niedziela, 31 lipca 2022

13 lutego 1989

Poniedziałek 


8:05


Pierwsza noc po feriach przespana bardzo dobrze. Co nie oznacza wcale, że chce mi się iść na lekcje. W ogóle nie jestem przygotowany i na pewno złapię jakieś dwóje. 


sobota, 30 lipca 2022

12 lutego 1989

Niedziela 


21:55 


Jestem już w internacie. Do jutrzejszych lekcji nie jestem absolutnie przygotowany, a już teraz chce mi się spać. To przyzwyczajenie z ostatniego tygodnia kiedy, musiałem wcześnie chodzić spać. Tu w internacie życie jest całkiem inne, bardziej nerwowe, choć i w domu Stresu nie brakuje. 


piątek, 29 lipca 2022

11 lutego 1989

Sobota 


4:45


Jestem na stacji PKP w Łochowie. Ludzi jest mało. Jadę do Warszawy. Ostatni dzień pracy. Wczoraj był ze mną Sylwek, ale dziś już mu się nie chciało wstać. Powiedział, że woli się wyspać. Tyle tylko, że ja teraz mam problem. Nie wiem, co powiedzieć temu facetowi. Brat obiecał, że będzie i nasz pracodawca był przekonany, że będzie miał pracownika na cały dzień. Tym bardziej że ja swoją osobą za niego zaręczyłem. Teraz będę musiał świecić oczami. 

No nic. Tak to już jest rodziną. Najlepiej się wychodzi na zdjęciach, ale i to nie zawsze. Za chwilę będę miał pociąg. Jako że dziś sobota to autobus nie kursuje. Przyszedłem piechotą i byłem trochę wcześniej. Ludzie wchodzą, kupują bilety i wychodzą. Nikt na mnie nie zwraca uwagi. 

Wczoraj było na tyle ciepło, że rozebrałem się przy robocie. Efektem tego jest katar. Trochę pociągam nosem. No dobra już czas. Idę na peron. 


21:55 


Chłodny, księżycowy wieczór opanował mrokiem świat. Powietrze jest ostre i wilgotne, przesycone intensywną wonią pól. 


czwartek, 28 lipca 2022

9 lutego 1989

Czwartek 


15:30


Niebo jest jeszcze pochmurne, ale w powietrzu już czuć zapach wiosny. Wokół rozchodzi się ta specyficzna wilgotna woń ciepłej ziemi. Przenika wszystko: las, pola. Pąki na drzewach i krzewach zaczynają pękać, nie mogąc utrzymać w sobie bujnie rozwijających się liści. Ptaki radośnie śpiewają jeszcze w szaro brązowych konarach drzew. Wiatr niesie z południa coraz bardziej ciepłe powietrze. I choć jest dopiero połowa lutego, wydaje się, że nic nie będzie w stanie powstrzymać szybko nadchodzącej wiosny. Ta pora roku niesie z sobą odrodzenie, energię chęci do życia. Wiosna – zielona nadzieja, nadzieja na cały rok. I choć do tej kalendarzowej trochę jeszcze brakuje, człowiek w ogóle tego nie odczuwa. 

Dziś wróciłem do domu wcześniej. U tego faceta nie było roboty. Nie dowieźli cegły, a on gdzieś wyjeżdżał. Oznajmił, że do niedzieli w ogóle nie będzie cegły, bo w cegielni zabrakło. Zaproponował, abyśmy przyjechali do niego jutro, bo ma dużo Innej roboty. Przeprosił nas, pożegnaliśmy się i wyjechaliśmy. 

Kumpli zgubiłem od razu na dworcu wschodnim gdy poszedłem do WC. Może to i lepiej, bo jeden z nich chciał pożyczyć 5000 zł. Zapewniał, że jutro odda, ale mi jakoś trudno w to uwierzyć. Stwierdziłem, że lepiej będzie gdy już tego dnia więcej się z nim nie spotkam. 

Na Pradze w Domu Handlowym Centrum kupiłem spodnie i półtrampki. Miałem kupić jeszcze kilka innych rzeczy, ale nie chciało mi się zbyt długo łazić po mieście, a że miałem pociąg, wsiadłem i na 14:00 byłem w domu. 

Od stacji szedłem piechotą. Nie chciało mi się czekać na autobus. Postanowiłem pójść przez dębinkę, a nie ulicą, jak to zwykle robię. To trochę dalej. I choć bolały mnie nogi, byłem bardzo zadowolony. Wdychałem pachnące żywicą sosnową powietrze głęboko do płuc. Szedłem powoli, słuchając śpiewu ptaków i rozmyślając o życiu. 

Gdy dotarłem do domu, zaproponowałem Sylwkowi grę w kometkę, bo w Warszawie kupiłem do niej lotki. I to popełniłem błąd. Sylwek, wyjmując je z mojego plecaka, natknął się na trampki, a mamusia od razu do mnie z pretensją, czemu i jemu nie kupiłem. Że niby jestem bardzo samolubny i nierodzinny. 

Powiem szczerze, że miałem bardzo mieszane uczucia. Matka zawsze nam wpajała, że musimy dbać nie tylko o siebie, ale i o innych. Z drugiej jednak strony doskonale pamiętałem sytuację z ostatnich wakacji, kiedy to oni nie chcieli zabrać mnie na lody. 

Dziwne, bo nawet o tym nie pomyślałem, żeby kupić i jemu. W sumie to moje ciężko zarobione pieniądze i dlaczego miałbym się nimi z kimkolwiek dzielić. No ale z drugiej strony te buty nie kosztują aż tak dużo, żebym nie mógł mu sprawić takiego prezentu. Wszak to tylko 1400 zł. No ale nie pomyślałem o tym.

Aby załagodzić trochę tę napiętą sytuację, podczas gry w badmintona powiedziałem Sylwkowi, że może jutro ze mną razem jechać i zarobić sobie na te buty. Zresztą w tej sprawie rozmawiałem już z Marcinem. Uzgodniliśmy, że Sylwek zreperuje jego zegar z kukułką, a że Marcin jutro nie idzie do roboty, może pójść za niego Sylwek. 


środa, 27 lipca 2022

8 lutego 1989

Środa 


19:20 


Dziś robota szła bardzo opornie. Dopóki nie zmieniliśmy metody, zrzucanie tej cegły z samochodu, który stał za siatką, było prawdziwą katorgą. To jest las po wycince. Działka jest ogrodzona i stosunkowo mała. Nie zawsze da się podjechać dokładnie w miejsce rozładunku. Szczególnie że samochód jest ogromny. Najgorzej jest, jak trzeba nosić. 

Wymyśliliśmy, że jak położymy kilka desek, to można spuszczać materiał budowlany bezpośrednio za ogrodzenie. Zrobiliśmy taką pochylnię i było dużo łatwiej. A jak facet pojechał, to się w ogóle nie bawiliśmy. Jeden stał na samochodzie i rzucał cegły na ziemię za siatkę. Trochę się potłukło, ale co nas to obchodzi. W ten sposób roboty było o połowę mniej. No i mój kręgosłup był mi chyba trochę wdzięczny. 

To tyle. Co tu jeszcze napisać? 

Niechcący wydałem się, że dostałem od faceta kasę. Miałem nic nie mówić. Forsa miała być na koniec roboty. Tak powiedziałem. Było mi to na rękę. Od mamy codziennie dostaję na drogę i jedzenie. Nie wydaję tego, co zarobiłem. Liczyłem na to, że na koniec będę mógł kupić sobie coś konkretnego. No cóż, mleko się rozlało. Już po fakcie. Może chłopaki nic nie powiedzą matce. Może nie będzie chciała stosownej do tego rekompensaty, ale znając życie to mało prawdopodobne. 


wtorek, 26 lipca 2022

7 lutego 1989

Wtorek


21:45


Tak ciepłej zimy jak w tym roku nie było już od dobrych kilkunastu lat. Teoretycznie teraz powinny być siarczyste mrozy, a temperatura sięga plus 8 stopni Celsjusza. 8 stopni w lutym to jak cytat z powieści science fiction. Jutro w środku dnia ma być jeszcze cieplej. O śniegu to już nawet nie ma co marzyć, bo synoptycy nie przewidują spadku temperatury. 

Może to i dobrze, że jest tak ciepło. Przynajmniej dla mnie. Bardzo dobrze się pracuje w takiej temperaturze. Przy tych Cegłach sytuacja trochę się zmieniła. 

Dzisiaj już nie byłem taki zadowolony jak wczoraj. Ból pleców dał mi się porządnie we znaki. Pod koniec dnia cegły wypadały mi z rąk i nie byłem w stanie się wyprostować. Widać nie jestem taki mocny, jak mi się wydawało. Powiem tylko, że to był tylko jeden transport. Co by było gdyby było ich więcej tak jak facet zapowiadał? Z tego względu postanowiłem, że przyjadę prosto do domu. Tu mam przynajmniej jakieś leki przeciwbólowe. 

Jutro taka sama impreza. Trzeba wstać o 4:00. Muszę wcześniej się położyć, bo będę jak z krzyża zdjęty. Muszę się obudzić na odgłos budzika. Nikt mnie nie będzie budził, a w tym stanie, w jakim jestem, mam poważne wątpliwości, czy usłyszę dzwonienie. 


poniedziałek, 25 lipca 2022

6 lutego 1989

Poniedziałek


Byłem u Marcina. Praca przy rozładunku cegły nie jest taka lekka, na jaką wygląda, ale z drugiej strony nie jest też specjalnie wyczerpująca. Z domu ruszyłem wcześnie rano, aby być u niego o godzinie 7:40. Zdążyłem tylko wypić herbatę, przebrać się i od razu trzeba było gnać do roboty. Bogdan i Adam byli już na miejscu. Pracy starczyło na 3,5 godziny. Dostaliśmy za to po 4000 zł. Swoją drogą facet, u którego robiliśmy to równy gość. Baptysta, ale mimo wszystko dało się z nim pogadać prawie jak równy z równym. Próbował nam tłumaczyć, jak oni wierzą w Boga. No i oczywiście wyjaśnił, że baptysta to nie świadek jehowy. Ludzie często ich mylą, co się im nie bardzo podoba. Na koniec podarował nam po egzemplarzu Nowego Testamentu i poprosił, abyśmy codziennie czytali po kawałku, jako, jak to on określił "strawa duchowa". Powiem szczerze, że ta dyskusja, choć dla niego na pewno bardzo ważna przeszła mi jakoś mimo uszu. Nie zamierzam zmieniać swojego wyznania, a słuchałem tylko z grzeczności. 

Jak się okazuje, ta robota to niezła fucha. Tak licząc pobieżnie, przez tydzień mogę zarobić coś koło 40 000 zł. Moim zdaniem facet przepłaca, ale nie będę się przecież odzywał. Może liczył na to, że nas przekabaci? Zamarzył mi się dobry magnetofon. Może uda mi się go kupić. 

Podczas roboty z nieba nie spadła ani kropla, ale gdy tylko dojechaliśmy do centrum, lunął taki deszcz, że świata nie było widać. Mieliśmy wybrać się do kina, ale w pobliżu nic ciekawego nie grali, więc daliśmy sobie spokój i każdy ruszył w swoją stronę. 

W Łochowie byłem na 16:00. Jutro taka sama procedura, z tym że nie wracam do domu. Nocuję u Marcina. 


niedziela, 24 lipca 2022

5 lutego 1989

Niedziela


Ta piosenka Felicjana Andrzejczaka bardzo mi się spodobała. Nagrałem ją na magnetofon, a później spisałem słowa. 


Co się śniło, to się śniło 

Szaleństwa ognik zgasł 

Romantyczni i liryczni 

Zatańczmy, póki czas 


Zaczaruj mnie jeszcze raz — na bis 

Od żaru niech spłonę ja — i ty 


Przemijamy, odpływamy 

Za słone morza łez 

Zostawiamy, co w nas samych 

Najlepsze z dobrych jest 


Zaczaruj mnie jeszcze raz — na bis 

Od żaru niech spłonę ja — i ty 


Przychodzimy, odchodzimy — jak na bal 

Zostawiamy w głębi serca ślad 

Przychodzimy, odchodzimy — w siną dal 

Gdzie na pozór nie ubywa lat 


Przychodzimy, odchodzimy 

Wsiąkamy w serca wosk 

A po latach to, co wraca 

Przejrzyste jest jak szkło






sobota, 23 lipca 2022

5 lutego 1989

Niedziela


12:00


Jest piękna wiosenna pogoda. Tak w środku zimy. Tak normalnie. Plus sześć stopni, lekki, ciepły wietrzyk. Słoneczko na niebie mocno przygrzewa. Chce się żyć. 

Jutro o 5:00 wyjeżdżam. To dobrze, że jest tak ładnie. Dobrze będzie się pracowało. Zarobię trochę grosza i kupię sobie coś z odzieży. 


piątek, 22 lipca 2022

5 lutego 1989

Niedziela


11:45


Jesteś powietrzem


Jesteś jak nimfa,

Jak mgła, która niknie.

A kim jestem ja?

Ja nie potrafię zrozumieć.

Szum wiatru w twe włosy się wkradł,

Porwał je i tańczą z nim.

Twój uśmiech jest jak słońce:

Delikatne i gorące.

Istniejesz w oddali.

Czy jesteś tylko snem?

Nie potrafię cię mieć, 

Bo jesteś jak szum wiatru.

Śpiewasz w czubkach drzew.

Jesteś najmilszą pieszczotą,

Jawą i snem.

Jesteś powietrzem.

Bez ciebie się duszę. 


czwartek, 21 lipca 2022

5 lutego 1989

Niedziela


1:55


Ferie już mijają i jakoś dziwnie się czuję. Mam wrażenie, że to nie są ferie i co najdziwniejsze, że nie jestem sobą. Moje myśli raz są w niebie raz na ziemi. Mam wrażenie, że w jakiś sposób wszystko dokoła mnie się zmieniło. Chociaż to może tylko ja sam. Nie wiem. Nie umiem tego inaczej wyrazić. Jest wieczór. Nie. Przecież to już środek nocy. Dni mijają jak w kalejdoskopie. Wszystko dzieje się trochę jakby obok mnie. Mam wrażenie, że idę ciemnym i gęstym lasem. Nie wiem czego, szukam. Nie wiem, do czego dążę. Widzę twarze, mijają mnie ludzie. Są jak maski: puści, bez wyrazu. Jakaś głupota. Może to ze mną dzieje się coś niedobrego? 


środa, 20 lipca 2022

5 lutego 1989

Niedziela


Jaki sens ma życie, które wiodę? Jaki cel ma ta droga, którą kroczę? Czy istnieje ktoś, lub coś, co potrafi nadać temu istnieniu znaczenie? Chcę się zmienić, lecz nie umiem, nie wiem jak. Ciągle szukam swojej drogi, czegoś, w czym mógłbym się odnaleźć. Jest wiele pięknych rzeczy na tym świecie, po które chciałbym sięgnąć, ale nie wiem, czy dam radę. Czy jest gdzieś osoba, dla której byłbym w stanie dokonać rzeczy niemożliwych, popełnić szaleństwo i nie martwić się o jego skutki? 


wtorek, 19 lipca 2022

4 lutego 1989

Sobota


2:45


Stokrotka


Daleka, taka daleka.

Nieuchwytna jak wiatr.

Smutna. Czemu smutna?

Czemu kwiat płacze?

Moja stokrotko nie płacz.

Podnieś głowę i spójrz w niebo

Widzisz, jakie jest błękitne?

A twoje płatki są białe,

Białe jak śnieg.

Stokrotko, poślubisz głaz?

Zrobisz to z litości dla niego?

Wielki głaz — głupi i szczęśliwy. 

Stokrotka nic nie mówi. 

Skryła się w cieniu głazu i milczy.

Milczy, lecz nie płacze. 

Wyschły już jej łzy. 


Kim jest ów głaz?

Kim jest stokrotka?

Czas zatrze ból

I pozostanie wiersz, 

Pomnik czyjegoś istnienia, 

Wiary, nadziei i zapomnienia. 


poniedziałek, 18 lipca 2022

4 lutego 1989

Sobota


2:30


Rozmyślania


Kraina ciemności 

Kraina ciepłości

kraina miłości

Kraina szczęścia

Nierealna, niewidzialna, wyczuwalna

Myśl biegnie w jej stronę

Błądzi po sklepieniu sumienia

Nieszczęśliwa, zawiedziona, zdziwiona

Kraina wiecznego spokoju

Za korytarzem myśli

Jak wyspa szczęśliwa

Istnieć będzie po wieki

I choć pragniesz jej bardzo

Nigdy nie będzie przy tobie

I choć tęsknisz tak mocno

Nie stanie się twoją jawą

Smutny człowieku dwudziestego wieku

Siedzisz i myślisz

Wysyłasz swoje SOS w świat

I gościa swojego czekasz

A ten nigdy nie przyjdzie

I twego domu nie odwiedzi

Bo nie wie, że istniejesz

Nie wie, że czekasz na niego

Nie dostrzegł cię  w tłumie


niedziela, 17 lipca 2022

4 lutego 1989

Sobota


2:15


Boże, jak szybko ten czas leci. O tylu rzeczach pasowałoby napisać, ale jakoś mi to nie wychodzi. Marzena? Ta sprawa chyba jest już zamknięta. Wiem, że potrzebuję miłości, z resztą jak każdy i z racji tego, że wychowywałem się tam, gdzie się wychowywałem może nawet bardziej, ale to, co mi się teraz przytrafiło, to jakaś pomyłka. Może właśnie dlatego, że moje potrzeby w tej dziedzinie są większe, mam tendencję do tworzenia takich urojonych związków. Dlatego chcę już zostawić ten temat i więcej do niego nie wracać. 


sobota, 16 lipca 2022

4 lutego 1989

Sobota


1:45


Dziwne są te ferie. Nie takie jak zawsze. Nie takie jak sobie wyobrażałem. Dziwnymi barwami się zapiszą w mojej głowie. Co innego robię, co innego mówię, a jeszcze co innego myślę i czuję. Piszę także coś innego. Niespełnione nadzieje to dziwne uczucie. Nie umiem sobie jakoś z nim poradzić. 

Nie wiem, czy będzie mi się chciało pracować cały przyszły tydzień. W końcu to nie jest tak blisko i musiałbym nocować u Marcina. To dobry kumpel, ale nie mogę nadużywać jego gościnności. 

Po feriach znowu do szkoły. Nie chce mi się nawet o tym myśleć. Zwłaszcza że obiecałem sobie, że wezmę się porządnie do nauki. Zresztą ta cała matura stoi pod jednym wielkim znakiem zapytania. Niemniej jak już do niej podejdę, to pasowałoby ją zdać. Później będę miał jakiś wybór dalszej drogi. Na przykład studia, a nie tylko do pracy. 

Zdaje sobie sprawę, że moja wiedza jest na niskim poziomie. Mam wiele zaległości jeszcze z podstawówki i teraz to wszystko wychodzi. Nie da się nawet tego za bardzo ukryć, ale pasowałoby, chociaż zobaczyć jak wyglądają egzaminy wstępne. Jak się nie uda teraz, to może po wojsku. A bez egzaminu dojrzałości to mogę o tym zapomnieć. Do ciężkiej pracy fizycznej nie za bardzo się nadaję. Jakby nie patrzeć jestem typem intelektualisty, molem książkowym, tylko mam kurewskiego lenia w dupie. Dobrą powieść SF rozpracuję w tydzień, ale grubsza lektura taka jak np. "Lalka" Prusa to już dla mnie zbyt duży wysiłek. 

No niby jestem ogrodnikiem, ale jak sobie o tym pomyślę, to robi mi się niedobrze. Powiem szczerze, odechciało mi się gospodarzenia. Chyba nigdy nie byłem i nie będę rolnikiem. Jakoś się z tym nie czuję. Wyrosłem ponad to wszystko, ponad wieś. Chcę czegoś innego. Wydaje się, że z chwilą kiedy przenieśliśmy się do Łochowa, każdy z nas czuje to samo. Ziemia w Kamionnie to już historia. Nikt nie przejawia nią zainteresowania. 

Nawet teraz, no te dwa prosiaki, co je kupiliśmy, żeby podchować, nie ma komu dać im żreć. Jedni oglądają się na drugich. No pewnie, że lepsza jest lekka praca za biurkiem na osiem godzin, niż zapierniczanie od świtu do nocy na swoim, ale w ten sposób to nigdy nie zrobię dużych pieniędzy, a to też chciałbym w życiu mieć. Zawsze była bieda. Tylko to znam. Zresztą nie wiem, czy mam aż tyle ambicji, wytrwałości i samozaparcia, żeby po trupach dążyć do wyznaczonego celu. A tak teraz trzeba teraz postępować. Widzę jakie zmiany następują w Polsce i zaczyna mnie to przerażać. 

Może wolę zarobić mniej a mieć więcej czasu dla siebie: poczytać trochę, od czasu do czasu wybrać się do kina… Mam książeczkę mieszkaniową. Jak się uda, to w Węgrowie dostanę swoje M ileś tam. Po co więc wiązać swoją przyszłość ze wsią. Chyba wybrałem nie ten zawód, co trzeba, ale kto by przewidział, że tak to wszystko się potoczy. 


piątek, 15 lipca 2022

3 lutego 1989

Piątek


15:10


Cześć Marzenko.


Na wstępie przesyłam ci moc serdecznych pozdrowień oraz zapytuję o zdrowie i samopoczucie. I jeszcze kilka słów wyjaśnienia, dlaczego tego listu nie wysłałem do ciebie. Po prostu gdzieś zapodział mi się twój adres. 

Marzenko, stałaś się moją obsesją. Zaprzątasz wszystkie moje myśli, powracasz do mnie w snach. Zburzyłaś styl mojego dotychczasowego życia. Zachwiałaś moją równowagą psychiczną. Zabrałaś spokój, zabrałaś ciszę mojej duszy. 

Powiedz mi, kim jesteś? Bardzo dużo opowiadałaś mi o sobie, o swoim domu rodzeństwie itp., ale nigdy nie wspomniałaś, kim jesteś pod tą zewnętrzną zasłoną. Kim jesteś w głębi duszy? Co myślisz, co czujesz? 

Bardzo cię proszę, odpisz na ten list. Napisz prawdę, jaka by ona nie była. 


Jacek


czwartek, 14 lipca 2022

3 lutego 1989

Piątek


12:25


W tym roku to już chyba śniegu  nie uświadczymy. Od dwóch miesięcy nie spadł, a temperatura utrzymuje się powyżej zera. W telewizji mówią, że to najcieplejsza zima od kilkudziesięciu lat. Może to i dobrze. Co by było gdyby rzeczywiście było bardzo zimno? Nie mam porządnej kurtki na tę porę roku. Ta jest sprana i bardzo zniszczona. Psuje się przy niej suwak. 


środa, 13 lipca 2022

3 lutego 1989

Piątek


2:00


Mój najlepszy kumpel Marcin Kocimski mieszka w Warszawie a konkretnie w Radości, przy ul. Trakt Napoleoński w leśniczówce na Zbójnej Górce w środku lasu. 

Sylwek chyba się w tej Edycie zakochał. Postanowił pisać pamiętnik a w jego przypadku to wręcz niewiarygodne. On w życiu ani jednej książki nie przeczytał. Umie naprawić zegarek, pomalować pokój, zbudować szopę, słowem ma wiele talentów, które są bardzo przydatne w życiu, ale nie wyobrażam sobie, że byłby w stanie prowadzić pamiętnik. To do niego niepodobne i sam nigdy by się na coś takiego nie zdecydował. Widziałem jego reakcję, kiedy się dowiedział, że piszę wiersze. Dla niego to strata czasu. No a teraz sam bierze długopis i przelewa swoje myśli na papier. No proszę król podrywu, wpadł jak śliwka w kompot. Obserwuję go i widzę, że się zmienił. Chodzi zamyślony, inaczej się wyraża, jest cichy i jakiś nieobecny. 

Wysłałem do Marzeny, a właściwie nie do samej Marzeny, adres przecież zgubiłem, a do jej siostry ciotecznej z prośbą o przekazanie, kartkę z pozdrowieniami. 


wtorek, 12 lipca 2022

3 lutego 1989

Piątek


1:45


Czym jest miłość? Czy umiem kochać? Czy jestem zdolny do miłości? Marzena? Marzena to już przeszłość. Straciłem ją. Mam 21 lat a zachowuję się jak małe dziecko. Wszystko chciałbym osiągnąć za jednym zamachem, już teraz, w tej chwili. Poza tym chyba nie bardzo radzę sobie z innymi ludźmi. Z jednej strony bardzo mnie do nich ciągnie a z drugiej trochę się ich boję. Na dodatek ogarnięcie tego, jak myślą dziewczyny to dla mnie jak wejście na Mount Everest. Jestem zapatrzonym w siebie młodym człowiekiem, który bardzo często myśli egoistycznie i wybiera to co dla niego jest najlepsze. Czy spotkam kiedyś dziewczynę, z którą będę szczęśliwy? Miałem do Marzeny wysłać list i napisać w nim to, co czuję i myślę, ale go zniszczyłem. Kiedy sam go przeczytałem, wystraszyłem się, bo jej stosunek do mnie mógłby zmienić się na gorsze. Co za głupota, kiedy chcesz powiedzieć coś, co sam uważasz za bardzo ważne, a boisz się, że inni ludzie tego nie zrozumieją. I znów czuję się, że jestem sam wśród tłumu ludzi. 


poniedziałek, 11 lipca 2022

3 lutego 1989

Piątek


00:30


Noc swą głębią ogarnęła duszę i umysły śpiących ludzi. Zawładnęła ich snami i świadomością. Wszyscy poddali się jej urokowi, zahipnotyzowała ich. W moim        umyśle też się już rozpanoszyła i próbuje obalić mnie z nóg, ale opieram się jakoś. Sięgam pamięcią wstecz. 

Kilka godzin wcześniej wróciłem do domu od kumpla z klasy. Nikt nie wie, że wybrałem się do niego bez jakiegoś konkretnego powodu. Pojechałem ot tak sobie, dla rozrywki, żeby się nie nudzić, bo tutaj nie ma co robić. Wszyscy są przekonani, że byłem u niego na urodzinach, bo tak im powiedziałem. W rzeczywistości zebraliśmy się po to, żeby wypić kilka piw i pogadać. 

No dobra, bo kręcę się w kółko. Jak było naprawdę? Według moich standardów było przeciętnie, może nawet poniżej przeciętnej. Jestem nieco rozczarowany i zawiedziony postawą Marcina. Byłem przekonany, że dużo lepiej go znam. Myślałem, że jest lepszym gospodarzem, że wie, jak zadbać o zaproszonych przez siebie ludzi. Ale nie. Moim zdaniem popełnił afront. Ale do rzeczy.

Uważam, że jak przyjeżdża do mnie kolega, niezależnie od tego, jaki by nie był,  to moim obowiązkiem jest zadbać o niego jak najlepiej. Przede wszystkim mam go nakarmić. To podstawa gościnności. Nawet jeśli on sam nie upomina się o jedzenie, no bo wiadomo, ludzie raczej nie będą gadać, że są głodni, jak do kogoś przychodzą, to samemu trzeba zaproponować, czy po prostu podać porządny obiad albo kolację. 

Marcin chyba o tym zapomniał. Być może był też inny powód, o którym nie wiem. Powinien się przecież domyślić, że siedząc przy piwie od godziny 8:00 do 20:00, można porządnie zgłodnieć, nawet jeśli na stole są jakieś paluszki czy krakersy. Tak było niesyty w tym przypadku. To nie jest gościnna postawa. Drugi raz kiedy mnie zaprosi, dwa razy się zastanowię, czy chcę podejmować takie wyzwanie. 

Powiem nawet, że to było dosyć śmieszne. W brzuchu mi burczało i to chyba dość głośno. O dziwo on tego zdawał się nie zauważać. Może nie chciał. Może w ogóle nie życzył sobie gości. Tylko po co w ogóle nas zapraszał? 

Teraz zdaję sobie sprawę, że powinienem był pożegnać się już koło południa, dać sobie spokój i z tą robotą i z nim i wrócić do domu. Razem z Adamem i resztą nocowaliśmy u niego i może dla niego to było już trochę za dużo. Może tego nie przewidział. Tylko jak mógł nie przewidzieć tego, że goście będą chcieli jeść? Wprawdzie podał obiad, ale było to dopiero o godzinie 20:30. Byłem już tak głodny, że to drugie danie pochłonąłem w trzy minuty. Tym bardziej że nie było jakoś specjalnie obfite. 

Śmiać mi się chciało. Wszyscy wtrząchnęli to jedzenie i widzę, że jeszcze by coś pożarli. Każdy się tylko ogląda i oblizuje. Piwo pobudza apetyt, jak nie wiem co. A Marcin po półgodzinie się pyta, czy aby nie za mało, bo ma jeszcze rósł z kulkami. Spojrzeliśmy po sobie. Nikt nie chciał się wyrwać, ale widziałem, że jeszcze drugie tyle by zjedli. Wreszcie spojrzał na mnie. Wstydziłem się powiedzieć, że byłem bardzo głodny i to, co podał, to było stanowczo za mało i tylko kiwnąłem głową, że niby jak chce to tak, ale niekoniecznie. Nie chciałem być nieuprzejmy, czy nachalny.

Nie zrozumiał aluzji i nie podał tego rosołu. 

Tak położyliśmy się spać. Rano na śniadanie dał tylko po talerzu mlecznej zupy. Nie wiem, może ja mam jakieś specjalnie duże wymagania, ale uważam, że to trochę za mało. W dodatku, że przecież czekał nas ciężki dzień przy rozładowywaniu cegły. 

À propos tej cegły, mimo wszystko umówiliśmy się z nim na cały przyszły tydzień. Tylko, po tym co się stało, nie wiem, czy ktokolwiek poza mną przyjedzie. Ja będę, bo potrzebna mi forsa, a tam można coś zarobić. Tylko się zastanawiam nad tym, żeby darować sobie tą jego "gościnę" i po prostu dojeżdżać. Czym innym jest przyjąć nas na jeden dzień a zupełnie czym innym na cały tydzień. To rzeczywiście byłoby już nadużycie. 

Znowu kłopot z tym dojeżdżaniem. To bardzo daleko. Od strony Łochowa to drugi koniec Warszawy. Więc nie jest tak, że tylko samym pociągiem. No dobra, w poniedziałek to jeszcze będę, a później to zobaczę. 

No ale, że dzisiaj cegły nie było, to przyjechałem prosto do domu. I bardzo dobrze. Na dworcu wschodnim od razu poszedłem do kiosku z jedzeniem i kupiłem pięć kanapek z kiełbasą. Wpierdoliłem, tylko mi się uszy trzęsły. Co za rozkosz nażreć się do syta. 

Teraz mi już trochę przeszło, ale powiem szczerze, że wtedy byłem nieźle wkurwiony na tego mojego kolegę i tę całą sytuację. Myśmy nie powinni się do niego pchać, a on jak wiedział, bo musiał wiedzieć, że to spore obciążenie, nie powinien był nas zapraszać do siebie. Proste. 

Marcin to mój najlepszy kolega z klasy. Wydawało mi się, że bardzo dobrze się rozumiemy. No ale życie potrafi dawać niezłe lekcje. 

Z drugiej strony całe to spotkanie przebiegło w bardzo przyjemnej atmosferze. Oczywiście pomijając to, że byliśmy głodni. Do drugiej w nocy prowadziliśmy ożywioną dyskusję. To znaczy, głównie ja gadałem, a oni słuchali. Okazuje się, że mam niegłupich kumpli. Mówiliśmy praktycznie o wszystkim. O polityce i nauce. W tym o fizyce, astronomii i geografii. Była też dyskusja na temat psychologii i życia codziennego. 

Byłem zadowolony, że przynajmniej to jedno wychodzi mi dobrze. Potrafię wyrazić swoje myśli w sposób niezwykle precyzyjny, przytaczając rzeczowe argumenty, a nawet cytując znanych autorów. Potrafię połączyć to w estetyczny i płynny ciąg słów, tak że słuchaczowi trudno jest oderwać ode mnie uwagę. Fakt, że moja wiedza o otaczającym nas świecie jest dużo większa niż przeciętnego chłopaka czy dziewczyny w moim wieku. No ale to przez to, że dużo czytam i interesuję się wszystkim, co dzieje się wokół mnie. Ludzie lubią mnie słuchać i co najważniejsze nie zasypiają nawet przy godzinnym monologu. To o czymś świadczy. 


niedziela, 10 lipca 2022

2 lutego 1989

Czwartek


22:30


Wieczór jak wszystkie inne wieczory w tym domu. Podobny do innych, ale nie taki sam.  


piątek, 8 lipca 2022

29 stycznia 1989

Niedziela


Biały ptak


Biały ptak odleciał w dal

Słowa w morzu utonęły

Trudno ująć myśli w słowa

By pochodnią wiersza były


Czujesz ogień w piersi swej

Żar i ból też tak czujesz

Nie dosięgniesz myśli tej

Która piecze cię jak sól


Och jak trudno jest mi dziś

Piękno twe wyrazić tu

Kolor ust, oczu blask

Słowa me nie znaczą nic


Witaj niewidzialna zjawo

Witaj śnie, witaj mgło

Ja nic nie znaczę

Ty jesteś wszystkim

Snem i jawą

Życiem, marą


Żegnaj


Spadam w przepaść

Już nic nie czuję

Żegnaj

Nic już nie chcę

Nic nie pragnę

Koniec, stop.