Poniedziałek
16:05
Wciąż jestem nad Liwcem. Łażę po wertepach. Kępy trawy do połowy zalane wodą, częściowo zarośnięte gęstymi krzakami sprawiają dziwne wrażenie. Uspokajają. Miękka trawa pod stopami przywodzi na myśl poduszkę.
Idę i myślę, jakie będą te wakacje. Jakie są, bo połowę mam już za sobą. Ta pieprzona praktyka zajęła mi cały miesiąc.
Dziś miałem jechać ze Sławkiem i Sylwkiem do Siedlec, ale zrezygnowałem. Pomyślałem sobie: co mi z tego przyjdzie, pojadę, nałażę się jak głupi i wydam kupę kasy. Przypuszczam, że zrezygnowałem głównie ze względu na pieniądze. Taki wyjazd sporo kosztuje. Nawet jak się nic specjalnego nie kupi.
Z drugiej strony trochę żałuję. Chciałem przecież zobaczyć, jak wygląda Stok Lacki. Bądź co bądź spędziłem tam pięć lat mojego życia. To szmat czasu. Być może istniała szansa, że spotkam się z moim dawnym wychowawcą z domu dziecka panem Janem Patorskim. Chciałem zobaczyć, jak mu się wiedzie i co teraz robi. Chciałem też spotkać się z moją wychowawczynią ze szkoły podstawowej panią Stańczuk. Miałem nadzieję, że spotkam jeszcze kogoś ze starych znajomych.
No ale mam tylko 10 000 zł. Chciałem sobie coś kupić, na przykład taki sam dres, jaki ma Sylwek. W Siedlcach co prawda też są sklepy, ale obawiam się, że kasa rozeszłaby się na głupoty typu coca-cola i cukierki. No i sam autobus też kosztuje. Dlatego taka, a nie inna decyzja.
Jutro pojadę do Węgrowa po ten dres. Bardzo mi się podoba. Może kupię coś jeszcze.
Jest tyle rzeczy, które chciałbym opisać. Tyle się we mnie nagromadziło, że nie wiem, do czego zacząć. Jest tego za dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz