piątek, 29 lipca 2022

11 lutego 1989

Sobota 


4:45


Jestem na stacji PKP w Łochowie. Ludzi jest mało. Jadę do Warszawy. Ostatni dzień pracy. Wczoraj był ze mną Sylwek, ale dziś już mu się nie chciało wstać. Powiedział, że woli się wyspać. Tyle tylko, że ja teraz mam problem. Nie wiem, co powiedzieć temu facetowi. Brat obiecał, że będzie i nasz pracodawca był przekonany, że będzie miał pracownika na cały dzień. Tym bardziej że ja swoją osobą za niego zaręczyłem. Teraz będę musiał świecić oczami. 

No nic. Tak to już jest rodziną. Najlepiej się wychodzi na zdjęciach, ale i to nie zawsze. Za chwilę będę miał pociąg. Jako że dziś sobota to autobus nie kursuje. Przyszedłem piechotą i byłem trochę wcześniej. Ludzie wchodzą, kupują bilety i wychodzą. Nikt na mnie nie zwraca uwagi. 

Wczoraj było na tyle ciepło, że rozebrałem się przy robocie. Efektem tego jest katar. Trochę pociągam nosem. No dobra już czas. Idę na peron. 


21:55 


Chłodny, księżycowy wieczór opanował mrokiem świat. Powietrze jest ostre i wilgotne, przesycone intensywną wonią pól. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz