piątek, 4 marca 2022

10 października 1988

Poniedziałek


23:40


Byłem u dziewczyn, u tych naszych, z klasy. Hania i Bożenka były ze mną na praktyce w Wieliszewie. Bardzo miłe dziewczyny. Parodiowaliśmy miłość. To były wygłupy, ale tylko z pozoru. W pewnym momencie przytuliłem Hanię do siebie. Nie stawiała jakiegoś specjalnego oporu. 

Chciałem być blisko, ale wiedziałem, że dobieranie się do niej na siłę nie ma sensu i przyniesie odwrotny skutek. Najprawdopodobniej pogniewałaby się, bo nawet gdyby też tego chciała, to postawiłoby ją w niekorzystnym świetle wobec koleżanki. Z drugiej jednak strony zdawałem sobie sprawę z tego, że delikatne i dobrze dobrane pieszczoty lubi każda dziewczyna. Po prostu to nie mogą być tak zwane końskie zaloty. 

Starałem się być bardzo delikatny i robić to w jak najmniej nachalny sposób. Może trochę się krępowała, szczególnie że był tam też Rysiek i Mirek, ale wiedziałem, że sprawia jej to przyjemność. Wiem też, że przełamałem barierę mojej nieśmiałości w stosunku do płci przeciwnej. 

Co by nie gadać, jestem jeszcze młody i zdaję sobie sprawę, że to dopiero liche początki. Nie wiem, ile jest prawdy w opowieściach o miłosnych podbojach moich kolegów, ale podejrzewam, że bardzo niewiele. Mam też jakąś dziwną świadomość, że brama do dorosłości została otwarta. Chociaż tak w ogóle to nie wiem, czy jakakolwiek była. 

Moje pierwsze kroki w tym kierunku zaczęły się już w Sinołęce. Niby to tylko zabawa i wygłupy, ale tak naprawdę szkoła miłości, dorosłości i umiejętności radzenia sobie z drugim człowiekiem. Jakim się jest bohaterem, kiedy na siłę wkłada się lasce łapy pod bluzkę i ściąga stanik, a ona po tym wszystkim ma ochotę się wyrzygać? Drodzy panowie uczcie się delikatności i patrzcie na to, co sama dziewczyna chce.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz