Środa
16:45
Jakoś się udało, a powiem szczerze, że miałem niezłego stracha. Udało się mi nie być dziś w szkole. Musiałem sobie darować ten jeden dzień, bo kompletnie nic nie umiałem. Chodzi o tę klasówkę z ekonomiki. Wiem, że to tanie i nie załatwia sprawy, ale na razie musi wystarczyć. Martwił będę się później. Wiem, że i tak będę musiał zaliczyć tę klasówkę. Takie rozwiązanie daje mi jednak trochę więcej czasu. W innym wypadku już dzisiaj zaliczyłbym balona. Ekonomika to nie jest coś, czego nie można się nauczyć, tylko się, kurwa, nie chce.
Poza tym szkole był spokój. Chociaż w sumie to nie wiem, bo byłem w Warszawie na sympozjum na temat zdrowej żywności. Z naszej klasy był jeszcze Adam Ziółek. Czyli my we dwóch. A tak w ogóle to był cały autobus, ale z innych klas.
No powiem szczerze, że to sympozjum nie było jakoś specjalnie ciekawe. Trochę się rozczarowałem, bo liczyłem na coś więcej. W sumie to miałem wrażenie, że ktoś dzięki temu zrobił sobie niezłą reklamę. No ale co, miałem wybór albo sympozjum, albo klasówka z ekonomiki hahaha… Kazali notować, więc notowałem. Chuj wie po co. Nabazgrałem chyba ze trzy strony, ale pewnie i tak to wyrzucę.
Tak było do przerwy. Na przerwie wyszliśmy na miasto. Adam planował pójść do kina, ale dopiero po zakończeniu sympozjum. Nie bardzo mi to pasowało, bo późno wróciłbym do internatu i pewnie musiałbym się obejść bez obiadu, a głodny chodzić nie lubię. Poza tym krucho u mnie z kasą.
Nie oczekując aprobaty, rzuciłem propozycję:
-A może by tak teraz?
Kiedy Adam się zgodził, byłem trochę zdziwiony.
-Raz się żyje. A niech tam, - powiedziałem i poszliśmy kupić bilety.
Wyniosło mnie to cztery stówki. No nie ma się co dziwić, stolica. Weszliśmy na salę kiedy seans się już zaczął. Było ciemno i ledwo znaleźliśmy swoje miejsca. Warto było obejrzeć ten film. Trochę miłości, seksu, walki i sensacji. Dobry. No ale film jak film, musiał się kiedyś skończyć, a myśmy stanęli przed dylematem co dalej.
-A jak spostrzegli, że nas nie ma? - denerwował się Adam.
-Daj spokój, raz się żyje, - powiedziałem i powiem szczerze, że tym stwierdzeniem nawet samego siebie uspokoiłem.
Adam stanął w kolejce za hot-dogami. Miałem forsę. Przynajmniej na tego jednego hot-doga, ale nie byłem głodny. Nie miałem ochoty. Ja rzadko kupuję tego typu jedzenie. Stanąłem więc obok niego dla towarzystwa.
Kupił dwa. Dla mnie i dla siebie.
-Daj spokój, - westchnąłem, - nie jestem głodny. W internacie jadłem śniadanie. Z tego co wiem ty nie, więc zjedz oba.
Moje słowa trafiły w próżnię. Udał, że nie słyszy a bułkę z kiełbasą miałem już w ręku. Przez chwilę zastanawiałem się, dlaczego to zrobił, ale to nie było aż takie ważne.
Szliśmy i jedliśmy. W końcu skończyliśmy. Lać mi się zachciało. Rozejrzałem się za kiblem, ale w pobliżu nie było żadnego.
-Chodź, wytrzymasz, - odezwał się Adam.
Czułem, że jednak nie wytrzymam. Wyskoczyłem. W pałacu kultury znalazłem toaletę. Gdy wróciłem w autobusie była tylko połowa ludzi. Usiadłem w drugim rzędzie siedzeń obok Adama, ale to nie był najlepszy pomysł. Zorientowałem się dopiero gdy przed nami usiadła Janiszkowa. Jest żoną dyrektora Janiszka i uczy nas warzywnictwa. Niezbyt przyjemna suka. Nie jeden raz porządnie mi dopiekła. Wiedziałem, że prędzej czy później się zorientuje, że daliśmy nogę z połowy tego sympozjum. Dla niepoznaki zacząłem czytać lekturę.
Okazało się, że nie tylko nam przyszedł do głowy taki pomysł. Na drugiej części tej chujowej prelekcji brakowało jeszcze pięć innych osób. Właśnie dlatego się połapali. Po prostu przegięliśmy pałę. Janiszkowa zaczęła szczekać, że jesteśmy niezdyscyplinowani i że na drugi raz nigdzie nie pojedziemy. Pomyślałem sobie, że mamy przejebane, ale Dziadek, nasz wychowawca chyba poczuł pismo nosem, bo kompletnie nic nie powiedział. Chyba też ją olał, bo zachowywał się, jakby nie słyszał tej tyrady.
Aha na koniec jeszcze Adam zagadnął Janiszkową. To znaczy ona jego, ale to bez znaczenia. Trochę ją ugłaskał i chyba jest okej. Przynajmniej przestała się denerwować.
Do internatu dotarłem na 15:30. Po obiedzie poszedłem na bajki Disneya na wideo. Teraz jestem w pokoju i próbuję to jakoś ogarnąć w zeszycie. Katar przeszedł, głowa nie boli, ale, kurde, uczyć jakoś też się nie chce. Pogoda ładna, chociaż zimno.