Czwartek
22:30
-Boże, to już jutro. To niemożliwe. Jutro?
-Człowieku uspokój się, przecież to nie kara śmierci.
Boję się tak bardzo, że muszę ciągle coś robić? Nie mogę zapanować nad drżeniem rąk. Najgorsze jest samo wrażenie, myśl, że nie da się tego cofnąć. To wszystko potęguje we mnie strach. Mam wrażenie, jakbym stał przed wielką brama, po przekroczeniu której nie ma już powrotu. Wiem, że jak ta brama się ze mną już zamknie, to zostanę tam już na dwa lata.
Boże, to tak niewiele czasu. Strach już czai się na mnie w ciemnościach jak wielki potwór. Jeszcze ta myśl, że w tą podróż muszę wybrać się sam. Nie będzie tam nikogo z moich znajomych. Może to i lepiej. Nikt nie będzie widział mojego poniżenia. Wiem, że przejdę przez to wszystko zwycięsko. Jestem tego pewny. Po prostu nie mam innego wyjścia. Będzie ciężko, ale tam przecież nie zabijają ludzi.
Jutro o 17:00 bądź o 18:00 wyjeżdżam z Łochowa. Jadę do Warszawy a stamtąd po 20:00 mam pociąg do Koszalina. Dalej pojadę autobusem.
Chcę coś więcej napisać, ale brakuje mi słów. Poza tym bardzo chce mi się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz