Poniedziałek
Byłem u Marcina. Praca przy rozładunku cegły nie jest taka lekka, na jaką wygląda, ale z drugiej strony nie jest też specjalnie wyczerpująca. Z domu ruszyłem wcześnie rano, aby być u niego o godzinie 7:40. Zdążyłem tylko wypić herbatę, przebrać się i od razu trzeba było gnać do roboty. Bogdan i Adam byli już na miejscu. Pracy starczyło na 3,5 godziny. Dostaliśmy za to po 4000 zł. Swoją drogą facet, u którego robiliśmy to równy gość. Baptysta, ale mimo wszystko dało się z nim pogadać prawie jak równy z równym. Próbował nam tłumaczyć, jak oni wierzą w Boga. No i oczywiście wyjaśnił, że baptysta to nie świadek jehowy. Ludzie często ich mylą, co się im nie bardzo podoba. Na koniec podarował nam po egzemplarzu Nowego Testamentu i poprosił, abyśmy codziennie czytali po kawałku, jako, jak to on określił "strawa duchowa". Powiem szczerze, że ta dyskusja, choć dla niego na pewno bardzo ważna przeszła mi jakoś mimo uszu. Nie zamierzam zmieniać swojego wyznania, a słuchałem tylko z grzeczności.
Jak się okazuje, ta robota to niezła fucha. Tak licząc pobieżnie, przez tydzień mogę zarobić coś koło 40 000 zł. Moim zdaniem facet przepłaca, ale nie będę się przecież odzywał. Może liczył na to, że nas przekabaci? Zamarzył mi się dobry magnetofon. Może uda mi się go kupić.
Podczas roboty z nieba nie spadła ani kropla, ale gdy tylko dojechaliśmy do centrum, lunął taki deszcz, że świata nie było widać. Mieliśmy wybrać się do kina, ale w pobliżu nic ciekawego nie grali, więc daliśmy sobie spokój i każdy ruszył w swoją stronę.
W Łochowie byłem na 16:00. Jutro taka sama procedura, z tym że nie wracam do domu. Nocuję u Marcina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz