piątek, 18 grudnia 2020

31 stycznia 1987

Sobota


Pełno pośpiechu, pakowanie i wyjazd. Dziś już jestem w domu. Przede mną wspaniała perspektywa 14 dni ferii. Mądre głowy gadają, że z 9 na 10 lutego ma być minus 45 stopni. Się zobaczy.


Przegląd dnia.


9:10 


Obudziłem się. Dziewczyny już nie spały. Zachowywały się dość cicho tak, że gdybym tylko chciał, mógłbym jeszcze trochę pospać. Nie spałem jednak. Później wstali chłopaki. 


10:00 


Wstałem i zacząłem cerować skarpety. Na piętach tak bardzo się przetarły, że została tylko siateczka. 


12:30 


Przyjechała mama. Pracuje teraz w innym szpitalu. Przyszedł z nią Grzesiek Koza. Postanowiliśmy z Sylwkiem, że na razie nie będziemy się odzywać. Ze względu na mamę. Nie chcemy, aby się denerwowała. Chodzi o te pieniądze, które mi zasunął. Ona nic o tej sprawie jeszcze nie wie. 


Grzesiek posiedział, pojadł i, tak około 17:00, odprowadziliśmy go do szosy. Po drodze poruszyliśmy drażliwy temat. Zachowywał się tak, jakby był niewinny. Może rzeczywiście nie wziął tej forsy. Na razie odpuściłem sobie ten temat.

Wracając trochę poszaleliśmy w lesie. Śniegu po uda. 


Pogoda. Mróz niewielki, silny wiatr, brak nowych opadów śniegu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz