21:15
Gdy byłem na Świętach Wielkanocnych miałem okazję bliżej poznać trzyletnie, kalekie dziecko. Marta jest po porażeniu mózgowym i nie może chodzić. Z tą znajomością zaczęło się zwyczajnie. Moje siostry, Monika i Justyna przyprowadziły ją w specjalnym chodziku. Przyszedłem ze zwykłej ciekawości. Coś pchnęło mnie, by się z nią trochę pobawić. Trudno to nawet nazwać zabawą. Była to raczej opieka. Martę trzeba było nosić lub trzymać, by się nie przewróciła. Ona nie może funkcjonować samodzielnie.
Już po paru minutach wyraźnie odczułem, że temu dziecku bardzo brakuje kogoś, kto by się nim zajmował i poświęcał dużo, ale to naprawdę dużo, czasu. Czasu i uwagi. Każdy jej ruch trzeba nadzorować i patrzeć, czy się nic nie stanie. Widać, że ona bardzo tego potrzebuje. Potrzebuje nie tylko obecności fizycznej, żeby się nią zajmować, ale też poczucia bezpieczeństwa i troski. Jednocześnie zrozumiałem, że nie tylko Marcie potrzebny jest ktoś taki. Dotarło do mnie, że bardzo ja potrzebuję kogoś, kim mógłbym się opiekować i troszczyć się. To dziwne i bardzo subtelne uczucie. Wiem, że taka opieka pomogłaby mi w moich problemach ze sobą samym. Kiedy patrzę na nią widzę, że moje życie jest naprawdę wspaniałe i nie mam na co narzekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz