Poniedziałek
19:45
Zastanawiam się: iść na basen i popływać, co by mnie rozluźniło i zrelaksowało, czy też porządnie zabrać się do nauki, co zlikwidowałoby przyczynę mojego niepokoju? Chyba jednak zostanę i się pouczę. Słyszałem, że nie ma się co wyrywać, bo zimna woda.
Minął tydzień i znów jestem w szkole. Przez ostatnie sześć dni ciężkiej pracy zarobiłem 9000 zł. Dobrze. W piątek jadę do Warszawy. Muszę ubrać się na zimę. Zrezygnowałem z kupna magnetofonu, na którym tak bardzo mi zależało. To była presja mamy. W sumie ją rozumiem. Z mojego budżetu w Domu Dziecka nic już nie zostało, a zimą boso nie da się chodzić. Kurtkę kupi mi mama.
Przez ten tydzień, pracując tuż przy lesie, zżyłem się z matką naturą. Nie miało znaczenia to, że ciężko pracuję. A może miało, tylko w pozytywnym sensie?
Trudno mi teraz przystosować się do nowego trybu życia. Wspominam ten czas bardzo dobrze. Mimo wysiłku, bólu mięśni, odcisków jakoś nie schamiałem. Moja świadomość pozostała otwarta na piękno otaczającego mnie świata.
Każdego dnia potrafiłem dostrzec piękno natury, cudowny blask polskiej złotej jesieni. Obserwowałem, jak na moich oczach drzewa tracą swój intensywnie zielony kolor, stając się powoli żółtopomarańczowymi plamami. Wszystko jak w zmieniającej się akwareli jakiegoś niewidzialnego artysty.
Teraz przez większość dnia jestem zamknięty w zimnych, bezosobowych murach internatu i szkoły. Izolacja od otaczającego mnie świata nasila we mnie lęk i niepewność. Przez co jeszcze trudniej mi radzić sobie wtłaczaniem do głowy kolejnych partii materiału przed klasówkami.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wolno się tak nad sobą rozczulać. Nie ma na to czasu. Każdy kolejny dzień przynosi coś nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz