niedziela, 30 kwietnia 2023

1 listopada 1989

Środa


Zegrze Pomorskie


Serwus Sylwek


Przepraszam, że dopiero teraz piszę. Nie miałem znaczków ani kopert. Pewnie chciałbyś wiedzieć, jak tu jest. Jakby ci to napisać? Chciałoby się powiedzieć koszmar, ale nie. W każdym bądź razie wielki cyrk. Przynajmniej teraz, kiedy nikt nie jest jeszcze wyrobiony. Czasami boki można zrywać, a czasami płakać się chce. 

Zastanawiam się, kiedy zacznę dostawać bzika. Wszystko na czas, biegiem, na rozkaz. Na zakrętach korytarza wyjebałem się już dwa razy. Na umycie masz 3 minuty. Trzeba umyć zęby, ogolić się, uprać skarpety i umyć ręce i twarz. Trzeba rozkładać to na trzy raty, bo nigdy się nie wyrobisz. 

Śpimy pod jednym kocem przy otwartym oknie. Wyobrażasz to sobie? Ubrania w kostkę już umiem składać. Na ścielenie łóżek też jest zbyt mało czasu, zwłaszcza, gdy w przejście o szerokości około 50 cm wpierdoli się na raz 4 osoby. Masz wrażenie, że zaraz któryś w dupę cię wyrucha.

Łóżka są piętrowe. Wszystko w nerwach, każdy w napięciu. Rozładowujemy to głupim, histerycznym śmiechem. Komediantów tu nie brakuje. Wiesz, że tu jest Sławek Tężyński z Kamionnej i jeszcze dwóch chłopaków z byłej trzeciej TMR3. Jesteśmy podzieleni na plutony. Należę do plutonu 3, pokój 9. Po przysiędze przeniosą mnie na wieżę lotniska. Będę planszecistą, to znaczy na planszy o wielkości 4 x 4 m będę zaznaczał położenie samolotów. No, masz takie słuchawki na uszach. Podają ci przez radio położenie samolotu, a ty to zaznaczasz na tej wielkiej tablicy białą kredką, co pisze na szkle. Piszesz odwrotnie, tak jak w lustrze, żeby ci po drugiej stronie mogli przeczytać.

Dziś jest 1 listopada. Jutro idę po skierowanie do lekarza, a w piątek jadę na komisję. Może po przysiędze mnie zwolnią do cywila. Trzymam kciuki, żeby tak się stało. 

Nie jest tu przyjemnie, chociaż z drugiej strony nie mamy jeszcze najgorzej. Poprzedni pobór był bardziej ganiany. Najważniejsze, żeby się nie stawiać i wszystko brać z humorem. 

Nie da się tego wszystkiego opisać w liście. Pisałem już do domu. Napisz, albo przyjedźcie wszyscy razem w sobotę albo w niedzielę. Jeżeli nie sprawi to wam większego kłopotu.

Jak zapewne wiesz jest tu lotnisko więc mogę do domu na przepustkę polecieć samolotem. Pytałem. Bilet kosztuje w jedną stronę 19000 zł. Oczywiście jeśli ją dostanę. Pewnie dopiero po przysiędze.

Nie wiem, jak to wszystko opisać. Cały czas człowiek jest pod kontrolą, nawet we śnie. Nawet wysrać się nie ma czasu. Nawet na telewizji trzeba siedzieć sztywno i dłonie na kolanach trzymać, bo cię do sprzątania wezmą.

Nasz serial, którego nie możemy opuścić, to dziennik telewizyjny. Nic innego oglądać nie wolno. No chyba że jest święto, tak jak dziś, to wideo jest. Tylko nie wiem, jaki film nam puszczą. Dziś także był WF i sprawdzian fizyczny: podciąganie na drążku, bieg na 100 i na 1000 m. 

Słuchaj musimy wymyślić jakiś szyfr, bo po przejściu na stare kompanie prawdopodobnie będą czytać listy. Nie wiem, czy teraz tego nie robią, bo nie rzuca się kopert bezpośrednio do skrzynki, tylko zostawia u podoficera dyżurnego. Przysięga za 6 tygodni, to znaczy około 15,17 grudnia. Jeszcze powiedzą. Jestem w plutonie, który najwięcej jest ganiany. Chuj, nie wiem dlaczego.

Dziś w nocy śniło mi się, że byłem w domu. Sen był tak realny, że myślałem, iż jest jawą. Dopiero po przebudzeniu się, z goryczą stwierdziłem, że nadal jestem w tym syfie. 

Tu czas płynie inaczej. Trzy dni ciągną się w nieskończoność. Człowiek myśli tylko, żeby było już po capstrzyku. Najgorsze jest to pozbawienie wszelkich swobód i wszelkiego rodzaju buntu czy protestu. W każdej chwili możesz być zmieszany z błotem i jeszcze masz odpowiedzieć: Tak jest, panie sierżancie! Kurwy pierdolone! A chuj im w dupę!

Myślę, że to tylko pierwsze tygodnie takie będą, dopóki się nie wyrobimy. Nie chcę, żebyś odebrał to tak tragicznie. Nie jest tu aż tak źle. To jest po prostu cyrk, nienormalna sytuacja. Sprząta się i sprząta, a nadal jest syf. 

Wczoraj na korytarz wypierdolili ze trzy taczki piachu. Po co? Żeby nam umilić życie i żebyśmy o głupotach nie myśleli. Paranoja. W życiu takiego czegoś nie widziałem. Tyle, że ja tego nie sprzątałem. 

Robiłem w łazience, ale też nie było za dobrze. Kawałkami szkła heblowaliśmy kratki na podłodze, kumasz? Połowa z nas się pokaleczyła. Te pojeby kible każą szorować cegłą. Obok leżą mokre, śmierdzące ściery, bo nie można powiesić ich na kaloryferze. Podłoga jest zapierdolona tak że koloru nie widać, a każą ją pastować a nie myć. 

Chłopie załatw sobie odroczkę, wykombinuj coś, tylko nie przychodź do tego syfu. Tu nie powinno być miejsca dla normalnych ludzi. Nie wiem, czy ja wyjdę po tym wszystkim całkowicie normalny. Mówią, że my prawie wcale nie dostajemy w dupę. Wyobrażam to sobie.

Od jutra zaczynają się zajęcia taktyczne w terenie. Tam nas mogą regulaminowo ujebać. 

Nie wiem, co jeszcze chciałbyś wiedzieć. Co ci jeszcze napisać? Muszę to zrobić tu i teraz, bo potem nie będzie czasu. Chcę jak najwięcej ci napisać jak tu jest. Chociaż nie wiem, jeżeli ktoś lubi życie z zegarkiem w ręku, to może mu się tu podobać. Ma to swoje i dobre strony. Nie ma nawet czasu myśleć i użalać się nad sobą. 

Najlepiej jest jak trafi się na kuchnię. Wtedy przynajmniej można się porządnie najeść, No i tak nie ganiają. Może uda mi się do tego syfu wykręcić. Zobaczymy, jaki będzie wynik komisji.

Ty tam pewnie sobie siedzisz i nawet nie zastanawiasz się, jak tu może być. Pamiętaj, nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być  jeszcze gorzej. 

Jednostka ta położona jest w lesie. Znajduje się tu duże lotnisko wojskowe. W ogóle hektarów w chuj, a tylko około 1000 osób obsługi, więc miejsca do ganiania młodych jest dosyć.

Od początku tej strony dopisuję we czwartek 2 listopada. Wczoraj nie zdążyłem, bo była zbiórka na obiad. Rzeczywiście było wideo. Puścili trzy filmy. Oglądałem tylko jeden, bo byłem na kuchni. Obieraliśmy ziemniaki. Jak to mówią: jak najdalej od dowództwa i jak najbliżej kuchni. Wtedy jesteś spokojny i najedzony. Film był taki sobie.

Pozdrów tam wszystkich ode mnie w internacie i w domu. Tylko mamusi nie mów wszystkiego, bo się niepotrzebnie zdenerwuje. Nie chcę, żeby się o mnie za bardzo martwiła. Powiedz, że zapodział się gdzieś ci ten list. Może rzeczywiście włóż go gdzieś, żeby przetrwał do końca mojego pobytu w wojsku. Chcę zebrać wszystkie, jak wyjdę do domu. Tylko w ten sposób mogę opisać moje pierwsze odczucia z wojska. Włóż go do moich papierów pod sufitem. Pamiętaj! 

Pogoda tutaj zmienna. Dziś mżawka i mgła, wczoraj pogodnie.

Znowu mi, chuje, przerwali. Przyszedł pułkownik i pierdolił coś o wojsku. Pytał się o ilość rodzeństwa i jak nam się żyje. Tak jakby to go to, kurwa, interesowało. Powiedziałem, jak jest. Wzywał tak każdego. 

Wiesz co, do munduru już się przyzwyczaiłem. Pasa i tak nie zaciskam do końca, bo jest, kurwa, luźny, chociaż zapięty na ostatnią dziurkę. Innym dociskają nawet po obiedzie.

Dziś zrobili nam musztrę. Przejebane. Pobiegaj sobie w tej bechatce wojskowej to zobaczysz. Nie chodzi mi o bluzę, tylko o tą ciężką kurtkę. Czułem się jak śnieżna kula, której kazano na dodatek tupać i biegać w kółko. 

Żarcie jest możliwe tyle tylko że trochę mało. Najlepiej trzymać się blisko kuchni.

Dobra to by było na tyle. Cześć.


Jacek


PS. Napisz

sobota, 29 kwietnia 2023

29 października 1989

Niedziela


13:45


Droga mamo


Na wstępie mojego listu przesyłam Wam moc gorących pozdrowień. Pragnę Was także uspokoić. Przyjechałem szczęśliwie i jestem już w jednostce (zdrowy i cały). 

Nie jest tak źle, jak to sobie na początku wyobrażałem. Jak się to mówi: "nie taki diabeł straszny, jak go malują". Człowiek jest człowiekiem i traktują nas jak normalnych ludzi. Oczywiście dyscyplina na pierwszym miejscu. Ścielenie łóżek, układanie ubrań w kostkę i przedmiotów toaletowych w szafce na razie sprawia mi trochę kłopotów. Chociaż i tak mam przewagę nad innymi, bo przypomniałem sobie wszystko z domu dziecka. 

Do przysięgi jesteśmy tu razem wszyscy. Wszyscy z województwa Siedleckiego. Jest kilku z kamionnej, kilku z Garwolina. Są nawet ci, co uczyli się że mną w Miętnem zdawali, ze mną maturę. Uczymy się podstawowych zasad wojskowych. Nie jest tak źle. Humory nam dopisują. 

Nie jestem sam i to jest najważniejsze. Do załamania nerwowego którego tak się bałem, jeszcze bardzo, ale to bardzo daleko. Dostaliśmy już umundurowanie i wszystkie rzeczy. 

Nie jestem na sali chorych. Nie było żadnej komisji lekarskiej, żadnego lekarza. W poniedziałek idę do niego z tymi dokumentami, co od ciebie otrzymałem. 

Przyjdą do was moje ubrania. Nie mogę ich tu mieć. Mam prośbę: w tej paczce będzie też książka a w niej koperty. Przyślijcie mi je. Mamo, przyślij także mój paszport. Będzie tu potrzebny. Jest u góry, tam, gdzie moje dokumenty. Jest tam także książeczka mieszkaniowa. Wpłacajcie co miesiąc odpowiednią kwotę. Możecie do mnie przyjechać, jak chcecie, ale tylko w niedzielę, bo wtedy są odwiedziny. 

Tak jak już pisałem, jak na wojsko, nie jest tu źle. Przynajmniej na razie. Po przysiędze przeniosą każdego do swojej kompanii. Ja będę planszocistą na wieży lotniska. Mówili, że to niezła fucha. 

Co tu jeszcze dopisać? Dziś niedziela, więc spokój. Nie było nawet zaprawy. Trochę posprzątaliśmy i siedzimy. Zacznie się od jutra. 

Mamo przeproś ode mnie Sylwka. Obiecałem do niego napisać, ale nie mam więcej kopert. Zrobię to później. Aha, muszę wam wyjaśnić, jak tu dojechać. Z Warszawy najlepiej pospiesznym który leci na Kołobrzeg przez Koszalin. Musicie wyjechać tak jak ja, aby być w Koszalinie rano, bo później autobus jest dopiero o 12:00, a to 12 km. Jak już pisałem, z autobusu wysiadacie na krzyżówkach za pgr-em w Zegrzu Pomorskim. Potem prosto taką drogą w las. To jakieś półtorej kilometra. Zresztą spytacie się ludzi. Jednostka jest duża, położona w środku lasu. To duży plac i lotnisko. Można nawet do Warszawy dolecieć samolotem. Podróż kosztuje 14 000 zł w jedną stronę. 

Młodych jest tutaj nas 93 osoby. Nie wiem, kiedy dostanę pierwszą przepustkę. Jeżeli nie będziecie mogli przyjechać, to przyślijcie mi ten paszport. To ważne. 

Nie wiem, czy interesuje was życie tutaj. Jeszcze zbyt mało wiem. Przyjechałem, zarejestrowali mnie. Do wieczora siedziałem na świetlicy. Wieczorem gdy nazbierało się już trochę ludzi, zabrali nas na stare koszary do łaźni. Tam przydzielili mundury i zabrali cywilne ubrania. Wieczorem już w jednostce pokazali, jak pościelić łóżka i jak układać przybory w półce. Potem toaleta wieczorna i capstrzyk. Usnąłem momentalnie, bo przecież nie spałem w pociągu i byłem cholernie zmęczony. 

Aha, dali oczywiście śniadanie, obiad i kolację. Żarcie kiepskie, chociaż nie jest to mało. Nie przejmuj się mamo, te 18 miesięcy zleci momentalnie. 

To prawda, że mało tu czasu na siedzenie. Dziś jest niedziela i dlatego nie ma nic do roboty, ale w tygodniu czas zorganizowany jest do ostatniej minuty. Starzy żołnierze są równi. Prawie wcale nie ganiają i nie krzyczą. Każą nam robić to, co należy, bo oni też mają nad sobą kogoś.

No dobra, muszę już kończyć, bo idziemy na obiad. Jeszcze raz, nie martwcie się. Napiszcie, albo przyjedźcie. 


Jacek 


PS. Nie róbcie krzyków na kopercie.

piątek, 28 kwietnia 2023

28 października 1989

Sobota


Koszalin stacja PKP 5:20


Kochani,


przyjechałem szczęśliwie. Na razie wszystko w porządku. Nie martwcie się o mnie. Przepraszam, że piszę na takiej kartce ale jestem na stacji i nie miałem nic innego. Kioski i sklepy pozamykane. Nie wiem, czy później będę miał okazję jeszcze to zrobić, ale będę próbował. Czekam, aż przyjadą z jednostki i nas zabiorą. Sporo jest nas tutaj, kilkaset osób. Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco. 


Jacek

czwartek, 27 kwietnia 2023

27 października 1989

Piątek


Ten dzień przejdzie do historii. To ostatni wpis przed rozpoczęciem mojej służby wojskowej i być może w ogóle ostatni. Może po wojsku nie będzie chciało mi się bawić w to pisanie. Obliczam ostatnie godziny i minuty. Jutro słońce wstanie dla mnie inaczej. Jutro o godzinie 8:00 stracę swoją wolność na 18 miesięcy a może i nawet dwa lata. 

Najgorsze jest to oczekiwanie. Serce wali jak młot pneumatyczny, dłonie drżą i nie mogę zebrać myśli. I to powracające pytanie: jak to będzie? Czy sprawdzą się czarne scenariusze, które znam z opowieści starszych kolegów. Nawet trudno opisać mi ten lęk. Zrobiłbym wszystko, żeby się nie bać. Strach nie opuszcza mnie nawet przez chwilę. 

Wczoraj napisałem list do Anety. Napisałem, że się boję, że nie widzę sensu i celu życia. Tak naprawdę nie wiem czemu to zrobiłem. Prawdopodobnie spowodowane to było tym silnym lękiem. Poza tym chciałem się komuś zwierzyć, obojętnie komu. Szukałem potwierdzenia swojej wartości i przynależności do kogoś, czegoś. Nadchodzi taki moment, że szuka się kogoś na całe, życie, że szuka się swojego miejsca w tym życiu. Nie robię sobie wielkich nadziei. Nie liczę na to, że odpisze. Nie o to w tym wszystkim chodziło. Zrobiłem to przede wszystkim dla samego siebie. Chciałem wyrzucić z siebie to wszystko, co mnie od dłuższego czasu dręczyło. Chciałem poczuć się lepiej, podzielić się z kimś moimi wątpliwościami. 

Wiem, że teraz od życia dostanę porządne wpierdol. Nie będzie zmiłuj. Nie wierzę w cuda i wiem, że to nie będzie łatwe. Może to i lepiej. Przynajmniej nie będę się tak nad sobą rozczulał każdego dnia. Życie jest takie jakie jest. Wielu rzeczy po prostu nie da się zmienić. Moje życie nigdy nie było bajką i wydaje mi się, że tak już pozostanie. Mimo to w tym moim pieprzonym życiu jest mnóstwo pięknych, cudownych rzeczy. Jeżeli tylko chcę, potrafię mnie dostrzec każdego dnia. Dlaczego nie umiem się tym wszystkim bardziej cieszyć? 

Coraz częściej mam chwile totalnego zwątpienia we wszystko, co mnie otacza. Coraz częściej zaczynam myśleć o śmierci – swojej śmierci. Wiem, że nie powinienem tak myśleć. Moje życie dopiero się rozpoczyna. Mogę jeszcze bardzo wiele osiągnąć. 

Nie wiem, czasami po prostu wydaje mi się, że nie warto żyć.

Za chwilę będę się przebierał i pójdę na pociąg. Całą podróż mam za darmo. Cała noc jazdy. To mnóstwo czasu na rozmyślania. Nie biorę tego zeszytu. Gdyby go u mnie znaleźli, mógłbym mieć dodatkowe kłopoty, a tego nie chcę. Zresztą pewnie i tak nie będzie czasu na pisanie. 

Boję się. Jak tam będzie? Próbuję sobie to wyobrazić, ale to wszystko wywołuje we mnie jeszcze większy strach. Czego najbardziej się boję? Chyba ludzi, kolegów. Zawsze miałem problemy z ułożeniem sobie nowych relacji. Jednak chyba najbardziej boję się totalnego ograniczenia mojej swobody, tego, że to ktoś będzie decydował o tym, co robię i jak wygląda każda minuta mojego dnia. Zastanawiam się na jak bardzo jest silny mój charakter, czy czasem już po kilku dniach się nie załamię. 

Jeszcze gdybym był taki jak Sylwek: silny, bystry, zaradny. Gdybym umiał się dogadywać z ludźmi, to może mniej bym się bał. Gdy przypomnę sobie pierwszy rok zawodówki, gdzie praktycznie pogrzebana została cała moja duma, gdy przypomnę sobie wszystkie grupowe wyjazdy: Czechosłowacja, NRD, to boję się, że będzie jeszcze gorzej. 

Jestem w domu sam. Jest cicho. Czekam. Mama pojechała z Moniką do szpitala. Zapalenie wyrostka robaczkowego. Siostra pewnie będzie operowana. Najpierw ja, a teraz Monika. Co się dzieje z tym szpitalem?

Boję się. Boże dodaj mi odwagi. Czy chłopak w wieku 22 lat powinien się aż tak bać?

środa, 26 kwietnia 2023

26 października 1989

Czwartek


22:30


-Boże, to już jutro. To niemożliwe. Jutro? 

-Człowieku uspokój się, przecież to nie kara śmierci. 

Boję się tak bardzo, że muszę ciągle coś robić? Nie mogę zapanować nad drżeniem rąk. Najgorsze jest samo wrażenie, myśl, że nie da się tego cofnąć. To wszystko potęguje we mnie strach. Mam wrażenie, jakbym stał przed wielką brama, po przekroczeniu której nie ma już powrotu. Wiem, że jak ta brama się ze mną już zamknie, to zostanę tam już na dwa lata. 

Boże, to tak niewiele czasu. Strach już czai się na mnie w ciemnościach jak wielki potwór. Jeszcze ta myśl, że w tą podróż muszę wybrać się sam. Nie będzie tam nikogo z moich znajomych. Może to i lepiej. Nikt nie będzie widział mojego poniżenia. Wiem, że przejdę przez to wszystko zwycięsko. Jestem tego pewny. Po prostu nie mam innego wyjścia. Będzie ciężko, ale tam przecież nie zabijają ludzi. 

Jutro o 17:00 bądź o 18:00 wyjeżdżam z Łochowa. Jadę do Warszawy a stamtąd po 20:00 mam pociąg do Koszalina. Dalej pojadę autobusem. 

Chcę coś więcej napisać, ale brakuje mi słów. Poza tym bardzo chce mi się spać. 


wtorek, 25 kwietnia 2023

24 października 1989

Wtorek


Łochów 14:55


W końcu jestem w domu. Pobyt w szpitalu doprowadzał mnie do szału. Nie byłem chory, a musiałem leżeć wśród innych pacjentów. Ich języki w nocy budziły mnie ze snu. Gdybym był poważnie chory, na pewno patrzyłbym na to inaczej. Szpital źle wpływa na psychikę. Z upływem czasu stawałem się coraz bardziej nerwowy i musiałem zażywać tabletki nasenne. Pod koniec odczuwałem obrzydzenie do wszystkiego i nigdy nie przypuszczałem, że będę tak tęsknił za domem lub odczuwał tak silną potrzebę bycia z bliskimi. Będę robił wszystko, aby nie trafić tam po raz kolejny.

Nikogo jeszcze nie ma w domu. Siostry w szkole. Mama pojechała do Mińska Mazowieckiego. Jutro jadę do wieliszewa rozliczyć się z kombinatem. Być może to ostatni wpis w tym zeszycie. 

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

23 października 1989

Poniedziałek


10:20


Leżąc tutaj, odzwyczaiłem się od chodzenia. Wejście po schodach na drugie piętro sprawia mi niemałe trudności.

niedziela, 23 kwietnia 2023

22 października 1989

Niedziela


16:00


Zobaczyłem się tu z Sylwkiem, Moniką, Justyną i mamą. Udało mi się trochę oderwać od tego wszystkiego. Cały dzień był piękny i słoneczny. Dobrze, że już we wtorek stąd wychodzę. Nie wytrzymałbym tutaj dłużej. Leżenie w szpitalu nie jest niczym przyjemnym. Teraz gdy Mariusz i inni z tej grupy wyszli, zrobiło się bardzo nudno. Nie ma z kim normalnie pogadać. Wychodzę we wtorek lub w środę. Tak czy inaczej, już w piątek wyjeżdżam do Koszalina. To mój ostatni tydzień przed pójściem do wojska i czuję, jakby to był ostatni dzień mojego życia. To prawda, bardzo się boję. Czuje ten strach. Jest taki nienaturalny i nieokiełznany. Być może nie będzie aż tak źle. Prawdopodobnie nie będę już pisał tego dziennika. Urwie się pewnie na którymś z dni tygodnia. Po wojsku pewnie nie będę miał na to ochoty.

Czy można się przyzwyczaić do tego co tu jest? Obcy ludzie, niby znani, a jednak tak naprawdę nie zna się ich nawet w przybliżeniu. Wszyscy chorzy, niektórzy jęczą, niektórzy śpią. Każdy w swoim łóżku, w piżamie. Okazuje się, że można przyzwyczaić się do wszystkiego. Ja już się przyzwyczaiłem.


19:30


Przed kilkoma dniami przywieziono starszego pana, który stracił świadomość. Ma już 86 lat i był w bardzo złym stanie. Okazało się, że miał bardzo wysoki poziom cukru we krwi, co wywołało niemałe poruszenie wokół niego. Lekarze, badając go, polecili podać mu cztery litry glukozy w kroplówce oraz insulinę. Stan pacjenta trochę się poprawił, ale nadal nie może nic jeść. Postawili mu jedzenie, ale kiedy zauważyli, że nie rusza, zabrali talerz. Przez cały dzień nie zjadł nic. Dziś wydaje mi się, że jest podobnie. Starając się mu pomóc, podawałem mu przegotowaną wodę do picia łyżką. Inaczej nie był w stanie pić. Jednak ci, którzy leżeli na łóżkach obok, śmiali się ze mnie. Słyszałem ciche, złośliwe szepty nie tylko pod swoim adresem. Nie wiem, czy tak można się wyrażać o osobie chorej i o tym, kto jej pomaga. Wiem tylko, że wszyscy tu są chorzy, ale nie w takim stanie jak on. Oni mogą chodzić o własnych siłach. To nie to samo.


sobota, 22 kwietnia 2023

21 października 1989

Sobota


13:10


Słońce świeci, na dworze panuje piękna i ciepła pogoda. Byłoby wspaniale wyjść na spacer i nacieszyć się jego promieniami. Zastanawiam się, dlaczego dzisiaj nie zostałem wypuszczony ze szpitala. Wydaje mi się, że coś nieoczekiwanego się wydarzyło. Zdaje się, że lekarze musieli się spieszyć na jakiś sympozjum do Siedlec.


piątek, 21 kwietnia 2023

20 października 1989

Piątek


18:15


Zastanawiam się, kim jestem. Wszędzie jestem traktowany podobnie. Zachowanie ludzi wobec mnie się nie zmienia. Zmieniają się tylko warunki i okoliczności. To chyba leży gdzieś głęboko we mnie, w mojej psychice.

Biała pościel, nogi pod kocem, jest ciepło. Słuchawki na uszach i muzyka gra. W sumie nie jest źle. Przynajmniej się nie nudzę. Dobrze, że siostry przywiozły ten magnetofon. Ciężkie pudło, poobklejane jakimiś głupimi naklejkami, ale gra i spełnia swoje zadanie. 


19:35


W zgiełku białej ciszy


W zgiełku białej ciszy

I gąszczu własnych myśli

Brnę jak głupiec wciąż naprzód

I szukam siebie i tracę kierunek.


Samotność: ważny-nieważny

Kompas – drogowskaz

Rozpadł się w proch,

A wina lgnie do mnie jak miód. 


Wciąż błądzę bez celu

Po omacku w ciemności

Pragnąc odnaleźć drogowskaz

Szczęście i sens, nie bezsens.


Lecz tylko cisza

Na moje wołanie się zgłasza

I tylko myśl kręta szalonym tańcu

W nicości się jawi.


Nocą sen mi ucieka jak cień,

A dni mijają jak pusty śmiech.

Ciągle szukam odpowiedzi

Na pytania, co dręczą i palą.


Wspomnienia i dawne emocje

Uśpione w mym sercu chcą żyć.

Czasem radość, czasem smutek

Ale zawsze mocno czuję to, co jest.


Tęsknota za tym, co było

Nie pozwala rozwinąć skrzydeł,

Lecz muszę iść naprzód,

Nie oglądać się za siebie.


Przyszłość jest jak pustka

Muszę wypełnić ją tym, czym jestem.

Niech moje marzenia będą kompasem

Wiodącym mnie ku lepszym horyzontom.


czwartek, 20 kwietnia 2023

19 października 1989

Czwartek


Niestety nadal jestem w szpitalu. No cóż jestem, zastanawiam się tylko, dlaczego powiedziałem "niestety". Z punktu widzenia zbliżającego się poboru do wojska, to mógłbym tu jeszcze parę dni poleżeć. Raczej nie powinno mi się spieszyć. Jaką mam alternatywę? Wrócić do nieciekawej roboty? Czy też wrócić do hotelu pracowniczego, gdzie, pluskwy, prusaki i karaluchy spacerują gęsiego jak samochody na Marszałkowskiej. Tu wcale nie jest tak źle. W sumie mam wszystko czego mi potrzeba. Może tylko zbyt mało ruchu. No i te nieprzyjemne badania. 

No właśnie jutro mam rektoskopię, sondę i USG, dlatego już dziś nie powinienem nic jeść. 

Plusem tego wszystkiego, jest też to, że jest tu dużo ciekawych ludzi. Opowiadają różne ciekawe historie. Na łóżku obok leży mój rówieśnik. Jest bardzo chory ale humor mu cały czas dopisuje. Dobrze się dogadujemy. Możemy porozmawiać o rzeczach, które w takim samym stopniu nas interesują. 

No a tak to leżę tylko. Z początku były cholerne nudy, ale się już przyzwyczaiłem. 

Ja pierniczę ciągle ten facet gada i gada. Jadaczka mu się nie zamyka. Ma prawie 40 lat, a waży 48 kg. Nawet ciekawie mówi tylko, że ja w tym momencie chcę robić coś innego. Chcę coś napisać. Chcę wykorzystać okazję i trochę więcej popisać.

Ten co leżał po mojej prawej, ciągle gapił mi się w zeszyt. Ciekawski jakiś, ale wyszedł już do domu. Mariusza nie ma. Poszedł gdzieś. No a tak to w ogóle nie zwracają na mnie uwagi. Przyzwyczaili się, że ciągle coś piszę i piszę. 

No leżę i leżę, szpital, łóżko, telewizja książki. No i rozmowy. I tak w kółko. Co jakiś czas przychodzi pielęgniarka i przynosi leki.

środa, 19 kwietnia 2023

17 października 1989

Wtorek


Wśród tych biało-sinych ścian i ciągle narzekających pacjentów jestem już drugi dzień. Dziennie mam jakieś badania. Dziś byłem na gastroskopii. To bardzo nieprzyjemny zabieg. Jeszcze teraz czuję silny ból w żołądku i przełyku po tej grubej rurze, którą mi tam wkładali. 

Niezbyt mądrym posunięciem było oddanie wszystkich ubrań do domu. Z samego rana jak chciałem jechać do Warszawy na kolejne badania, musiałem pożyczyć dres od kolegi z łóżka obok. Oczywiście ktoś miał mnie odwiedzić i przywieźć najpotrzebniejsze rzeczy, ale jak do tej pory nikogo nie było. Szkoda, bo tak czekałem. Jak się jest tutaj, to tak bardzo się pragnie jakichkolwiek odwiedzin. 

Co mogę jeszcze napisać? Żarcie jest takie, aby człowiek nie zdechł tu głodu. Jedna mała kajzerka na kolację to trochę mało. Wycwaniłem się i wziąłem trochę chleba. Co prawda był czerstwy, ale smakował jak najlepsza bułka. Śniadania nie jadłem w ogóle, bo przecież te badania musiały być na czczo, to na obiad przyjechałem głodny jak wilk. Nawet nie poczułem, jak go pochłonąłem. Mimo że byłem przecież po tej gastroskopii. Kolacja bardzo mizerna i do tego taki długi odstęp czasu między posiłkami. 

To nic przyjemnego leżeć tak bezczynnie w łóżku. Tutaj powinni być tylko tacy, którzy rzeczywiście muszą tu być. Wiadomo, że jak ktoś jest bardzo ciężko chory, to nie ma innego wyjścia. Z resztą on już i tak nie zwraca na nic uwagi. Co innego ludzie tacy jak ja, pacjenci zdrowi, którzy są umieszczeni w szpitalu tylko z powodu badań. Nawet jak mam jakieś problemy z żołądkiem, to mogę je leczyć w domu. Bez sensu jest, żebym zajmował komuś łóżko i jeszcze samemu się przy tym męczył. Wszystko rozbiło się o tą gastroskopię, która i tak wykazała, że mój wrzód jest już w połowie wygojony. A chuj cały interes, bo wojsko i tak mnie nie ominie. Przed 27 na pewno wyjdę. Pewnie jeszcze pójdę na kilka dni do pracy. 

Na razie jestem tu: bez mydła, bez szamponu, bez ubrania. Gdyby mnie dzisiaj już wypisali, to nie mam jak dostać się do domu. Jutro mama na pewno przyjedzie i wszystko przywiezie, ale ja dzisiaj już śmierdzę. Poza tym muszę się ogolić.

wtorek, 18 kwietnia 2023

15 października 1989

Niedziela


20:10


Ból ściska mi czaszkę z dwóch stron. Chętnie przytuliłbym głowę do miękkiej poduszki i odpłynął w długą podróż do krainy snów. Oglądam telewizję. Czekam aż wszyscy pójdą spać. Chcę się wykąpać przed jutrzejszym dniem. 

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

13 października 1989

Piątek


21:50 Łochów


Ciepły wilgotny wieczór ogarnął świat swoim uściskiem. 


14 października 1989 sobota


Czy to ma jakikolwiek sens? Czy to wszystko, co się teraz dzieje, prowadzi do czegokolwiek dobrego? Chleb 800 zł, mleko 800 zł, masło 4000 zł, kiełbasa 11 000 zł. Nie mówię o szynce. Jak żyć? Dostałem 90 000 zł, ale co z tego. Moja pierwsza wypłata. Z początku wydawało się dużo, ale gdy przeliczyłem to na konkretny towar, okazało się, że to głodowa stawka. Poczułem się tak, jakby ktoś dał mi w mordę i jeszcze się z tego śmiał. W ciągu kilku dni pieniądze przeciekły mi przez palce. Zostało jedynie 20 000 zł. 

Tak czy inaczej, liczę tylko na to, że już niedługo będę na utrzymaniu państwa. Być może już w poniedziałek znajdę się w szpitalu. To jeszcze nic pewnego, ale istnieje duże prawdopodobieństwo. W każdym razie na pewno trafię do wojska. Ta chwila jest coraz bliższa i czuję ją już na swoim karku.

W środku się trzęsę jak świeżo zrobiona galaretka z nóżek. Próbuję zachowywać się w miarę spokojne, ale ni chuja to nie wychodzi. W domu każdy wrzeszczy i ma wszystko w dupie. W końcu nie wiesz człowieku, co masz robić. W tym ogólnym pierdolniku brniesz tylko do przodu, bo nawet nie wiesz, gdzie jest tył. Czasami mam wrażenie, że to wszystko to jedno wielkie gówno. 

Ponad tym wszystkim ciągnie się jakaś kurewsko dziwna melancholia. Gdzie leży sens życia? Gdzie jest jego cel? Może to ciągłe borykanie się z problemami i branie wszystkiego na bary, jest sensem i celem. Może ciągle brnięcie naprzód w tym gównie jest celem. Jak w jakimś filmie Hitchcocka. Leziesz nocą przez mgłę, w gąszczu gałęzi i widzisz przed sobą tylko najbliższe przedmioty i masz nadzieję, że w końcu wyjdziesz z tego lasu. 

Dorosłem. Szkoda tylko, że w tak chujowych okolicznościach. Już wiem, że nie da się uciec i zaszyć w cichym, spokojnym zakątku, bo, kurwa, takiego nie ma! Nie ma takiego miejsca na świecie, bo ja i moje problemy to jedno. 

Mam dość. Są chwile, że tracę panowanie nad sobą. Nie mam żadnego wsparcia. Nie mówię o tym materialnym, bo na nie nie liczę nawet. Chodzi o to duchowe. Ojciec zmarł dawno temu, a matka sama sobie nie jest w stanie pomóc. Ciągle pije krople na uspokojenie, twierdząc, że to wszystko rozwiąże. Rodzeństwo – każdy pilnuje swojej dupy. No cóż, takie jest życie. 

Chwilami nie wiem, kim jestem. Mówią, że nie można tracić nadziei, że trzeba jakoś żyć, ale moje myśli coraz częściej krążą wokół śmierci – mojej śmierci. Myślę czasami, że chyba naprawdę byłoby lepiej odejść i zostawić to dawno tym, którzy sobie lepiej radzą. Nie wiem. Może kiedyś rzeczywiście to zrobię. Wydaje się to całkiem realne i proste. Tak odejść spokojnie i cicho. Zastanawiam się tylko, jaki rodzaj swojego końca wybrać. Najlepiej bez bólu. Może tabletki? 

Kurwa, jakie to głupie. Ale jaką mam przyszłość? Powiesz: przestań pierdolić chłopie, są inni bardziej doświadczeni przez los i jakoś żyją. Może i są, ale ja mam dość, najnormalniej w świecie dość! 

Dlaczego tak jest? Dlaczego nikt mi nie wskaże konkretnego, ambitnego celu? Jak postępować w życiu? Jakimi normami się kierować w tym pojebanym świecie? Napierdalać pałą wszystkich dookoła tylko po to, żeby mnie było lepiej? No bo z tego, co ostatnio się dzieje, to na to wychodzi. Jak będziesz kradł, przepychał się, niszczył innych, to będziesz wyżej na grzędzie. Czy o to chodzi w tym całym kapitalizmie? 

Kurwa, nawet pisać mi się już nie chce! Ja pierdolę, jak mnie to wszystko wkurwia!


niedziela, 16 kwietnia 2023

11 października 1989

Środa


21:20 Łochów


W domu powinna być już mama, ale jej nie ma. Nie wiem, co się stało. Dziewczyny już śpią, a w chałupie taki pierdolnik, że się przewrócić można. W kuchni trochę ogarnąłem, ale nie mam tyle siły i chęci, żeby po wszystkich ten syf sprzątać. Siostry chyba są chore. Podobno były u lekarza.


sobota, 15 kwietnia 2023

10 października 1989

Wtorek


16:25 Wieliszew


Wziąłem wypłatę, ale nie pojechałem do Legionowa tak jak moi koledzy. Pieniądze muszę zachować, bo są potrzebne do domu. Nawet nic sobie nie kupię. Nie ma sensu przed wojskiem. Zresztą i tak już we czwartek pewnie będę leżał w szpitalu. No może pasowałoby tylko kupić jakąś piżamę.


***


Ty przychodzisz jak noc majowa

Cicha noc, noc uśpiona w jaśminie

I jaśminem pachną twoje słowa

I księżycem sen srebrny płynie.


"Poezja" Broniewski


***


Dzień zapada w pochmurny sen,

Z płaczem dziecka nadchodzi noc,

Terkot budzika liczy mój czas,

A cztery ściany kryją duszę zbłąkaną.


***


Dziś w nocy śniło mi się, że palił się nasz dom. Ogień bryzgał jak tłuszcz na patelni i przenosił się w nowe miejsca. Trudno było go ugasić. Śniło mi się też, że Grzesiek Koza iskał mnie i bił mi w głowie wszy. Dziwny sen. Może trochę związany z filmem, który oglądałem wieczorem. 


***


Robiłem zdjęcia w szklarniach. Nie wiem, czy coś wyjdzie, bo było zbyt pochmurno.


piątek, 14 kwietnia 2023

9 października 1989

Poniedziałek


5:30 Tłuszcz, stacja PKP


Drzewa toną w mlecznej mgle.

Gęsta mgła spowija świat.

Czarne ptactwo okupuje czubki drzew.

Ciemne chmury krzyczą głośno.

Ciemne chmury toną we mgle.


czwartek, 13 kwietnia 2023

8 października 1989

Niedziela


11:40


Lęk


Ciężkie chmury szarą swą duszą ciągną.

Gęsta mgła oplata perliste rosą drzewa.

Kropelka wody twoim odbiciem

Spada w dół, by zniknąć.


Czy zieleń drzew jest prawdziwa?


W szarym tle żółta plama,

Słonecznik jak spóźnione słońce jesienią

Cieszy oczy swym blaskiem.


Czy realna jego barwa?


Lęk - blady wschód,

Uciekający mrok z pierwszym blaskiem,

Groźny pod przymkniętymi powiekami

Znika w słońcu.

Pulsuje w żyłach za dnia.


Czy jego chytry śmiech słyszysz?


Cała realność i sens

W kropelkach deszczu spływa

W ciemny dół serca.


Przyszłość niepewna jak pierwszy lód.


Gdzie idę? Co będzie? 

Nie wiem.


***


Jednak chyba zaliczę ten szpital. Okaże się w środę. Mam tu być, ale chyba wszystko pójdzie dobrze. Tylko co z tym wojskiem? Nie wiem jak to wszystko się ułoży.