czwartek, 18 czerwca 2020

29 stycznia 1986

Po lekcjach.

Nastrój: spokój, lekkie odprężenie.
Nastawienie do życia: trochę filozoficzne, ale realne.
Wrażenia z dzisiejszych lekcji: radość, wesołość, rozluźnienie z jednej strony, a z drugiej lekkie przygnębienie, za myślenie i powaga.
BHP – 5
Warzywko – 2 (i to mnie przygnębia, trochę denerwuje)
WO – 4 (chyba, nie jestem pewny)
Podsumowanie: przeciętny dzień.

Po obiedzie.

Bez większych zmian. Po głowie zaczynają mi chodzić wątki i wizje fantastyczne. Odróżniam je i staram się nie mieszać ze światem realnym.
Przypominam sobie dzisiejszy sen. Podobnie jak w poprzednim, uciekałem. Tym razem był jakiś pośpiech, strach, ale i lekkość tej ucieczki. Pamiętam taki wątek:
Wpadłem szybko do pokoju. Internat. Pierwsze piętro, chyba 218. tam, gdzie mieszka Grzesiek Koza. Chyba zamknąłem za sobą drzwi na klucz i mówię do niego:
-Uciekasz, czy zostajesz?!
Szybko wstał z tapczanu i podbiegł do okna. Przechylił się przez parapet. Widziałem, jak ześlizgują się mu ręce. Jego mięśnie były napięte, ale nic to nie dawało. Nagle brzęk i chrobot. Ze świstem poleciał w dół. Gruchnął o ziemię. Zaczął się trząść jak przy padaczce. Nie myślałem już o ucieczce, byłem przerażony tym, co się stało. Pobiegłem na recepcję tak szybko, jak mogłem.
-Pogotowie, trzeba wezwać pogotowie! Wypadek! – wydusiłem z siebie.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy. Recepcjonistka chwyciła za telefon. Nie pamiętam, co było dalej. Jeszcze ciarki biegają mi po plecach na samą myśl o tym śnie. Widziałem, jak spadł prosto na plecy i jeszcze te drgawki!
Pamiętam jeszcze inny wątek, podobny, ale w inne sytuacji. Też uciekałem. Tym razem byłem w jakimś pociągu. Jacyś ludzie w mundurach, ale nie kolejarze. Schowałem się w jakim zakamarku. Bałem się ich. Było ciasno. Stałem cicho. Reszty też nie pamiętam.
Poza tym przez całą noc, chyba, latałem. Latałem lekko i swobodnie, ale nie był to lot dla przyjemności, a raczej dla ratowania życia. Trudno powiedzieć czy chodziło o moje życie, czy o życie kogoś innego. Przez całą noc ktoś mnie gonił, a ja ratowałem się tym, że umiałem latać. Byłem trochę zadowolony, że mam takie wspaniale możliwości. Inni w tych snach nie umieli latać.
Zastanawiam się, czy sny się spełniają? Co to może oznaczać? Czy Grzesiek naprawdę ulegnie jakiemuś wypadkowi? Muszę go ostrzec!
Teraz dopiero się zastanawiam, dlaczego mu nie pomogłem? Chyba stało się to zbyt szybko.
Mniejsza z tym. Życie toczy się dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz