niedziela, 12 lipca 2020

6 kwietnia 1986

Długo nie zaglądałem do tego zeszytu. Właściwie i tak nie mam co pisać. Moje pochmurne, szare dni gnają tak szybko, że nawet ich nie zauważam. Mimo wszystko do tej monotonni wkrada się jakiś lęk. O co? Też nie wiem. Czuję, że coś się zbliża. Wiem, że to jest nieuchronne i nie da się przed tym uciec. Próbuję to zagłuszyć, nie myśleć o tym. Dlaczego? Nie wiem. Mam wrażenie, że wszystko się skończy: spokój, cisza… Tak jakby za chwilę miał nadciągnąć wicher. Czy będę w stanie wytrzymać jego siłę? Wiem, że jestem psychicznie za słaby, by znieść większe życiowe niepowodzenie. Muszę dużo na sobą pracować, by to moje nadchodzące nowe życie móc przyjąć z podniesionym czołem. By stanąć przed nim bez strachu. Czy zmiany, które czuję, że nadchodzą, nie zmiotą mnie na margines istnienia? Czy nie pomyśleć już teraz o zmianie sposobu myślenia? Mam jeszcze czas. Muszę wziąć się w garść. Nie mogę się tak rozczulać na sobą. Wiem to i czuję, że muszę to zmienić. Tylko dlaczego nic nie robię w tym kierunku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz