wtorek, 30 czerwca 2020

26 lutego 1986

Miałem taki sen. 

Siedzę w pokoju, przy stoliku. Coś czytam. W pewnej chwili coś każe mi wstać. Wstaję z krzesła i idę do łazienki. Nagle włosy mi się jeżą, oblewa mnie zimny pot.
Na podłodze leży trupia czaszka. Nogi mam sztywne, ale czym prędzej wychodzę z pokoju. Idę na drugie piętro. Nie czuję już strachu. Wchodzę do mojego dawnego pokoju. Chcę zobaczyć, jak się w nim nowi mieszkańcy urządzili.
Regał stoi obok okna, za regałem stolik. Część do odrabiania lekcji jest oddzielona firanką od części sypialnej.
-Dobrze, że żeście ten karnisz zamocowali. Dobra robota. Praktyczne. No i w ogóle podoba się mi takie umeblowanie. A jaki u was porządek! No, ale muszę na kolację. Już piętnaście po siódmej.
Wyszedłem. Sylwek i Grzesiek siedzieli na stołówce. Krzysiek poszedł po herbatę. Siadłem na swoje miejsce. Każdy wtyka nos w swój talerz. Jemy.
Wyciągam rękę, by wziąć kromkę chleba…
...a na stole leży trupia czacha!
Nie, to nie czaszka, to ludzki mózg! Boże, jeszcze paruje!!!
Zesztywniałem, chciałem krzyknąć, ale z mojego gardła wydobył się tylko suchy chrobot.
Zdziwiony brat spojrzał na mnie, a następnie, idąc za moim wzrokiem w kierunku środka stołu. W ułamku sekundy odskoczył. Mózg zniknął.

poniedziałek, 29 czerwca 2020

25 lutego 1986

Na początku dzisiejszego dnia byłem, trochę spięty, ale spokojny. Później, na WF-ie humor trochę się mi poprawił, ale przed wiedzą obywatelską się pogorszył. Przyczyna? Koledzy koniecznie chcieli mnie zapisać na biegi przełajowe. Takie coś jest co roku organizowane w naszej szkole. Wszyscy unikają tego, jak ognia. Kumple zamierzali moim kosztem sami się jakoś wymigać. Z każdej klasy trzeba było wytypować kilku „ochotników”.
Nie należę do takich, co na wszystko się zgadzają. Postanowili użyć starego triku i zastraszyć mnie. Rzucili się na mnie, myśląc, że będę, jak zawsze, uciekał. Zaczęliśmy się szamotać. Takie tam ostre żarty, ale nieźle mnie wnerwili. W końcu nie wytrzymałem i któregoś ostro wyzwałem. Wyrwałem się i wszystkim „na wsadzałem”. Oberwało się nawet, niewinnemu Mariuszowi. Kiedy doszedłem do siebie, postanowiłem to naprawić. Chciałem mu to wyjaśnić, ale on nie zwrócił na mnie uwagi. Odniosłem wrażenie, że przestał ze mną trzymać i przyłączył się do klanu Sławka Strzeżka. Wiedziałem, że nie mogę stracić sprzymierzeńca, więc kiedy Bogdan Nejman zaczął na niego najeżdżać, że się dobrze uczy itp., zacząłem kolegi bronić. Chociaż, później, ten cwaniak, czepnął się mnie, myślę, że było warto. Przyjaźń została uratowana.

niedziela, 28 czerwca 2020

24 lutego 1986

Najpierw był spokój i rozluźnienie, później lęk – ekonomika, kartkówka. Napięcie rosło, w miarę zbliżania się tej lekcji. Tuż przed nią miało punkt szczytowy. Rozpaczliwe szukanie wyjścia. Jestem słabo przygotowany. Bardzo słabo. Dwója?! Tylko nie to!!! Już jedną mam! Niewesoło, oj niewesoło! Wchodzi. Może nie zrobi. Zrobiła. Jakieś wypociny... Na pewno dwója. Zbiera kartki. Odprężenia nie ma i nie będzie. Apatia... niechęć... odrętwienie... niechęć... Mógłbym patrzeć w jeden punkt bez końca... bez celu, o niczym nie myśleć. Koledzy chcą żartować. Nie mam ochoty. Nie mam ochoty na nic. To nie było zdenerwowanie, nie była to złość. To było coś innego...

sobota, 27 czerwca 2020

20 lutego 1986


Wczorajszy dzień przebiegł dosyć spokojnie. Dzisiejsze lekcje minęły, nim się spostrzegłem, że są. Jestem całkowicie spokojny i odprężony. Nastrój taki lekko optymistyczny, poetycki. Nastawienie do życia, na razie, realne.
Zawsze, gdy znajduję się w psychicznej stabilizacji, robię bardzo mało notatek, a jeśli już to są krótkie. Nie wiem dlaczego.

piątek, 26 czerwca 2020

18 lutego 1986

Dzisiejsze lekcje minęły pod znakiem względnego spokoju. Byłem lekko spięty, ale nie zdenerwowany. Tylko po WF-ie, gdy Baran, dla żartu, strzelił mnie po plecach. Wkurzyłem się niesamowicie, ale mi zaraz przeszło. Chyba jego nazwisko pasuje do niego. Prawdziwy baran…
Dzisiejszej nocy prawie w ogóle nie mogłem spać. Jeśli już to płytko. Co chwilę się budziłem. To się powtarza już drugi raz po feriach. Pewnie to ta zmiana warunków. W domu kładłem się spać bardzo późno. Najlepiej spało się mi między szóstą a dziewiątą rano. Tutaj ten przedział przypada na lekcje. Tylko, w takim razie, na lekcjach powinienem być senny, a nie jestem. Dziwne, czyżbym aż tak wypoczął?

czwartek, 25 czerwca 2020

17 lutego 1986

Muszę zajrzeć do zeszytu i się pouczyć. Dziś klasówka z warzywka. Nie miała jej kiedy zrobić, tylko akurat dziś, pierwszy dzień po feriach?! Nie chce mi się zaglądać do książek. Pewnie nikt nie będzie przygotowany i może nie zrobi. A może zrobi? Kto to wie?
Marcin pewnie będzie pytał, czemu u niego nie byłem. Powiem mu, że byłem chory. Częściowo tak było. Miałem przecież katar, i bolała mnie głowa. Poza tym w taki mróz chyba nikt by nie miał ochoty na podróż.
Po obiedzie.
W szkole dobrze. Nie było klasówki. Jutro WO, a ja nie zrobiłem albumu o Staszicu. Chociaż nie to jest powodem mojego niepokoju. Ten niepokój odczuwam niemal nieustannie. Zbliża się przecież koniec roku, a wraz z nim egzamin do technikum. Jakoś nie mogę sobie dać rady z czarnymi myślami typu: nie zdam, nie dostanę się...

wtorek, 23 czerwca 2020

10 lutego 1986

Wieczór.

Już troszeczkę lepiej się czuję. Jeszcze trochę kręci w nosie. Ale nastrój dopisuje. Jestem w internacie.
Nastrój: spokój, odrętwienie, trans. Jestem jakby we śnie. Z tego snu nie chcę się obudzić. Myślę, że wszystko będzie dobrze.

poniedziałek, 22 czerwca 2020

9 lutego 1986

Wieczór, zimno. Jest mi zimno. Dreszcze. Mimo że w pokoju jest ciepło, mi wciąż jest zimno. W nosie kręci, aż do łez.
-A psik! - szarpie całym ciałem.
Ból, szybki jak bicz, przeszywa moje ciało. Moje oczy są we łzach. W głowie szum i mętlik. Cholerny katar, kiedy się skończy?! Ostatni raz trzymał mnie całe dwa tygodnie. No tak wychodzi na to, że najgorsze mam już za sobą. Ale pewnie jeszcze zawiozę go kolegom w internacie.
Wczoraj wieczorem i dziś rano czułem się bardzo źle.

niedziela, 21 czerwca 2020

8 lutego 1986

Dziś, przy przemeblowaniu, odczułem dziwną niemoc. Było dosyć chłodno, chyba się wyziębiłem, ale ja tego zbytnio nie odczuwałem. Czułem coś innego. Moje ruchy stały się niekontrolowane. Nie miałem władzy nad sobą. To tak, jakby ktoś mną kierował. Nawet myśli stały się ociężałe, jak we śnie. Mówiłem zupełnie nie to, co chciałem powiedzieć. Zachowywałem się tak, jakby mnie ktoś wcześniej zaprogramował. Czułem się jak robot i nie mogłem tego przerwać.
To wszystko wydaje się jeszcze dziwniejsze, bo wydawało mi się, że już to kiedyś przeżyłem, że identyczna sytuacja już zaistniała, tylko bez daty. Właściwie to jeszcze się tak trochę czuję. Wiem jednak, że nie było takiej sytuacji, nie mogło być. Wrażenie jest jednak bardzo silne i realne.

sobota, 20 czerwca 2020

7 lutego 1986

Ferie - Piątek.

Tak szybko ten czas leci. Nim się człowiek spostrzeże, a już mijają te jego ferie. No cóż. Mało będzie zapisków z tego okresu. Do pisania potrzebny jest spokój i trochę samotności. To są te rzeczy, o które u mnie w domu po prostu bardzo trudno. No, ale mamy prawdziwą zimę. Patrzę na termometr, -20. Brrrrrrr, aż się nie chce nosa wysadzać.

piątek, 19 czerwca 2020

30 stycznia 1986

07:00

Nastrój: podenerwowanie, napięcie, powaga.
Nastawienie do życia: niechętne, pesymistyczne, złośliwe. Od samego rana na cos jestem zły, nie wiem na co.

15:15

Nastrój: optymizm, pogoda ducha (czytałem ten zeszyt, wspomnienia) Zastanawiam się, czy nie udałoby mi się opisać wcześniejszych etapów mojego życia? Chyba bym to potrafił. Potrzebny będzie jeszcze jeden zeszyt i trochę czasu.

czwartek, 18 czerwca 2020

29 stycznia 1986

Po lekcjach.

Nastrój: spokój, lekkie odprężenie.
Nastawienie do życia: trochę filozoficzne, ale realne.
Wrażenia z dzisiejszych lekcji: radość, wesołość, rozluźnienie z jednej strony, a z drugiej lekkie przygnębienie, za myślenie i powaga.
BHP – 5
Warzywko – 2 (i to mnie przygnębia, trochę denerwuje)
WO – 4 (chyba, nie jestem pewny)
Podsumowanie: przeciętny dzień.

Po obiedzie.

Bez większych zmian. Po głowie zaczynają mi chodzić wątki i wizje fantastyczne. Odróżniam je i staram się nie mieszać ze światem realnym.
Przypominam sobie dzisiejszy sen. Podobnie jak w poprzednim, uciekałem. Tym razem był jakiś pośpiech, strach, ale i lekkość tej ucieczki. Pamiętam taki wątek:
Wpadłem szybko do pokoju. Internat. Pierwsze piętro, chyba 218. tam, gdzie mieszka Grzesiek Koza. Chyba zamknąłem za sobą drzwi na klucz i mówię do niego:
-Uciekasz, czy zostajesz?!
Szybko wstał z tapczanu i podbiegł do okna. Przechylił się przez parapet. Widziałem, jak ześlizgują się mu ręce. Jego mięśnie były napięte, ale nic to nie dawało. Nagle brzęk i chrobot. Ze świstem poleciał w dół. Gruchnął o ziemię. Zaczął się trząść jak przy padaczce. Nie myślałem już o ucieczce, byłem przerażony tym, co się stało. Pobiegłem na recepcję tak szybko, jak mogłem.
-Pogotowie, trzeba wezwać pogotowie! Wypadek! – wydusiłem z siebie.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy. Recepcjonistka chwyciła za telefon. Nie pamiętam, co było dalej. Jeszcze ciarki biegają mi po plecach na samą myśl o tym śnie. Widziałem, jak spadł prosto na plecy i jeszcze te drgawki!
Pamiętam jeszcze inny wątek, podobny, ale w inne sytuacji. Też uciekałem. Tym razem byłem w jakimś pociągu. Jacyś ludzie w mundurach, ale nie kolejarze. Schowałem się w jakim zakamarku. Bałem się ich. Było ciasno. Stałem cicho. Reszty też nie pamiętam.
Poza tym przez całą noc, chyba, latałem. Latałem lekko i swobodnie, ale nie był to lot dla przyjemności, a raczej dla ratowania życia. Trudno powiedzieć czy chodziło o moje życie, czy o życie kogoś innego. Przez całą noc ktoś mnie gonił, a ja ratowałem się tym, że umiałem latać. Byłem trochę zadowolony, że mam takie wspaniale możliwości. Inni w tych snach nie umieli latać.
Zastanawiam się, czy sny się spełniają? Co to może oznaczać? Czy Grzesiek naprawdę ulegnie jakiemuś wypadkowi? Muszę go ostrzec!
Teraz dopiero się zastanawiam, dlaczego mu nie pomogłem? Chyba stało się to zbyt szybko.
Mniejsza z tym. Życie toczy się dalej.

środa, 17 czerwca 2020

28 stycznia 1986

Po lekcjach.

Spokój, obojętność, stateczność, ale nie całkowite odprężenie. Chociaż, czy ja kiedykolwiek czuję się tu całkowicie odprężony? Dzisiejsze lekcje były pełne stresu. Jutro? O jutrze to ja w ogóle jeszcze nie myślę.
Jutro? Jutro??? Wtorek. Jakie to będą lekcje?
Zerkam do planu.
Matma: nie muszę się martwić.
BHP: nieskończona notka. Trzeba się za to wziąć. Szczególnie że powiedziałem sobie, że z tego przedmiotu to ja muszę mieć piątkę.
Warzywko. Warzywko? WARZYWKO!!! No i masz. Czemu ja nie uważałem, nie pisałem?! Na pewno mnie spyta.
WF: niezbyt dobrze się czuję.
WO: najgorsza lekcja. Chociaż, czy ja wiem? Może nie będzie tak źle.
Choroba, długopis nie pisze. Jak zdobyć wkład. Ani w kiosku, ani w sklepie w internacie go nie ma. Chyba będę musiał się pofatygować do sklepu na dołek.
Dlaczego jest tak cicho? Idę na obiad.

Po obiedzie. Humor się poprawił. Koledzy. Idę po wkład.

Byłem w sklepie, a właściwie koło sklepu. Był zamknięty. I czym ja będę dzisiaj pisał?!

wtorek, 16 czerwca 2020

24 stycznia 1986

Piątek. 18:15

No, nareszcie! Już po wszystkim. Nie zarwałem ani jednego balona.  Wszystko w porządku. Jutro sobota. Idziemy do szkoły.
Chyba jednak nie mogą spać spokojnie. Kurczaki! Z WO zadała zrobić album o Staszicu. Na poferiach. Właściwie to nic nowego nie zadała. To przecież jeszcze sprzed wakacji. Popatrz, że pamiętała.

poniedziałek, 15 czerwca 2020

23 stycznia 1986

07:10 

Wstałem. Żadnego niepokoju, dosyć dobry nastrój. Tylko z żołądkiem coś nie w porządku. Idę na śniadanie, a później do szkoły. 
Pierwsza lekcja – kwiaciarstwo. Niepokój. Lekki niepokój. Napięcie, podenerwowanie. Dziwnie się czuję, jakbym miał gorączkę.
Znowu coś z żołądkiem!
Chyba mnie już mnie nie spyta? Chyba nie? Jak dobrze! Muszę jednak uważać. Uwaga! Może mnie spytać. Pytanie dla całej klasy. Cisza... Ktoś rzucił wreszcie odpowiedź, ale to nie wszystko. Dzwonek. Przerwa. Potem BHP. Choroba, tam jest większa możliwość zarwania dwói!
Pomyłka! Jeszcze jedno kwiaciarstwo. Niepokój rośnie.
Czwarta lekcja – BHP. Minął strach. Myślałem, że będę musiał poprawiać się na 3, a tu niespodzianka! Z kartkówki dostałem 5! Kozyra chciał mnie wyciągnąć na cztery, ale nie wyszło. Nie pamiętałem wzoru na współczynnik wymiany powietrza i klops! Nie chciał mnie już dalej pytać. I tak przez jeden prosty wzór czwórka poszła się ... A było tak blisko.

15:00 

Jeszcze jestem spięty. Jeszcze nie wszystko minęło. Jutro ostatni dzień pytania. Rosyjski, a ja nie nauczyłem się tej głupiej czytanki.
Aby jutrzejsze lekcje przeżyć. Wtedy będzie po wszystkim. Byłem po buty w Garwolinie. Zaraz idę na obiad.

niedziela, 14 czerwca 2020

22 stycznia 1986

19:00

Jeszcze jestem pod wrażeniem filmów, które były pokazywane w szkole. Po kolacji ma być jeszcze jeden. W internacie. Chociaż nie jestem pewien.

20:00

Tuż przed filmem.

A jednak miałem rację. Film będzie, ale nie pozwolono nam go oglądać. „Powrót Jedi” – oglądałem, dobry film. Muszę obejrzeć go jeszcze raz.
Jednak moje drugie „ja” podpowiada mi, że lepiej będzie, jak nie pójdę. Waham się.
Chyba jednak pójdę.

22:20

Film obejrzałem. Wychowawczyni mnie jakoś puściła. Mam jednak wątpliwości co do jutrzejszego dnia. Warunkiem pójścia na ten film było to, że nie dostane jutro dwói. Chociaż, warto było, nawet biorąc pod uwagę ryzyko. Film był świetny! Idę spać.


sobota, 13 czerwca 2020

21 stycznia 1986

Po lekcjach.

Wrażenia z dzisiejszego dnia.
To wszystko, co tutaj się dzieje, lekcje, stopnie, koledzy, to wszystko wydaje mi się takie normalne. Po prostu codzienna rzeczywistość. Sam do siebie mówię:
„Widzisz, jak się lepiej przyjrzysz, to zauważysz, że dni dnie są takie smutne i przygnębiające.
Mimo że dostałem dziś lufę, to czuję się jakoś spokojnie. Jest mi przyjemnie, a nawet wesoło. Być może to, co odczuwam, związane jest z tym rozluźnieniem przed półroczem. Niektórzy z moich kolegów i koleżanek są podenerwowani i spięci. Ja zawsze w tym czasie odczuwam pewne rozluźnienie. Może dlatego, że uczę się tak, żeby przed semestrem mieć spokój i się już nie poprawiać. Teraz, przez te dwa tygodnie mogę jechać na luzie, nie naciskać gazu. Mimo to trochę ostrożności nie zawadzi, jeszcze coś może wyskoczyć.

piątek, 12 czerwca 2020

19 stycznia 1986


20:00

Siedzę przy stole. Jestem zdenerwowany. Sylwek i Grzesiek zasuwają w piłkarzyki. Nie mam pojęcia, skąd je przytaszczyli. Stoją w pokoju, zajmują całe miejsce. Chłopaki nie zwracają na mnie uwagi, hałasują, ile wlezie. To wszystko bardzo mnie denerwuje. Wytrzymuje to tylko dlatego, że zaraz skończą.
Siedzę i myślę, ile to człowiek ma w życiu przyjemności. Czy ktoś może mieć przyjemność kosztem innego?
Złoszczę się sam na siebie.
„Precz. Zamknijcie się!”
„Dajcie mi spokój!”
Cholera jasna, każdy myśli tylko o swoich przyjemnościach.
Ciemność. Wiatr zawodzi cisza. Spokój cisza. Nareszcie cisza.
Wiatr, spokój. Uciekam w dal.
Przyjemnie. Wszelkie odgłosy zostały stłumione.
Dlaczego stoimy? Oddalajmy się! Szybciej! Chcę zapomnieć o tym, co się dziej na Ziemi.
Co się dzieje? Dlaczego się nie oddalamy? Dlaczego się zbliżamy?

czwartek, 11 czerwca 2020

16 stycznia 1986

Wieczorem

Dzisiejszej nocy śniło mi się, że ktoś mnie gonił. Nie pamiętam tylko kto. To było jakieś piętnaście osób. Wszyscy za mną biegli. Ja starłem się uciec. Nie był to zbyt szybki bieg. Pamiętam. Byłem bardzo zmęczony. Ci, co mnie gonili, też. Bieg jednak trwał. Uciekałem przez jakieś ruiny, opuszczone domy. Tamci mieli do mnie spory kawałek. Pamiętam. Komuś pomogłem. Ta osoba była ranna. Miała złamaną nogę. Uciekała tak jak ja. Chciałem za wszelką cenę pomóc. Zaniosłem tę osobę do jakiegoś opuszczonego domu. Ukryłem. Starałem się zmylić goniących.
Nagle spostrzegłem, że ruiny i domy już się skończyły. Za sobą miałem pościg, a przed sobą gołe pole. W oddali spostrzegłem krzaki, lasek czy coś w tym rodzaju. Zawahałem się. To było kilka kilometrów. Nie wiedziałem, czy dam radę. Pobiegłem jednak. Było nierówno, grząsko. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Czułem coraz większe zmęczenie.
Obejrzałem się. Wybiegli z ruin. Zacisnąłem zęby i powiedziałem, że muszę zdążyć. Muszę, za wszelką cenę.
Nie miałem pojęcia, dlaczego oni mnie gonią. Zdążyłem. Dopadłem do krzaków... i się obudziłem.

środa, 10 czerwca 2020

13 stycznia 1986

Po lekcjach

Dziś 13-sty, początek tygodnia. Mówią, że 13-stka to pechowa liczba. Myślę jednak, że mnie to nie dotyczy. Dziś dostałem dwie czwórki i to tak, jakoś bez większego przygotowania. Można powiedzieć, że takim dziwnym zbiegiem okoliczności. 

wtorek, 9 czerwca 2020

12 stycznia 1986

21:00

Opowiadanie.

Dziś wchodząc do pokoju, znalazłem kartkę, na której było napisane:

Do czarownika Mixtury.

Ty nie jesteś człowiekiem. Tak, to prawda, że czasami wydaje się, że pewne rzeczy już widziałeś. Tobie się nie wydaje, to prawda.
Kiedyś byłeś jednym z nas, ale zostałeś wyrzucony z naszego świata. Zostałeś wyrzucony za karę. Pozbawiliśmy cię wszelkich sił magicznych, możesz tylko marzyć o nich. Daliśmy ci skórę ludzką, po to, byś zrozumiał, przeklęty czarowniku, że i u nas panują pewne prawa. Panują, lecz ty ich nie przestrzegałeś. Ty je pogwałciłeś, teraz musisz za to odpokutować we wcieleniu ludzkim. Pokazujemy i będziemy ci pokazywać obraz naszego świata, po to, żeby dodać ci cierpień. Będziesz nas oglądał we śnie i na jawie. Nie będziesz mógł wrócić, dopóki nie naprawisz zła. Zostałeś obdarzony ludzkimi kłopotami, chorobami i cierpieniami. Nie myśl jednak, że w świecie ludzi stanieje samo zło. Byłeś zły, więc teraz nie zauważasz dobra. Nie widzisz, że poznałeś wszystkie ludzkie uczucia, których u nas brak. Poznałeś strach, miłość, przyjaźń, smutek i radość. Dopóki na ziemi nie zaczniesz czynić ludziom dobra, nie będziesz miał do nas wstępu. Myślimy jednak, że wrócisz do nas jako dobry nasz towarzysz. Zrozum, nie chcemy źle!

Stowarzyszenie przyjaciół QX

21:30

Opowiadanie c.d.

Do stowarzyszenia QX

A więc jednak. Teraz sobie wszystko przypominam. Przypominam sobie, dlaczego zsyłając mnie na ziemię, pozbawiliście mnie pamięci o mojej przeszłości. Rozumiem…
Jednak nie wszystko zapomniałem. Pozostały skrawki, migawki. Teraz wszystkiego się dowiedziałem. To wy jesteście tymi opiekunami. To wy pozbawiliście mnie siły. Narodziłem się tu na ziemi jak człowiek i jak człowiek żyłem. W jednak wciąż nie dajecie mi spokoju, pokazujecie mi obrazy tego co stracone. Tyle tu jednak przeżyłem, tyle bezsilności i poniżeń, że zaczynam rozumieć wasz cel.
Wszyscy ludzie na ziemi chorują, cierpią, ale bez siły nadprzyrodzonej radzą sobie dobrze. Ja miałem olbrzymią moc, myślałem, że jestem najsilniejszy we wszechświecie, teraz jednak rozumiem…
Jak ma tylu ludziom pomóc? Jest tylu potrzebujących, a moje możliwości jak kropla w morzu.
Czarownik Mixtura.

poniedziałek, 8 czerwca 2020

11 stycznia 1986

17:30

Zagrożenie poczucia bezpieczeństwa. Nie wiem, czy to właściwe określenie. Ciągle coś takiego odczuwam. Żeby zasnąć, moja głowa musi być przynajmniej z trzech stron osłonięta. Nie mogą być to jednak gołe ściany. Kwiatek, regał czy szafka mogą stać. Zawsze, gdy usypiam, musi być zgaszone światło. Zawsze, gdy usypiam, muszę czuć się pewnie i swobodnie. Jeżeli mam wrażenie, że ktoś na mnie patrzy, nie zasnę.
Czasami przychodzą mi do głowy różne myśli. Kiedy będę miał kiedyś własny dom, musi mieć zamaskowane, tajne wejście, by, w razie potrzeby, można było bezpiecznie uciec. Jeszcze lepiej by było, gdyby jego tylna ściana była skryta w jakichś zaroślach, lub spoczywała w litej skale. Za tą skałą byłaby druga część domu, taka naprawdę bezpieczna, by nikt nie mógł do niej wtargnąć bez mojej zgody.
Czasami mam napady takiej głupiej paniki. To wynik stresu, ciągłego niepokoju, jakiegoś takiego ciągłego poczucia zagrożenia. Czy ktokolwiek, coś takiego jeszcze odczuwa?! Czy tylko ja jestem takim ufoludkiem?
Jeszcze jedno. Źle się czuję z nieszczerymi ludźmi. Wyczuwam ich na kilometr. Mam coś w rodzaju takiej intuicji. Instynktownie czuję, gdy ktoś kłamie, nie mówi całej prawdy, lub prowadzi rozmowę wymijającą.
Lubię ludzi, którzy mówią dużo, ale nie są blagierami. Teraz mało jest takich ludzi: szczerych, otwartych i prostolinijnych. Unikam takich, co lubią szpan i bajer.

niedziela, 7 czerwca 2020

5 stycznia 1986

17:15

Już po świętach, już po nowym roku. Teraz gdy na te święta patrzę kilku dni z perspektywy, wydają mi się dziwnie spokojne. Minęły szybko, ale jednocześnie nie pozostawiły po sobie jakiegoś specjalnego śladu. Teraz wydają się mi zupełnie bezbarwne i pewnie w mojej świadomości w ogóle nie będą zarejestrowane.
Wczoraj. Dziwny szary dzień. Myślałem, że przyjadę za późno, a okazało się, że byłem o wiele za wcześnie. Dlaczego? Przecież święta w tym roku są do niedzieli. Nie wiedziałem o tym, bo nie było mnie w szkole, jak o tym mówili.
Swoją drogą to trochę głupio, przyjechać o całe półtora dnia za wcześnie. Dobrze, że z bratem mieliśmy kasę. Tu nie było wyżywienia.
Jutro do szkoły i będzie po staremu: kumple, kawały, wygłupy. Głupia gra aktorska. Dlaczego nie mogę im pokazać, jaki jestem naprawdę?! To wszystko wydaje mi się takie dziwne.
W tym tygodniu muszę wyrobić legitymację szkolną. Muszę trochę polatać. Ale to już inna broszka.

sobota, 6 czerwca 2020

19 grudnia 1985

g.19:05

Już po egzaminie na prawo jazdy. Udało się! Miałem trochę szczęścia. Pomogła mi też moja intuicja. Chyba za dużo się przejmowałem. Teraz wszystko wydaje się łatwiejsze. Jestem spokojny, szczęśliwy i pod wrażeniem dzisiejszego dnia. Jutro jedziemy na święta, ładny prezent sobie zrobiłem.

piątek, 5 czerwca 2020

14 grudnia 1985

16:00

Czasami zastanawiam się, dlaczego taki zeszyt prowadzę? Tutaj opisuję wszystko to, co mi się podoba, co mi się nie podoba, co mnie denerwuje, co jest mi bliskie, co mnie wzrusza. Jednym słowem to taki zeszyt przyjaciel. Nie mając prawdziwego przyjaciela, a jednocześnie czując potrzebę zawierzania się, przelewam wszystko na papier. Staram się tu przedstawić swoje stany emocjonalne, psychikę, lęki, ale też drobne radości. Wiem, że gdyby taki zeszyt dostał się w niepowołane ręce, mógłbym mieć przykrości. Więc jeśli przypadkiem wziąłeś go i przeczytałeś, proszę, odłóż na miejsce, a to, czego się dowiedziałeś, zachowaj dla siebie.

czwartek, 4 czerwca 2020

13 grudnia 1985

18:15

Coś się ze mną dzieje, niedobrego. Czuję dziwną niechęć do mojego życia. Wszystkiego mam dość. Potrzebuję odpoczynku.
Egzamin na prawo jazdy, z polskiego co lekcja długa praca domowa, z matematyki mi nie idzie, boli mnie ząb i głowa.
Ludzie dajcie mi spokój!

środa, 3 czerwca 2020

10 grudnia 1985

21:15

Dzisiaj jeździłem ciągnikiem. Nauka minęła, jakoś było. Chociaż nie bardzo umiem jeszcze cofać z przyczepą, ale nie było najgorzej. Po jeździe postawiłem ciągnik w garażu i postanowiłem popatrzeć, jak jeździ brat.

wtorek, 2 czerwca 2020

9 grudnia 1985

22:05

Walka.

Szykuję się do pojedynku. Zbieram siły, wybieram styl, w końcu staję na ringu. Czuję, że wygram. Na pierwszy rzut oka przeciwnik wydaje się ode mnie słabszy. Na początku szala przechyla się na moją stronę, lecz pod koniec, kiedy wydaje się, że nie ma już szans, jakoś wychodzi z opresji. Powoli, lecz nieustannie przechyla szalę zwycięstwa na swoją stronę. Nie panuję nad swoimi mięśniami. Mimo moich wysiłków wciąż przechodzę do defensywy. Nagle koniec walki. Przegrałem. Jak to możliwe? Przecież byłem tak blisko zwycięstwa.
Takich i podobnych walk w moim życiu zdarzyło się już wiele. Czasami próbowałem jeszcze jakiegoś rewanżu, ale najczęściej rezygnowałem już po pierwszej próbie. Czasami tracę nadzieję. Ciągle zadaje sobie to pytanie: co trzeba robić, by mieć siłę do ciągłego dążenia do swojego celu?

poniedziałek, 1 czerwca 2020

30 listopada 1985

19:15

Jeden z nich zjawił się u mnie pokoju. Wszedłem zdenerwowany i zły. Nagle poczułem czyjąś obecność. Zajrzałem do szafy, do łazienki, lecz nikogo nie było. Nagle moja złość rozpłynęła się jak mgła. Ktoś zostawił włączone radio. Leciała akurat muzyka, którą uwielbiam. Usłyszałem w swojej głowie jedno słowo: „usiądź”. Kiedy usiadłem ponownie ten głos: „czemu się złościsz? Wyjrzyj przez okno”. Zerknąłem na parapet. Siedział tam malutki wróbelek i dziobał resztki kanapki, co ją kolega zostawił wczoraj wieczorem. Rozpłakałem się.