sobota, 1 maja 2021

6 września 1987

Niedziela


18:10


Myśli w nieładzie spisane. 


Cicho, cicho, coś się dzieje. Fala oceanu się odzywa. Bije serce wiatru. Śpiewa wiatr, kołysze, szumi, śmieję się wiatr. Wiatr pełen smutku. Co się ze mną dzieje? Widzę go głębię umysłu. Polski wiatr śpiewa pieśń pożegnania.

 Jakaś tajemna siła kryje się przestrzeni, gdzieś tuż, tuż, blisko mnie. Wielka tajemnica. Idzie, zbliża się przecinarka duch lampy... Wielki oceaniczny potwór. Dobry stwór miłości, dobry swój w pokoju.

 Pokój. Pokój już nie istnieje. Rzeczywistość jest jednak inna. Jest ona o wiele straszniejsza. Wśród szalejących demonów nienawiści nie ujrzysz dobrego ducha. Niknie w tym wszystkim. Choć tak potężny i wielki odchodzi w zapomnienie i pozostaje człowiek na rozdrożu. Sam. Wśród swojej głupoty. Lecz nic już pozostać nie może. Jest tylko odrobiną wielkiego świata.

 Ciągle prześladuje mnie myśl, że to, co się zdarzyło, było karą. Karą za nieposłuszeństwo, karą za złe czyny. To była pierwsza myśl, kiedy zobaczyłem ogień.

“Boże, co za kara”, - myślałem, - “za co?” Lecz po chwili już wiedziałem. Głos jakby w ciemności tej nocy, ze ścian płonących powiedział mi. Przekazał mi całą wiadomość naraz. Odsłoniła się przemocą przede mną cała moja ciemna strona, o której nikt nie wie. Przypomniały mi się wszystkie moje złe uczynki, a było ich dużo. Poczułem się jak na sądzie ostatecznym, patrząc oblicze płomieni jak na wielki majestat.

 Boże, Jak długo można z tym żyć?  Czuję się winny. Przecież kiedyś prosiłem cię, Mówiłem ci, zrób coś. Ukarz mnie. Zrób coś takiego, co by mną wstrząsnęło, żebym się zmienił, żebym wrócił do ciebie, bo tak nie mam siły. Boże, jaki ze mnie tchórz. Nic. Nic. Nawet to nie poruszyło mną. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz