czwartek, 30 września 2021

30 kwietnia 1988

Sobota


22:00


W nocy

Która zawisła nad morzem snu

Szumiały myśli biednego wędrowca

Szedł szukając drogi życia

Zagubionej w gąszczu złych czynów


I nagle

Jego myśli zbuntowały się przeciwko niemu

Zaczęły bić się jak oszalałe

Jedne chciały zmusić go, aby został

Drugie pchały go naprzód


Ciemności zła

Zaczęły śmiać się szyderczym śmiechem

Bo strach obudził się w tym człowieku

Który mógł go zabić


***


Jest dyskoteka. Jest tyle ludzi w internecie, że zrobili dyskotekę. Jutro 1 Maja – pochód.

Jednak nie o tym chciałem pisać. Dlaczego chciałem uciec z dyskoteki? Mógłbym się pobawić, jest mało ludzi i to przeważnie same dziewczyny. Dlaczego więc zwiałem? Może trudno się do tego przyznać, ale tak naprawdę boję się ładnych dziewczyn. Nie umiem z nimi gadać.


środa, 29 września 2021

29 kwietnia 1988

Piątek


15:45


W pokoju jest gorąco, prawie nie do wytrzymania. Słońce przez okno leje istne kaskady ciepła. Jednak nie denerwuje mnie to wcale. Można powiedzieć, ze nawet uspokaja i trochę odpręża. Nawet nie jest mi gorąco, tylko przyjemnie ciepło. Mam dobry spokojny i senny nastrój. Jestem spokojny, bo jestem sam. Sylwek wraca dopiero we wtorek a Krzysiek jutro. Poza tym nie mam nic do roboty. Dyżur na stołówce skończyłem jakieś 10 minut temu. Zastanawiam się co dalej robić. Nie przez cały wieczór, ale przez tę chwilę.


wtorek, 28 września 2021

28 kwietnia 1988

Czwartek


8:55


Właśnie w tym momencie w szkole broni pracy dyplomowej Krzysiek Granis – kolega z pokoju. Trzymam za niego kciuki.

Dziś mamy klasówkę z historii.


13:00


Dziś mieliśmy tylko dwie godziny lekcyjne i to na 9:00. Były to dwie historie. Nawet klasówki nie zrobiła – zapomniała.

Lekcji nie było, ponieważ klasy maturalne mają obronę prac dyplomowych i nauczyciele od przedmiotów zawodowych byli zajęci.


poniedziałek, 27 września 2021

27 kwietnia 1988

Środa


13:50


Nareszcie odebrałem stypendium. Za dwa miesiące. To jest 6000 zł. Muszę kupić sobie kapcie i porządne spodnie, bo te już mi się rozwalają.


niedziela, 26 września 2021

26 kwietnia 1988

Wtorek


11:35


Zwiałem z prelekcji, która odbywa się dla całej szkoły na auli. Jeżeli zechcą sprawdzić listę obecności, to będę miał problemy. Dziennik jest w mojej teczce.


***

Basenu jeszcze nie oddali do użytku. Chyba będą go jeszcze raz malowali. Tak jak myślałem, prawdopodobnie dopiero po wakacjach będziemy mogli z niego korzystać.


***


Nie wiem, czy już wspominałem o tym, że na 1 maja będę musiał zostać w internacie. Mimo że jest to niedziela. Będę musiał pójść na pochód pierwszomajowy, bo inaczej nie pojadę na koniec miesiąca na wycieczkę. Jest za co się poświęcić. Wycieczka będzie trwała całe 4 dni. Jedziemy w okolice Żywca. To jest na wysokości Krakowa tylko trochę na wschód.


***


Muszę chyba jeszcze powiedzieć o jednym fakcie. To smutne. Zapomniałem o tym napisać w niedzielę. Mama jest chora i chyba znowu będzie musiała pójść do szpitala. Istnieje podejrzenie, że to rak. Może nawet będzie musiała poddać się jeszcze jednej, trzeciej już z kolei, operacji.


***


Dziś dowiedziałem się, że do Czechosłowacji w tym roku nie będę mógł pojechać. Ten OHP jest już nieaktualny. Praktykę będę miał koło Warszawy razem z całą klasą.


sobota, 25 września 2021

25 kwietnia 1988

Poniedziałek


13:55


Przed chwilą wróciłem od lekarza. Coś z moją nogą nie w porządku. Od jakiegoś tygodnia napierdala mnie kość piszczelowa przy stawaniu. Lekarka dała mi na tydzień zwolnienie z wf-u i przepisała jakieś pastylki. Mam wątpliwości czy to pomoże. Czuję, że to coś poważniejszego.


Dziś strzelaliśmy z kbks-u odległość 50 m. Pozycja leżąca z podpórką. Pierwsze podejście 31 punktów – niedostateczny drugie podejście 37 punktów – dobry. Z tego średnia dostateczny. Słabo. Mogło być lepiej, gdybym się nie sugerował strzałami próbnymi. Na próbnych 3 strzały trafiłem zbyt w prawo, dlatego kazał mi celować w lewo obok czarnego kółka. No i wyszło tak, że wszystkie wpakowałem w białe tło.


piątek, 24 września 2021

24 kwietnia 1988

Niedziela


21:00


Wróciłem z domu o 20:00. Zaraz po przyjeździe weszła tutaj nasza wychowawczyni. Chciałem napisać, że wlazła, ale to może nieładnie. Bo wlazła bez pukania. Szczota. Tak ją nazywamy. Poprosiła, abym za chwilę przyszedł do jej pokoju. Od razu domyśliłem się, że chodzi o te pierdolone protokoły, bo o co innego. Nie wiedziałem tylko, do czego się przyjebie. Przyczepiła się do błędów ortograficznych, jakżeby inaczej. Co ja poradzę, rzeczywiście bardzo dużo ich robię.


czwartek, 23 września 2021

22 kwietnia 1988

Piątek


14:30


Nie odzywałem się przez całe 4 dni, ponieważ miałem bardzo dużo pracy. W sumie to takie duperele, które zajmują dużo czasu. Zarębska kazała mi napisać sprawozdania z fikcyjnych zebrań od początku roku. Jako że upłynęło już sporo czasu, zebrało się ponad 30 notatek. Siedziałem nad tym do 1:00 nad ranem. Najtrudniejsze było to, że sam musiałem wykazać się kreatywnością i tworzyć nie tylko tematy, ale i sam przebieg tych wymyślonych, nieistniejących przecież zebrań. Musiało to wyglądać tak prawdziwie jakby zebrania rzeczywiście się odbywały. Trochę to śmieszne, bo niby wkraczając w dorosłość mamy być uczciwi, a tu już w szkole uczą nas kantować. 

Przyznam szczerze, że jak do tego siadałem, to nie wiedziałem, czy dam radę. Wcale nie było to takie proste. Jednak w miarę pisania, muszę przyznać, że moja wyobraźnia rzeczywiście chciała ze mną współpracować i podpowiadała mi różne tematy. Dodatkowo mam przynajmniej jedną korzyść z tego wszystkiego, mianowicie nauczyłem się pisać te cholerne protokoły. Protokoły z zebrań nieważne czy faktycznie istniejących, czy fikcyjnych.

Co jeszcze nowego? Aha – basen. Jest już odmalowany na nowo i tylko czekają, żeby napuścić wody. Po niedzieli być może nas wpuszczą. Nauczyłem się robić salto do przodu przez murek o wysokości 1,60 m. Oczywiście spadam na materace, ale to fajna zabawa.


środa, 22 września 2021

18 kwietnia 1988

Poniedziałek


13:50


Te sześć lekcji, które spędziłem w szkole, minęło jak na wakacjach. To porównanie jest trafne, bo jest dziś bardzo ciepło – chodzę w samej koszulce. W dodatku dwie lekcje PO spędziliśmy jak na jakimś wyjeździe, strzelając do tarczy z kbks-u. Było super. Dostałem piątkę, ale ocena była ulgowa. Łagodne kryteria. Wystrzeliłem 37 punktów. Moim zdaniem na piątkę to trochę słabo. Jednak, jak ocenił to profesor Szostakiewicz, mogła to być wina samego sprzętu. Rozrzut strzałów miałem bardzo mały. Na przyszłym PO postrzelany z nieco większej odległości i trochę do większej tarczy. Dziś było z 25 m na następnej lekcji będzie już z 50 m.


wtorek, 21 września 2021

17 kwietnia 1988

Niedziela 


15:40


Za chwilę wracamy do swojego pokoju na parterze. Przedtem jednak chyba czeka nas zmywanie stołówki. Przez weekend jak zwykle mogliśmy do woli oglądać wideo. Nawet nie liczyłem filmów. Było chyba ze cztery.


***


Ciemne oczy wiosennej nocy romantycznie na mnie spoglądały, a cisza śpiewała słowiczym głosem gdzieś w nadwodnych zaroślach. Szybki wiatr rozłożył swe skrzydła i znieruchomiał. Jeszcze przed chwilą klarowne powietrze zmętniało odurzone zapachem wonnej konwalii. Znalazłem się w lesie – świecie cudownego czaru i pięknej baśni. Bystry strumień czasu nie sięgnął tutaj. Jego wody płynęły daleko, omijając to miejsce. Dlatego też jedna chwila spędzona tutaj mogła wydawać się całą wiecznością.


***


Dobieranie słów i układanie ich tak, aby pięknie brzmiały, wyrażanie piękna przyrody przy użyciu jak najmniejszej ilości słów, oddawanie nastroju, który trwa zaledwie chwilę, to rzeczy trudne, ale w sprawiające niesamowitą radość. To pomaga mi żyć, stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Ta jedna chwila, w której mogę napisać to, co leży mi na duszy, jest nieraz ważniejsza od całego dnia powszedniego, który spędzam na błahych rzeczach. Obrazy przyrody, jakieś piękne mało ziemskie baśnie tworzą się w mojej głowie same, tylko że nie mam możliwości i czasu ich wszystkich opisać. Szkoda. Może kiedyś mi się uda z tych urywków, skrawków wyobraźni stworzyć coś większego.


poniedziałek, 20 września 2021

16 kwietnia 1988

Sobota


12:55


Słońce stoi wysoko na niebie, zalewa przyjemnym ciepłem cały świat. Powietrze się nagrzewa, ale podmuchy wiatru wnoszą co nieco rześkości. Daje to bardzo przyjemną mieszaninę ciepła i chłodu.

Na korytarzu słychać skrobanie malarzy. To nie mój pokój i nie moje piętro. Nie czuję się tu źle, ale też nie jest mi zbyt dobrze. Szkoła obserwowana z tej wysokości sprawia dziwne wrażenie. Tak jakby była w innym wymiarze, w innej przestrzeni. Jest bliżej, niż mi się wydawało.


niedziela, 19 września 2021

15 kwietnia 1988

Piątek


8:40


Na sobotę i niedzielę mamy się wynieść z naszego pokoju na pierwsze piętro. Oczywiście nie z własnej woli. Tak łatwo by nas nie podeszli. To polecenie z góry. Od samego kierownika internatu. W naszym pokoju i w ogóle na całym tym piętrze będą przez sobotę i niedzielę zamieszkiwać sportowcy. Znowu mają się odbywać jakieś pieprzone zawody. Zdaje się, że w ciężarach.

Nie wiem, co będzie na chemii i matematyce. Praktycznie w ogóle się nie uczyłem. Nie chcę o tych lekcjach w ogóle myśleć.

Powinienem pojechać do domu, ale mi się nie chce. Zostaję tutaj, a tam jest tyle roboty. Razem z mamą planowałem rozpocząć uprawę pomidorów i ogórków w gruncie. Tak na poważnie. Sto pięćdziesiąt krzaków porządnej odmiany na podporach. Zdaję sobie jednak sprawę, że to jest nierealne. Czas, który trzeba na to poświęcić, nie jest do mojej dyspozycji. Tego nie da się zrobić, kiedy jestem tutaj. Wychodzi na to, że i tak wszystko zrobi mama. Ja będę znowu żarł to, co wyrośnie. No ale takie jest życie. 


sobota, 18 września 2021

14 kwietnia 1988

Czwartek


17:25


Te lekcje mnie wykończą. Z polskiego zadała do nauczenia tyle, że na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. No ale to jeszcze nie wszystko. Są jeszcze klasówki. Ma zrobić je w najbliższym czasie. To nie jest bułka z masłem. Jedna całego romantyzmu. Druga z części mowy. No i dyktando oczywiście. Do tego dochodzi gruba lektura. Mianowicie "Nad Niemnem" Orzeszkowej. 

Cały czas mówię o języku polskim, a przecież inne przedmioty także istnieją i trzeba się z nich przygotować. Na przykład jutro jest chemia, z której jedną dwóję mam już wstawioną, a drugą w zawiasach. To znaczy, najprawdopodobniej mi ją wstawi. 

Jeżeli jutro nawalę, wpierdoli mi za jednym zamachem dwie a może nawet trzy. Baba mnie nie lubi. Zresztą vice versa. Jak się na kogoś uweźmie, to tylko czeka okazji, aż się noga powinie. Wcale się z tym nie kryje. 

Jeżeli chodzi o ten przedmiot to trzy dwójki, to jest ta granica, poza którą nie ma już co mówić o zaliczeniu półrocza. Takie ustaliła kryteria i na początku roku zaznaczyła, że nie będzie się patyczkować. Trzeba przyznać, że bardzo konkretnie realizuje swój plan. 

Jeżeli ktoś myślałby, że to już wszystko to się grubo myli. Do całego tego bigosu dochodzi matematyka. Boże, mam tylko bardzo mizerne 2+. To z klasówki. Ona także obiecała pytanie. Swoją drogą, chyba będzie następna klasówka. Pomimo tego, że ta pani nie ma do mnie nic konkretnego, nie ma się co oszukiwać, z matematyki jestem kompletnie zielony. Żadne sympatie czy antypatie tu nie pomogą. 

Ten przedmiot nigdy mi nie podchodził, ale w tym roku to już całkowite dno. Muszę przyznać, że do tej pory jakimś niewiarygodnym fuksem mi się udawało przemykać. Niestety złota seria zdaje się kończyć. Zresztą szkoła to nie ruletka. Jak we łbie masz siano, to nikt ci nie pomoże. Chyba że weźmiesz się porządnie za naukę. 

Wymieniłem tylko te przedmioty, które mnie najbardziej gryzą. Nie znaczy to, że resztę mogę olać. Sytuacja zmienia się dynamicznie. Dziś grozi mi dwója z chemii, a jutro może grozić z fizyki czy sadownictwa. Tego nikt nie przewidzi. Oględnie rzecz biorąc, orłem nie jestem.


piątek, 17 września 2021

13 kwietnia 1988

Środa


11:25


Zerwałem się z koncertu, który odbywa się w szkole. Chciałem coś zjeść, ale w pokoju nic nie ma, a sklep jest zamknięty. Zjadłem więc trzy kromki chleba z solą i wypiłem herbatę. Jest dobrze, w brzuchu przynajmniej nie burczy.


czwartek, 16 września 2021

12 kwietnia 1988

Wtorek


11:15


Było to w pogodny poranek, gdzieś nad brzegiem rzeki. Słońce wznosiło się nisko nad lasem, a rosa jeszcze nie opadła. Wstałem rano i szedłem z przemoczonymi butami, upajając się świeżością chłodnego powietrza i słuchając szemrania wody. Mijałem mokre drzewa i krzewy samotnie stojące pośród kwiecistej bujnej łąki. Nie szukałem ścieżki, szedłem prosto przed siebie, bez celu. 

Była to niedziela. Miasteczko jeszcze spało. Pojedyncze odgłosy, brzękanie wiader czy rzadko przejeżdżające o tej porze auta zostawiłem daleko za sobą. Tutaj było cicho. Natura mogła spokojnie dojść do głosu, a ja byłem szczęśliwy, że mogę tego doświadczać. Byłem szczęśliwy, że było mi dane przeżyć to piękne uczucie po raz kolejny. Słuchałem śpiewu porannych ptaków, szumu wiatru w koronach drzew i tego nigdy niezapomnianego pluskania wartko płynącej wody. 

Powoli zbliżałem się do ciemnozielonej, gęstej i tajemniczej ściany lasu. Tak jakby chmury opadły na ziemię, u jej podnóża snuła się śnieżnobiała poranna mgła. Stanąłem i przez chwilę przyglądałem się temu delikatnemu cudowi natury. Widziałem jak w poszczególne pasemka i smugi ścielą się i rozmywają, a na ich miejsce napływają następne, które z kolei rozwiewają się w lekkich podmuchach wiatru. 

Sytuacja zmieniała się powoli, lecz nieustannie, jak na kadrach zwolnionego filmu. W tej mgle zamknął się cały spokój i piękno świata. Wspaniała harmonia ruchu, uosobienie czystości i delikatności, a zarazem nietrwałości i ulotności piękna. 

Byłem zafascynowany. Stałem jak zahipnotyzowany pięknym baśniowej czarodziejki. Oderwałem się od ludzkich kłopotów i zmartwień, od nieszczęść i tragedii. Zostawiłem za sobą ten cały zaginiony świat, świat pędzący przed siebie na złamanie karku, niedostrzegający piękna, które go otacza i nieumiejący się z niego cieszyć.


środa, 15 września 2021

12 kwietnia 1988

Wtorek


10:55


Dziś w szkole jest dzień samorządności. Każdy się przebiera i wygłupia – to taka tradycja. Tak jest co roku. Ja jednak się nie przebrałem. Byłem trochę zły, ale już mi przeszło. Teraz jest mi obojętne, co się tam w szkole dzieje. I tak moja klasa nie zajmie pierwszego miejsca. Tylko kilka osób się przebrało.


wtorek, 14 września 2021

8 kwietnia 1988

Piątek


-Uwaga, uwaga... – powtarzał komputer przez megafony – alarm! Nieznany obiekt w kwadrancie E-14. Wszyscy na stanowiska. Pełna gotowość bojowa.

Zbliżali się do siebie: heliodrzutowce z jednej strony ważka z drugiej. Pędzili z olbrzymią prędkością. W kluczu po pięć ścigaczy. Były coraz bliżej siebie, niebezpiecznie blisko, jednak nie strzelali. 

“Piloci mają mocne nerwy” - pomyślałem. 

Nieznany pojazd nie zmienił kursu. Moknął prosto na nich. Jeszcze piętnaście sekund, a wejdą w konfrontację. Albo strzelą, albo się rozbijają. Jeszcze dziesięć, pięć, cztery... 

W tym momencie stało się coś dziwnego – ważka zniknęła. Tak po prostu. Rozpłynęła się w powietrzu w ułamku sekundy. Zdezorientowani chłopcy przylecieli z olbrzymią prędkością miejsce, w którym znajdował się dziwny wehikuł po raz ostatni. Poruszali się jeszcze kilkaset metrów i zawrócili. Następnie wytracili prędkość i wolno zaczęli krążyć w miejscu, gdzie teoretycznie miało nastąpić zderzenie. Nie wiedzieli, co się stało. Po kilkunastu minutach wrócili do bazy.

Mój dyżur właśnie się już skończył. Mógłbym iść spać, gdyby nie to, że mój zmiennik jeszcze się nie zjawił. Czekałem więc i rozmyślałem. “Co za cholerna planeta. Jestem tutaj dopiero miesiąc, a już wydarzyło się tyle dziwnych kompletnie niewyjaśnionych rzeczy”. Przykład. Wczoraj rano kiedy miałem lot patrolowy ta dziwna mgła, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Na planecie z całkowicie kontrolowaną atmosferą i pogodą to się raczej nie zdarza. Połączyłem się wtedy z centrum sterowania aurą. Absolutnie nic o tym nie wiedzieli. Nie mieli tego w planie. Mgła natomiast zgęstniała i nie sposób było kontynuować lotu. 

Powinienem był zawrócić, tak nakazuje regulamin, ale ciekawość wciągnęła mnie do centrum owej mgły. Właściwie to nie ciekawość, to była jakaś siła, która nie pozwalała mi zawrócić. Z dławiłem prędkość grawitolotu do 50 km na godzinę. Mgła gęstniała, otaczała pojazd kordonem jak mleko. Prawie nic nie widziałem. Musiałem jeszcze bardziej zwolnić. Bałem się, aby się nie rozbić. Włączyłem podczerwień i przyrządy pomocnicze, by nie stracić orientacji w terenie. 

Znajdowałem się gdzieś niedaleko bazy, i doskonale pamiętałem, że nigdzie wokoło niej nie było żadnych skał a tym bardziej gór. Teraz wszystko  wskazywało na to, że znajduję się w jakiejś kotlinie czy chociażby wąwozie. Nawet gdybym myślał inaczej, wskazywały na to przyrządy. Zatrzymałem grawitolot. Wisiałem w kabinie kilkanaście centymetrów nad gruntem, zastanawiając się co dalej. W pewnym momencie niespodziewanie zaczęło robić się jasno, cholernie jasno. Tak jakby gdzieś w pobliżu nastąpił wybuch termojądrowy. To była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy. 

To nie był wybuch. Światła świeciła sama mgła. Nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda. Wyciągnąłem rękę, żeby opuścić żaluzje, ale nie zdążyłem. Przenikliwy gwizd wdarł się w moje uszy. Głowa pękała z bólu. Ten gwizd był ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem. 

W chwilę później straciłem przytomność. Godzinę później znalazł mnie patrol. Podlecieli dwoma statkami. Czułam się jak pijany, ale nie to było najważniejsze. 

"Co to się właściwie dzieje? Czy nikt tego nie nie dostrzega? Jak można nie zwrócić na to uwagi?" - pomyślałem. 

Nie wytrzymałem. Podszedłem do pulpitu sterowniczego. Włączyłem przycisk, ekrany pojaśniały. Chciałem obejrzeć to miejsce zaraz. Najbardziej interesowały mnie ostatnie sekundy przed zniknięciem ważki. 

Na ekranie pojawił się wycinek nieba a na nim dziwny pojazd i zbliżające się do niego heliodrzutowce. Zwolniłem. Teraz wszystko postępowało klatka po klatce. Heliodrzutowce jak żółwie zbliżały się zbliżały się do po do stojącej ważki. 

Ostatnie sekundy. Ważka zaczyna się rozmywać w powietrzu. Rozpływa się jak mgła. Zwolniłem jeszcze bardziej. Teraz każda sekunda ciągnęła się przez trzy minuty. Było widać wszystko jak na dłoni. Trudno było w to uwierzyć, ale cała ta ważka składała się z jakby maleńkich punkcików. 

Wziąłem zbliżenie. Okazało się, że to nie punkciki. To były małe lampki, takie światełka, które gasną jedno po drugim i w całym obrazie powstają dziury, otwory, przez które widać niebo. Trwało to chwilę. 

W końcu widać było pojedyncze piksele, a po chwili na ekranie widniało już tylko puste miejsce. Tak jakby nigdy nic tam nie było. 

-Co to? Teleportacja? Przejście wokół osi czasu? A może coś jeszcze innego? 

Nie miałem pojęcia. Nic mi nie pasowało. Poszczególne fakty nie wiązały się ze sobą. Postanowiłem obejrzeć to jeszcze raz, ale tym razem w podczerwieni. Cofnąłem i przełączyłem na bliską podczerwień. Także w zwolnionym tempie. Oraz ruszył wolno i to, co zobaczyłem, wprawiło mnie wieczne większe osłupienie. 

Tym razem na ekranie w ogóle nie było widać ważki. Pomyślałem, że to jakaś usterka, ale po chwili musiałem odrzucić tę myśl. Ścigacze widniały przecież na ekranie. Były tam, gdzie powinny być. Jasnym, czerwonym tłem świeciły ich rozgrzane silniki i płomienie odrzutowe. Intruza natomiast widać nie było. 

"Cud czy magia?"

Nie. To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy albo posiada tarcze termiczne, albo jest złudzeniem optycznym. "Cudów nie ma, a w magię też raczej nie wierzę". 

Aby się tego dowiedzieć, musiałem to jeszcze raz. Jeżeli nie jest mirażem, to musi zakłócać pole magnetyczne. Takie pole rozciągało się wokół bazy. 

Tym razem podszedłem innego ekranu trochę większego i jaśniejszego. Włączyłem georadar na normalny zasięg. Pojawiła się na nim sieć linii pola magnetycznego. Jednak nie spostrzegłem nic, co wykraczałoby poza normę. Obraz obejmował zbyt duży obszar. Mnie natomiast interesował tylko kwadrant E14. To tutaj rozgrywała się akcja. Trzema zielonymi guzikami zmieniłem widok. Następnie przyjrzałem się dokładniej. Na ekranie widać było pięć odkształceń, pięć miejsc, w których były heliodrzutowce. 

Gdzie szósty? Ten, który powinien znajdować się u góry w górnej części ekranu? 

Nie było go. Po prostu nie istniał. Teraz byłem już pewien. Statek ważka to miraż, hologram. To było mało prawdopodobne, ale ktoś się bawił naszym kosztem. Ktoś chciał nam napędzić stracha. Tylko komu chciałoby się bawić a takie podchody?


poniedziałek, 13 września 2021

8 kwietnia 1988

Piątek


22:10


Kim jestem? 

Nie wiem. 

Co chcę robić? 

Nie wiem. 

Jaki mam cel w życiu? 

Nie wiem. 

Po co istnieję? 

Nie wiem. 

Może jestem kimś wyjątkowym? Co posiadam? 

Marzenia, fantazje, książki. Coraz bardziej zagłębiam się w tej dżungli. 

Dlaczego to robię? 

Życie jest niestrawne. Nie lubię życia. 

Dlaczego właściwie nie lubię życia? 

Tu jest za gorąco, za dużo ruchu. Mnie samemu wystarczy trochę ciepła i spokoju. Chcę uciec od świata w krainę piękna, spokoju i szczęścia. Tyle tylko, że ta kraina nie istnieje. 

I co mam robić? 

Zastanawiałem się nad pisaniem książek. Chciałbym to wszystko, co mam w sobie, ten cały mój dziwny i kolorowy świat przenieść na papier. Moim zdaniem jest to piękny i jednocześnie nieskończenie rozległy świat. Świat, który warto zarejestrować nie tylko dla siebie, ale też dla innych. 

Jak chcę do tego dojść? 

Nie wiem. Nie mam pojęcia. Może zacznę gdzieś to wszystko publikować. Może w szkolnej gazetce? Jednak to są odległe plany.


niedziela, 12 września 2021

7 kwietnia 1988

Czwartek


14:40


Dziś była klasówka z warzywnictwa. Przygotowałem się do niej jak zwykle. Nawet już przed świętami zrobiłem szczegółową ściągę. Tuż przed klasówką włożyłem ją jak zwykle pod udo. Wyjąłem kartkę i wszystko pochowałem. Byłem prawie pewien, że uda mi się ściągnąć. Ostatnio z sadownictwa zerżnąłem na piątkę (pełną) i ten fakt chyba przyczynił się do mojej dzisiejszej porażki. Zresztą nie tylko to. Byłem zbyt zdenerwowany, a on już podejrzewał, że od jakiegoś czasu ściągam, tylko nie mógł mnie złapać. 

Tego jak wpadłem, nie będę szczegółowo opisywał, bo sam na siebie jestem zły. Zaszedł mnie skurwysyn od tyłu, ale chuj z tym. Teraz muszę przejść na inny patent zrzynania. Trzeba będzie coś wymyślić, bo w ten sposób już mi się nie uda nabrać tego debila.

Wczoraj robiłem moją pracę dyplomową. Nie wysiałem jednak wszystkich nasion.


sobota, 11 września 2021

6 kwietnia 1988

Środa 


20:30


Pola rozciągały się daleko jak okiem sięgnąć. Nierówne wzniesienia i pagórki były poprzecinane symetrycznie rozłożonymi ścieżkami, przy których w jednakowych odległościach leżały identyczne kamienie. Zbliżał się wieczór. Piękny jak zwykle. Wielka jasnozielona tarcza sztucznego słońca schowała się za widnokrąg ciemnofioletowego już nieba. Cienie wydłużyły się i zaczęły słabnąć. Cały krajobraz nabrał teraz zielono-niebieskiego romantycznego wyglądu. 

W pewnej chwili w pole widzenia kamery w kroczył dziwny człowiek. Komputer automatycznie dał zbliżenie. Mężczyzna ubrany był w lustrzany kombinezon ściśle przylegający do ciała. W słabym zielonym świetle odbijanym przez kombinezon widać było każdy jego mięsień. Jego ruchy były powolne, ale zdecydowane i dokładne przemyślane. Podszedł do jednego z leżących kamieni i przeniósł go w inne miejsce. Zrobił to z bez większego wysiłku, jakby kamień ważył pięć kilogramów, a nie pół tony. Wrócił do miejsca, w którym leżał ów ogromny głaz a gdzie teraz działa ciemna głęboka studnia, zajrzał w otchłań, a po chwili zaczął się w mniej zanurzać. 

Obraz na głównym ekranie wrócił do normy. Znowu pokazywał rozległe pola poprzecinane ścieżkami. Już miałem wyłączyć monitor kiedy nagle na ciemnym już niebie pojawił się punkcik, który zaczął szybko rosnąć. Dziwne... Komputer zignorował to. Nie wziął go na cel. Nic się nie stało. Czekałem. Punkcik powiększał i się i zmienił w rosnącą ważkę. Leciała w kierunku bazy. 

Nie czekałem ani chwili dłużej i tak już było prawie za późno. Regulamin nakazywał bezwzględną ostrożność. Włączyłem czerwony przycisk alarmowy. Wycie syren od razu wdarło się w moje uszy. Po kilkunastu sekundach usłyszałem już głośne bieganie i po metalowych schodach. 

Dobrze, że chłopcy, którzy mieli dyżur, nie spali. Inaczej nie byłoby z nami wesoło. Włączyłem boczne i górne ekrany. Teraz widziałem dokładnie wszystko wokół bazy. Z platformy bojowej startowały już Heli-odrzutowce myśliwskie.


Cdn.


piątek, 10 września 2021

6 kwietnia 1988

Środa


17:15


Jest bardzo ciepło. Okno otwarte na oścież. Wpada świeże powietrze. Tylko położyć się i spać. Jest bardzo przyjemnie.

No niestety nie mogę sobie na to pozwolić. Trzeba odrobić te cholerne lekcje. Trzeba także w końcu wysiać nasiona czeremchy. Trzeba także odwiedzić Elę Byszewską, moją panią profesor od polskiego. Jednak to już czysta przyjemność.

Trudno określić ile się nagrałem w badmintona w te święta i w ogóle.


czwartek, 9 września 2021

6 kwietnia 1988

Środa


7:30


Święta, święta i po świętach. Szybko zleciało. Przez cały tydzień pogoda dopisywała. Nasze humory także. Muszę powiedzieć, że mój brat w tym eleganckim garniturze wyglądał jak pan młody. Żony tylko brakowało. 

Mała dostała na imię Elżbieta. Msza święta trwała długo. No nie ma się co dziwić, skoro odbyło się 20 chrztów. Po tym wszystkim u Anki odbyło się przyjęcie. Muszę powiedzieć, że z początku było dosyć fajnie, ale później zabawa się popsuła. Powód jest prosty – kłótnia. 

Wróciłem do domu o 19:00. Sylwek i Sławek zostali do następnego ranka. Wrócili samochodem ze szwagrem. Podobno pili do północy. Mama bardzo się denerwowała, że ich ciągle nie ma.


środa, 8 września 2021

29 marca 1988

Wtorek


19:05


Wszedł do pokoju i pyta, czy możemy pożyczyć mu gumkę do ścierania. Unoszę głowę, patrzę na kolegów i odzywam się:

-Chłopaki, mamy coś takiego jak gumka do ścierania?

Mówią, że mamy, znaczy, Krzysiek to mówi. Na co ten gość:

-Jak macie, to pożyczcie.

Nie daję za wygraną. Nie lubię faceta. Odzywam się jeszcze raz, patrząc na kolegę porozumiewawczo:

-Krzysztof, naprawdę masz coś takiego jak gumka do ścierania?

Krzysiek dobrze rozpoznaje moje intencje.

-Nie, - zaprzecza tym razem. 

-No widzisz, ja też nie mam,- mówię, ze świętoszkowatym uśmiechem.

Gość jednak nie zrozumiał aluzji i drąży temat dalej:

-Na pewno Sylwek ma gumkę do ścierania,- zwraca się do niego,- pożycz. 

W tym momencie nie wytrzymuję i odzywam się wprost:

-Tobie? Z jakiej racji? 

Teraz do niego wreszcie dotarło. Kilka dni temu wkurwił mnie niemiłosiernie, śmiejąc się ze mnie przed moimi kolegami. Dzisiaj miałem okazję odbić sobie na skurwysynie.


A tak w ogóle z innej beczki. Sylwek zostaje ojcem chrzestnym. Ale się wpakował! Co najfajniejsze, on sam jeszcze o tym nie wie. Hahaha… to znaczy, dopiero ma się dowiedzieć. Tak więc w te święta u Anki chrzciny. Myślę, że będzie ciekawie.


wtorek, 7 września 2021

28 marca 1988

Poniedziałek


20:00


Muszę przyznać, że fizycznie jestem słaby. Bardzo słaby. Na rękę przegrywam z moimi kumplami o dwa lata ode mnie młodszymi. W prawdziwej bójce nie miałbym najmniejszych szans. Sylwetkę ciała mam mizerią. W ogóle lepiej o tym nie mówić. Jednak nie chcę, by było tak zawsze. Chcę to zmienić. Chcę być lepszy, lepiej wyglądać i być bardziej sprawnym. Przy mojej budowie ciała to ciężka praca, ale nie poddaję się, ćwiczę. Przecież muszę, chociaż trochę lepiej wyglądać.


poniedziałek, 6 września 2021

28 marca 1988

Poniedziałek


14:50


Siedzę przy szeroko otwartym oknie i oddycham ciepłym, świeżym, wiosennym powietrzem. Gdzieś znad pól dobiega radosny śpiew skowronka. Z parku słychać głośne krakanie gawronów, które od lat okupują stare dęby. Wiosnę czuje się niemal na każdym kroku. Przyszła cicho i weszła między nas, a teraz jesteśmy tak bardzo zaskoczeni. Ożywiła i odświeżyła wszystko: trawę, krzewy i nawet powietrze. Jak dobra wróżka swoją czarodziejską różdżką obudziła ze snu rośliny i zwierzęta. Choć nie może przybrać postaci ślicznej kwiecistej panienki, to dobre dla przedszkolaków, widać ją wszędzie. Czuć jej sentymentalny zapach i ciepło bliskości. Czegóż więcej potrzeba? Chce się żyć. W moich żyłach krew szybciej krąży już na myśl o zwykłym spacerze. Jest tak ciepło i przyjemnie, że naprawdę trudno sobie tego odmówić. 


niedziela, 5 września 2021

27 marca 1988

Niedziela


12:15


Dziś w nocy nastąpiła zamiana czasu na środkowo europejski. 

Wstałem trochę niewyspany. Zrobiłem kilka okrążeń głową, później biodrami i całym tułowiem po to, żeby się rozruszać. Robię tak już od jakiegoś czasu. Opłukałem twarz zimną wodą. Następnie przeszedłem do wykonywania pompek. Słabo mi dzisiaj poszło. Tylko 66. Oczywiście nie za jednym razem. Rozłożyłem to na pięć serii. 

W pewnym momencie obudził się Sylwek. Krzyśka sam obudziłem. Ściągnąłem z niego kołdrę. Sylwek był niezadowolony. 

-Daj mu pospać, chociaż w niedzielę, - powiedział.

-Dobra, a kto mu przyniesie śniadanie? Na pewno nie ja, - odpowiedziałem i wyszedłem. 

Krzysiek nie przyszedł na śniadanie. Sylwek zabrał je do pokoju. Zresztą dużo by nie stracił, ponieważ był żółty ser. 

Po śniadaniu obejrzałem film w Teleranku. W dalszej kolejności zrobiłem małe pranie. W końcu zabrałem się do czytania książki, ale nie bardzo mi to szło. Dałem sobie spokój i otworzyłem ten zeszyt. 

Do obiadu zostało ok. 40 minut. Nie wiem, co będę robił po południu. Nie mam konkretnych planów. 


sobota, 4 września 2021

25 marca 1988

Piątek 


8:05


Coś mi się zdaje, że nasza klasa nie dotrwa do końca roku. Może to przykre, ale ewidentnie się sypie. Wczoraj z gry odpadł Witek Twirbut, natomiast Lewandowski i Rogoziński już są zawieszeni. Tak samo jak Brygida Gastołek. Jeżeli ich rodzice w najbliższym czasie nie stawią się do szkoły, co jest mało prawdopodobne, oni także wylecą. Skład kurczy się niemal z każdym tygodniem. Ciekawe kiedy belfry dojdą do wniosku, że jest nas po prostu za mało? 

Takie drobne wyjaśnienie: wywalają ich za fatalną frekwencję. Na przykład Brygida, ta fantastyczna dziewczyna, w zeszłym półroczu opuściła ponad 200 godzin lekcyjnych. 

Naszła mnie taka chętka, żeby napisać jakieś opowiadanie. Pomysłów mnóstwo, ale z realizacją gorzej. Nie za bardzo mam czas. Może w niedzielę mi się uda coś skreślić.