niedziela, 19 lipca 2020

13 maja 1986

10:15

Mam dość tego wszystkiego, tej praktyki zmęczenia, tego upalnego słońca, kolegów... Jestem wykończony: fizycznie i psychicznie. Właśnie jest przerwa na śniadanie. Powinienem coś zjeść, ale jestem tak zmęczony, że nie mam ochoty. Siedziałbym tylko tak bez końca na tym krześle.

13:30

Koniec roboty. Zmęczony jestem jak cholera. Po przerwie harowałem jeszcze ciężej niż przed. Woziliśmy żużel.
Zmęczony? Co ja opowiadam? Użalam się nad sobą. Nie mogę tego robić. Przecież pracowałem tak, jak inni. Dla reszty to za mało. Muszę się zrehabilitować. W oczach kumpli i nauczyciela uchodzę za obiboka.
Dlaczego? Ano nie było mnie dwa dni i dlatego tak sądzą. Byłem na komisji poborowych, ale ich to nie obchodzi.
Teraz idę się wykąpać. Nie ma czasu na żale. Cześć!

15:40

Jak to dobrze, że nikogo nie ma w pokoju. Nareszcie mogę się odprężyć, odetchnąć z ulgą. Przyjemny chłodek, miękkie łóżeczko i kolorowe gazety…
A tam... palące słońce, robota ponad siły, pot zalewający oczy i ta suchość w gardle... chwilami myślałem, że podeprę się nosem o ziemię.
Po takich "rozrywkach" jedyne czego człowiek pragnie to cienia i spokoju. Dziwię się, że nie ciągnie mnie do kąpieli w gliniankach. Przecież tak niedaleko pracujemy.
Może dlatego, że zawsze po robocie biorę zimny prysznic, a po wejściu do pokoju szczelnie zasłaniam okna, by mieć trochę cienia. No i to, że tutaj mam spokój, całkowity spokój.
No tak. Przed ludźmi, których nie lubię, mogę się schować, ale przed własnymi myślami, już nie.
Już niedługo koniec praktyki. Tak narzekam, narzekam, ale kiedy przyjdzie się uczyć, to dopiero będzie rozrywka. Moja sytuacja z warzywka jest fatalna, z sadka zła i z matmy nie najlepsza. Do tego jeszcze lektura, z której będzie obszerne wypracowanie, a do której w ogóle nie zajrzałem.

17:45

Nie wiem, co się ze mną dzieje. O, jejku! Wpadłem w jakiś dziwny stan. Czuję się tak, jakby ktoś mną kierował. W głowie tworzy się mi jakiś dziwny mętlik. Myśli przewijają się bezładnie, szybko, szybko... bez skupienia...jedna za drugą...jakieś głupie... bezsensowne... nie rozpoznaję ich... nie kojarzę z żadnymi wspomnieniami... jedne mijają inne się powtarzają... nie mogę się skoncentrować... skupić... nie mam nad nimi kontroli... nie wiem co to jest... motłoch...śmieci... paplanina…
Taki stan powtarza się mi co kilka dni. Zawsze w nietypowych, nowych, dla mnie sytuacjach.

17:55

Myśli same płyną, wolną, jednolitą falą. Płyną, płyną, aż tu nagle wir. Wszystko zaczyna mi się kręcić. Najpierw powoli, wydłuża się czas podejmowania najprostszych decyzji, pogarsza się koncentracja, słabnie rozpoznawanie sytuacji, ludzi zdarzeń…
Proces myślowy staje się niekontrolowany, myślowe wywody urywają się i plączą, mieszają, strzępią… W końcu nie ma mowy o żadnym skupieniu uwagi na czymkolwiek dłużej niż dwie trzy sekundy. Przychodzi moment, że nie rozpoznaję własnych myśli. Czuję się tak jakby ktoś szybko zmieniał stacje radiowe. Próbuję wychwycić, które zdanie dotyczy mojej osoby. Później jest już tylko wir, jakby ktoś mieszał herbatę w szklance. Bardzo nieprzyjemne uczucie.

18:10

Pierwszy raz stało się to rok wcześniej. Spadłem z drzewa na kupę kamieni. Złamałem rękę i mocno się potłukłem. Na drugi dzień, kiedy z ręką w gipsie, przerwanej praktyce, pociągiem jechałem do domu, miałem zanik pamięci. Obudziłem się, moja głowa była oparta o szybę, nie potrafiłem stwierdzić czy jestem w autobusie, czy w pociągu. Dopiero o paru minutach dedukowania dotarło do mnie, że chyba jestem w pociągu. Nadal nie miałem pojęcia skąd i dokąd jadę. Spytałem kogoś z pasażerów, jaka to stacja. Kiedy usłyszałem odpowiedź, nazwa nic mi nie mówiła, a przecież wielokrotnie przejeżdżałem przez tę stację.

18:20

Może komuś  wydać się to dziwne, ale wtedy nie wiedziałem nawet, jak się nazywam, w ogóle nic nie wiedziałem... i ten mętlik w głowie. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Tak było do samego Łochowa i nawet, jak wysiadłem z pociągu, nie wiedziałem, w którą stronę mam iść. Poszedłem za tłumem, jakbym pierwszy raz widział to miasteczko. Mgliście coś mi mówiło, że mam jechać autobusem, ale gdzie, w którą stronę? Usiadłem i po paru minutach przypomniałem sobie, że mam jechać w kierunku Wilczogęb lub Sadownego. Do odjazdu miałem prawie dwie godziny, chciałem pojechać taksówką, ale bałem się, że nie będę mógł określić miejsca.
Do siebie doszedłem dopiero jak przespałem się w domu. Kiedy opowiadałem domownicy nie chcieli mi wierzyć. Chyba będę musiał pójść z tym do lekarza.

18:30

Mamusia w niedługim czasie idzie na operację. Zdaje się, że będę w tym czasie musiał być w domu. No i prześladuje mnie myśl o wojsku. Jesienią pewnie mnie zgarną.  Nie wiem, ostatnio mam tyle kłopotów, że to wszystko mnie przeraża.
No dobra, zostawmy te kłopoty, na razie jest spokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz