No i mamy nowy 1987 rok.
O tym, jak spędziłem Święta Bożego Narodzenia i zakończenie starego roku, może opowiem innym razem. Za dużo pisania. Na dodatek, mój stan psychiczny, nie za bardzo, na to pozwala. Ogarnęło mnie dziwne, ale znane mi już uczucie. Opisywałem to już kiedyś w tym zeszycie.
Jestem w sennym, pół śpiącym nastroju. Jeszcze trzymam moje myśli na wodzy, ale mógłbym spokojnie już puścić je w samopas. Rozbiegłyby się i rozproszyły wtedy i w mojej głowie pozostałby już sam mętlik.
Tak, jak już kiedyś to opisywałem, czuję się w takich chwilach, jakbym był przez kogoś sterowany. Masz wrażenie, jakbyś był bezwolnym robotem, podatnym tylko na komendy z zewnątrz. Wymyśliłem na to specjalne określenie. Taki stan nazywam zerowym.
To jest tak: jeżeli dobry nastrój mógłbym określić jako plus, a zły jako minus, to teraz jestem dokładnie pośrodku. Chociaż to określenie nie dokładnie pasuje do mojego obecnego stanu. To jeszcze nie to.
Powiedziałbym raczej, że żaden nastrój mi się w tej chwili nie udziela. Nic mi się nie chce, na nic nie mam ochoty jestem jakby wyprany z uczuć. Jestem w tej pustce pomiędzy jedną, a drugą rzeczywistością w której nie ma nic.
Czuję się odrętwiały, niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Tylko te myśli. Moje myśli, jak szalone biegną, wirują w głowie. Myśli nijakie, myśli senne, marzenia, rozważania, ale takie bez sensu nad niczym.
Trochę czytałem na ten temat i wiem, że taki stan, co jakiś czas, potrafi ogarnąć każdego człowieka. Wiem, że jest to okres dość niebezpieczny, bo nie myśli się racjonalnie i można popełnić jakieś głupstwo.
To uczucie sprawia, że mógłbym, że byłbym w stanie w każdej chwili, wejść w dowolny nastrój. To jest jakby punkt wyjściowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz