czwartek, 27 kwietnia 2023

27 października 1989

Piątek


Ten dzień przejdzie do historii. To ostatni wpis przed rozpoczęciem mojej służby wojskowej i być może w ogóle ostatni. Może po wojsku nie będzie chciało mi się bawić w to pisanie. Obliczam ostatnie godziny i minuty. Jutro słońce wstanie dla mnie inaczej. Jutro o godzinie 8:00 stracę swoją wolność na 18 miesięcy a może i nawet dwa lata. 

Najgorsze jest to oczekiwanie. Serce wali jak młot pneumatyczny, dłonie drżą i nie mogę zebrać myśli. I to powracające pytanie: jak to będzie? Czy sprawdzą się czarne scenariusze, które znam z opowieści starszych kolegów. Nawet trudno opisać mi ten lęk. Zrobiłbym wszystko, żeby się nie bać. Strach nie opuszcza mnie nawet przez chwilę. 

Wczoraj napisałem list do Anety. Napisałem, że się boję, że nie widzę sensu i celu życia. Tak naprawdę nie wiem czemu to zrobiłem. Prawdopodobnie spowodowane to było tym silnym lękiem. Poza tym chciałem się komuś zwierzyć, obojętnie komu. Szukałem potwierdzenia swojej wartości i przynależności do kogoś, czegoś. Nadchodzi taki moment, że szuka się kogoś na całe, życie, że szuka się swojego miejsca w tym życiu. Nie robię sobie wielkich nadziei. Nie liczę na to, że odpisze. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Zrobiłem to przede wszystkim dla samego siebie. Chciałem wyrzucić z siebie to wszystko, co mnie od dłuższego czasu dręczyło. Chciałem poczuć się lepiej, podzielić się z kimś moimi wątpliwościami. 

Wiem, że teraz od życia dostanę porządne wpierdol. Nie będzie zmiłuj. Nie wierzę w cuda i wiem, że to nie będzie łatwe. Może to i lepiej. Przynajmniej nie będę się tak nad sobą rozczulał każdego dnia. Życie jest takie jakie jest. Wielu rzeczy po prostu nie da się zmienić. Moje życie nigdy nie było bajką i wydaje mi się, że tak już pozostanie. Mimo to w tym moim pieprzonym życiu jest mnóstwo pięknych, cudownych rzeczy. Jeżeli tylko chcę, potrafię mnie dostrzec każdego dnia. Dlaczego nie umiem się tym wszystkim bardziej cieszyć? 

Coraz częściej mam chwile totalnego zwątpienia we wszystko, co mnie otacza. Coraz częściej zaczynam myśleć o śmierci – swojej śmierci. Wiem, że nie powinienem tak myśleć. Moje życie dopiero się rozpoczyna. Mogę jeszcze bardzo wiele osiągnąć. 

Nie wiem, czasami po prostu wydaje mi się, że nie warto żyć.

Za chwilę będę się przebierał i pójdę na pociąg. Całą podróż mam za darmo. Cała noc jazdy. To mnóstwo czasu na rozmyślania. Nie biorę tego zeszytu. Gdyby go u mnie znaleźli, mógłbym mieć dodatkowe kłopoty, a tego nie chcę. Zresztą pewnie i tak nie będzie czasu na pisanie. 

Boję się. Jak tam będzie? Próbuję sobie to wyobrazić, ale to wszystko wywołuje we mnie jeszcze większy strach. Czego najbardziej się boję? Chyba ludzi, kolegów. Zawsze miałem problemy z ułożeniem sobie nowych relacji. Jednak chyba najbardziej boję się totalnego ograniczenia mojej swobody, tego, że to ktoś będzie decydował o tym, co robię i jak wygląda każda minuta mojego dnia. Zastanawiam się na jak bardzo jest silny mój charakter, czy czasem już po kilku dniach się nie załamię. 

Jeszcze gdybym był taki jak Sylwek: silny, bystry, zaradny. Gdybym umiał się dogadywać z ludźmi, to może mniej bym się bał. Gdy przypomnę sobie pierwszy rok zawodówki, gdzie praktycznie pogrzebana została cała moja duma, gdy przypomnę sobie wszystkie grupowe wyjazdy: Czechosłowacja, NRD, to boję się, że będzie jeszcze gorzej. 

Jestem w domu sam. Jest cicho. Czekam. Mama pojechała z Moniką do szpitala. Zapalenie wyrostka robaczkowego. Siostra pewnie będzie operowana. Najpierw ja, a teraz Monika. Co się dzieje z tym szpitalem?

Boję się. Boże dodaj mi odwagi. Czy chłopak w wieku 22 lat powinien się aż tak bać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz