do mojego rozporka. Rozpina guzik, rozsuwa suwak. Pod palcami czuję miękki, delikatny puch. Gładzę go jak dziecko małego. Patrzę w jej oczy. Widzę zadowolenie i przyzwolenie na dalsze pieszczoty. 

Ona w tym momencie swoją delikatną dłonią dostaje się do pod moje slipy. Jednocześnie momencie moje palce rozchylają miękką, gorącą i sprężystą szparkę i wjeżdżają w środek. Jej oczy wyrażają podniecenie i zadowolenie. 

Czuję jej dłoń na moim penisie. Uścisk jest sprężysty i mocny. Moje palce przebierają w jej gorącym wnętrzu. Jej dłoń wykonuje posuwiste ruchy na moim drążku. 

Dziewczyna: 

-Ach! 

-Ja: och! 

Dziewczyna: 

-Wspaniale, jeszcze, jeszcze! 

Ja: 

-Jesteś cudowna! 

-Dziewczyna: 

-Dalej, och, ach, ech! 

Ja: 

-Oddaj mi się cała. 

Dziewczyna: 

-Bierz mnie! Przeleć mnie! Wyruchaj mnie dokładnie! 

Ja: 

-Och, jaka jesteś miękka ty moja mała pieszczoszko. Pokażę ci, co potrafi mój ogier. 

Dziewczyna: 

-Tak, och, tak zjeb mnie tak, bym nie miała już siły nic powiedzieć. 

Drugą dłonią powoli zwijam sukienkę dziewczyny. Odsłaniam jej piękne uda, podbrzusze, brzuch, a później piersi. Dziewczyna obciąga moje spodnie na kolana. Zrzucam je z nóg. Jej twarz upojona jest bardzo. Usta delikatnie uchylone. Dotykam jej warg, kładę się między rozchylone nogi, a penis wjeżdża niczym wielki drąg w jej szparę. 

Dziewczyna: 

-Och, ach, Ech! Jeszcze, jeszcze! 

Ruch po ruchu fedruję jej gorące, wilgotne wnętrze. Za każdym razem przebiega mnie dreszcz. Laska zaciska nogi na moim tyłku. Jej mokra, sprężysta szpara rozszerza się jeszcze bardziej, co powoduje, że penis wjeżdża w nią aż po same jaja. Panienka jęczy. Penis pracuje, wali. Tętni praca. Gorące, przyjemne gorąco. Szybciej, szybciej, do mety, chlap, chlap, chlap… Tempo wzrasta. Miękkie obfite ciało ugina się pode mną jak galareta. Dłonie zaciskam na jej biuście. Praca, praca, praca. Raz, raz, raz…  

Dziewczyna 

-Aj, oj, oj, och, ach, ech! Szybciej, szybciej! 

Nagle nad cipką panienki przejmują kontrolę szybkie skurcze. Gorąco obejmuje mojego penisa. Jeszcze kilka ruchów. Jeszcze jeden i gorąca struga spermy leje w ziejącą gorącem jamę samiczki. 


wtorek, 19 września 2023

13 maja 1990

Niedziela 


3:30 Łochów 


Sławek rzyga. Raz po raz, teraz trochę zasnął. Nie wiem na jak długo. Właściwie mamy już nowy dzień. Dla mnie będzie on błogosławieństwem, będzie dniem pełnym słońca i pogody ducha. Tak myślę. Tak mi się wydaje. Dla niego, dla Sławka będzie to dzień wspomnień koszmarnej nocy.

 Sylwek nadal nie ma pracy. Rozmawiałem z Mariuszem tam ode mnie z hotelu. Podobno jest firma prywatna, gdzie są przyjęcia. Mariusz tam pracuje. Składa mazaki, flamastry i długopisy. Prywatna firma, robota dobrze płatna, nie za ciężka. Może uda mi się go tam wkręcić. Kłopot tylko z mieszkaniem. Będzie musiał wynająć jakąś kwaterę. Nie wiem tylko, ile kosztuje. Czy będzie go na to stać? Mieszkania są teraz cholernie drogie. Rozmawiałem z nim na ten temat. W sumie radziłem mu zdać maturę i podjąć studia. Taki człowiek jak on nie może się zmarnować. To złota rączka. Uważam, że nie wykorzystuje nawet małego procenta tego co umie. To wielka strata nie tylko dla niego, ale także dla świata. 


poniedziałek, 18 września 2023

13 maja 1990

Niedziela 


2:30 Łochów 


Sławek leży i jęczy. Zrobiłem mu herbatę. Nawet nie wypił całej. Dopiero co trochę wytrzeźwiał. Pili u Jarka i przyjechał napruty jak bela. Haftował kilka razy. Siedzę, słychać miarowe tykanie budzika. Coś dziwnie jęczy w lodówce. Słychać pykanie piany w misce obok mnie. Sławek, przykryty jest kołdrą i zasypia. Dobrze jeżeli w ogóle zaśnie. Zrobiłem sobie kawę, stoi teraz pachnąca obok mnie.

Dom stoi w uśpieniu. Nawet psy już nie szczekają. Przed wieczorem pracowałem trochę w ogródku, kopałem. Obiecałem, więc musiałem. Jeszcze teraz bolą mnie trochę  plecy. Ogródek to rzecz, która jednoczy całą rodzinę. Każdy ma w nim coś do roboty. Praca w nim sprawia wszystkim radość i przyjemność. I bez względu na to, czy lubimy się nawzajem, wszyscy lubimy nasz ogródek. Podchodzimy do niego z entuzjazmem i radością. Nie wiem, co w nim jest. Po prostu bardzo go lubimy.

To właśnie chciałem napisać. Niech to, co piszę, będzie wolnym przebiegiem moich myśli. Prawda, że myśl jest o wiele szybsza niż pisanie, i oprócz głównej myśli, oprócz głównego wątku, tysiące małych szybkich myśli szybują, snują się, niczym skręcone nici. Ale ta główna myśl, do której powracam, jest prowadzona jak samochód przez kierowcę i zapisywana w konkretnych słowach. Właściwie w ten sposób pisze się najłatwiej. Nie trzeba żadnego wysiłku. Zapisuje się to, co jest aktualnie w głowie.

Burczy mi w żołądku. Jestem głodny. To przez tę kawę. Pasowałoby coś zjeść, ale myłem już zęby. Chyba jednak coś zjem. No ale przez ten czas wyschnie mi pióro. Dobra i tak trzeba będzie nabrać tuszu, bo chyba się już kończy. Ale grubo pisze to pióro. 

No tak. Jest już późno, a ja nie śpię. Zaraz zacznie się rozwidniać, ale jutro jest niedziela. Ostatnio mało śpię. Do roboty na 5:00. 

Ten ostatni tydzień był wyjątkowo pracowity. Robiłem po 14, a nieraz po 16 godzin. Od samego rana do ciemnej nocy. Cały dzień w szklarni z ciężką pracą. Towarzyszył mi tylko ból żołądka. Nie umiałem sobie z nim poradzić. Czasami siadałem na registrach, jęczałem i kląłem na przemian. Czasami po prostu nie mogłem wstać. 

Boli mnie jakieś 2-3 godziny po jedzeniu. Więc trzeba często jeść, tak by nie mieć pustego żołądka. Tylko, co można jeść w szklarniach? Oczywiście, pomidory. Ale same pomidory też za dobrze nie wpływają na trawienie. Właściwie nie jestem pewien, czy nie od nich mnie tak boli ten wrzód. Bo dlaczego właśnie w tym ostatnim tygodniu tak się obudził? Może dlatego, że tyle pracuję lub od tego gorąca i wilgoci. 

Tak, tak, pod szkłem jest naprawdę gorąco, szczególnie gdy świeci słońce. Trudno wytrzymać, po nosie cieknie pot. I jeszcze na dodatek ten smród pomidorów. Teraz już się trochę przyzwyczaiłem, ale na początku zawsze bolała mnie od tego głowa.

Szklarnie stanowią większą część mojego obecnego życia. Praca w nich sprawia mi mimo wszystko przyjemność. Chciałbym, by wszystko było na perfekt, by nigdy nie zalegać z robotą. A tu po prostu się nie da. Pomidory pędzą do góry, i kilka dni i już leżą. A tu trzeba przerwać liście, bo owoce nie chcą dojrzewać. Dochodzi do tego jeszcze podlewanie, nawożenie, harmonizacja i inne prace. Tak że na pielęgnację zostaje po 2-3 godziny dziennie. A ile można zrobić w 3 godziny? Te 5 połówek trzeba oblecieć przynajmniej raz w tygodniu, więc aby nie zalegać, zostaje się po godzinach. \

Zrobiłeś jedno, a za tyłkiem rośnie ci drugie. Nie ma zmiłuj. Niektóre krzaki porosły po metrze, bez podpory i pomocy sznurka. Szok. Dziki większe od pędu właściwego. Nie widać, czy to jeszcze pomidory, czy już egzotyczny busz. Robi się albo na wózku, albo ręce ciągle trzyma się w górze, bo krzaki dochodzą już do drutów, więc łapy napieprzają, jak nie wiem co. 

Taka ciągła praca, a zachciało mi się tej dodatkowej połówki. Czy dam radę? Czy warto za te 100 000 robić drugie tyle? Czy nie lepiej było powiedzieć: "Dziękuję"? 

No niby tak, tylko ja też się czegoś nauczyłem Wieśka. Tego, co robisz i jak się przy tym namęczysz, oprócz ciebie nikt nie będzie pamiętał. Tylko jedno się liczy – forsa. Ona jedna pozostaje i to, co za nią kupisz. Wiesiek mówi: "Nigdy za dużo forsy". 

Ludzie, z którymi pracuję, już mnie zaakceptowali. Jestem jednym z nich. Chociaż nie wszyscy mnie lubią, także nie wszystkich i ja lubię. 

Teraz gdy dużo jest roboty, mało rozmawiam z moimi kolegami i koleżankami po fachu. Nie ma na to czasu, nie ma czasu na siedzenie i pogaduchy. Kiedyś sobie mogliśmy na to pozwolić, ale nie teraz. Teraz każdy siedzi w swoich nawach, nawet pije przy robocie tę wodę czy herbatę. Każda minuta jest cenna. Nie wiem, czy opłaca się tak eksploatować, po co się tak męczyć za te kilka nędznych groszy. Czy nie lepiej zarobić mniej, ale za to mieć czas na odpoczynek, na rozrywkę, może ulubioną książkę?"

Ludzie, z którymi pracuję, właściwie mówią tylko o pracy i o domu. Czasami trochę o tym, co dzieje się w polityce. Z początku mnie to bardzo raziło, ale teraz się już przyzwyczaiłem. Stałem się trochę podobny do nich. Boję się, aby całkowicie się nimi nie zintegrować. Dlatego chcę studiować. W hotelu właściwie nic się nie dzieje. Teraz gdy jest ciepło, można iść nad zalew popływać. Zacząłem biegać. Biegam z sąsiadką z pokoju obok. Ona chce się odzwyczaić od palenia. Właściwie to żaden bieg, taki truchcik. Nie biegała już 10 lat, od kiedy skończyła szkołę."