niedziela, 31 maja 2020

29 listopada 1985

17:05

Ktoś mógłby się zdziwić, kiedy powiem, że znam ludzi z innego świata. Są to moi przyjaciele. Często rozmawiają ze mną, pokazują mi obraz miejsca, w którym żyją. U nich jest zupełnie inaczej, panują tam inne prawa, żyje się tam lepiej niż tu, na Ziemi. Ktoś pewnie zapyta: gdzie to jest? Bardzo blisko i bardzo daleko. Blisko, bo można się tam dostać bardzo szybko. Daleko, bo nie każdy może się tam dostać. Obiecali, że mnie zabiorą, ale nie wiem kiedy. Powiedzieli: „masz sobie zasłużyć”. Moich przyjaciół jest bardzo dużo, są hojni, opiekuńczy, życzliwi i w ogóle... Każdy, kto staje się ich członkiem, na powitanie dostaje dar w postaci jakiejś umiejętności lub siły. Jak wyglądają? No, z tym jest problem. Nie mają określonej formy, jedynie cechy charakteru i osobowość. Forma jest zupełnie dowolna. Kim chcesz by byli, tym są. Kiedy się przy tobie zjawią, pomimo że nie będziesz ich widział, łatwo ich rozpoznasz. Słyszysz ich słowa w sobie, czujesz ich obecność obok siebie. Są towarzyscy, pogodni, weseli, rozumiejący każdego, niosący pomoc za każdym razem, gdy jest konieczna. Są wszędzie, są teraz przy mnie. Zwariowałem? Na pewno nie!

sobota, 30 maja 2020

28 listopada 1985

17:15

Siedzę, myślami przenoszę się w nadprzestrzeń: luźną, nieograniczoną, lecz jakaś siła trzyma mnie tutaj. Ziemia to mała, mocna klatka, w której jest bardzo mało luzu, bardzo mało przestrzeni. I do tego to uczucie: jakby wszystko opierało się na moich barkach. Czuję się, jakbym był jedyną podporą, jakbym mocno musiał trzymać się na nogach, by mnie nie przygniotło. Kolor mojej ziemi to szarość i fiolet. Dlaczego tak mało miejsca? Chcę się wydostać!
Widzę na jawie obraz świata innego, pełnego, o dużej ilości miejsca. To piękny świat, chcę się tam dostać.

piątek, 29 maja 2020

27 listopada 1985

19:00

19 grudnia tego roku mają się odbyć w naszej szkole egzaminy na prawo jazdy. Trochę dziwne jest to, że wcale się tym nie przejmuję, a powinienem. Wcale nie jestem taki dobry, jakby się wydawało. Zamiast poddać się strachowi, uciekam w marzenia. Skutkuje.

czwartek, 28 maja 2020

22 listopada 1985

17:30

To wszystko stało się tak nagle i niespodziewanie. Dopiero teraz to zauważyłem. Sylwek wyjechał do domu, Krzysiek także. Grzesiek gdzieś się ulotnił. Jakoś tu smutno i ponuro. Każdy kąt zieje mrokiem i chłodem samotności. Ciągle czuję, że czegoś mi brak. Niepokoi mnie ta perspektywa kilku dni sam na sam z sobą. Mogłem jechać do domu, ale już zdecydowałem. Kurczę, już myślałem, że najlepiej czuję się, gdy jestem sam! Samotność – dziwne zjawisko. Czy ja jestem samotnikiem? Może to tylko inny rodzaj samotności? Może jednak potrzebuję tej zbiorowej wesołości?

środa, 27 maja 2020

14 listopada 1985

21:20

Kiedyś pisałem w tym zeszycie, że moje życie składa się z dwóch, równolegle biegnących części. Jedno: życie domowe, drugie: internatowe. Tak było w tamtym roku. Teraz sytuacja w mojej psychice radykalnie się zmieniła. Życie domowe i to z internatu zmieszały się ze sobą. Natomiast utworzyło się jeszcze jedno: życie samotnika, tylko dla siebie.

wtorek, 26 maja 2020

7 listopada 1985

20:50

Jak W.C. stało się urzędem.

Wchodzę sobie z Darkiem na wolnej lekcji do kibla, a tam stoi sprzątaczka i wrzeszczy:
-Co tu chcieliście?! Na przerwie przychodźcie! Teraz ja tu urzęduję!
O Tamtej pory w szkole kibel nazywamy urzędem, a sprzątaczki urzędniczkami.
Bez podtekstów i złośliwości. Słowo daję, tak było.

poniedziałek, 25 maja 2020

6 listopada 1985

18:55

Czy ktoś może zauważył? Może komuś się to przydarzyło? W życiu czasem następuje taki moment, że stajemy bezradni i nie wiemy, w którą stronę iść. Czasami zastanawiamy się, czy w ogóle ruszać z miejsca? Stajemy bezradni i nie wiemy co dalej robić. Czy ktoś zastanawiał się, co to właściwie jest?
To jest mrok. Mrok życia. W mroku potrzebne jest światło i właśnie, gdy to światło utracimy, gdy oddalimy się od światła, lub upuścimy i je zniszczymy, następuje właśnie ta chwila.
Każdy boi się ciemności, chociaż czasami wydaje się ona tajemnicza i ciekawa, chociaż czasami pociąga nas bardzo, to jednak nigdy nie wiemy, co się w niej kryje. Wiadomo przecież, że w ciemnościach łatwo o wypadek. Idąc przez ciemność, nigdy nie mamy pewności, czy za chwilę nie stracimy gruntu pod nogami. Może się zdarzyć, że już stoimy nad ogromną przepaścią. Jeden krok i do światła może nie być już powrotu. Więc lepiej nie oddalajmy się od tego kaganka, od tego światła, które zawsze ostrzega nas przed niebezpieczeństwem i nie pozwala nam wpaść do przepaści. Bo Przecież mając zwykłą latarkę w nocy, nigdy nie wejdziemy na słup, czy drzewo. To proste. Tym bardziej dbajmy o to światło życiowe.

niedziela, 24 maja 2020

5 listopada 1985

17:45

Taniec życia wiruje wokół nas. Taniec życia nie stoi w miejscu, cały czas jest między ludźmi. Na co dzień nie możemy go zauważyć, bo to niemożliwe, bo taniec życia, to samo w sobie życie. Masa codziennych spraw do załatwienia, masa trudności, które trzeba pokonać i masa kłopotów, które codziennie nas nękają. Taniec życia wchodzi między ludzi, żyje wśród nich, jest w zasięgu ich ręki, lecz nie w zasięgu ich mózgów. Czasem w tych trudnościach zauważamy dziwne zbiegi okoliczności. Mogłoby się wydawać, że to przypadek, lecz nie. To taniec życia. Czasem zauważamy kłopoty, których rozmiary nas przerażają. Przypadek? Nie, to taniec życia, ten taniec, to życie, w którym się znajdujemy. Ktoś mógłby powiedzieć, błahostka. To życie, to normalne codzienne życie. Czasem dowiadujemy się o tym zbyt późno i dopiero wtedy zaczynamy rozumieć.

sobota, 23 maja 2020

19 września 1985

14:40

Praktyka – Potycz ‘85

Złamałem łapę. Zachciało mi się tych głupich orzechów. Miałem całą torbę, ale człowiek jak to człowiek - zachłanny. Duże drzewo. Rypnąłem z jakichś dwóch metrów, na plecy i to na kupę kamieni. Dobrze, że karku nie skręciłem. I jeszcze ten krwiak na łokciu. Koledzy poradzili, by włożyć pod ciepłą wodę... Teraz wiem, że pod zimną. A teraz siedzę jak głupek i uczę się pisać lewą ręką. Pisać muszę, po prostu coś mi każe. Miesiąc, najmniej w tym gipsie. Wystarczy, żeby się nauczyć. Teraz będę miał zapasową rękę, do pisania i do innych rzeczy.


Trzeba iść.

Trzeba iść wciąż przed siebie,
Trzeba iść wciąż pod wiatr,
I wymagać wciąż od siebie,
Pokonywać szczyty Tatr.
Trzeba iść, trzeba iść
I trudności pokonywać,
Trzeba brnąć wciąż pod górę,
Siłę z siebie wciąż wyrywać,
A marzenia wziąć za bzdurę.

piątek, 22 maja 2020

13 września 1985

20:30

Mój świat.

To są tylko marzenia,
Piękne fatamorgana,
Fantastyczne złudzenia,
Moja baśń nieskalana.
Życie jest jednak twarde,
Tu nie ma miejsca na baśnie,
Rozwieją każde marzenia
Te wichry zajadle harde.
Lecz co mi innego zostało,
Jedyna moja ostoja,
W mym życiu tych baśni tak mało,
A to najdroższa rzecz moja.

czwartek, 21 maja 2020

12 września 1985

21:10

Dzisiaj na kolacji odniosłem wrażenie, że przyzwyczaiłem się do naszej wychowawczyni. Na początku tego roku było mi trudno. Odniosłem wrażenie, że zaczynam przyzwyczajać się do internatu i całego tutejszego życia. Byłoby idealnie, gdyby jeszcze do tej szkoły i do lekcji się przyzwyczaić, ha, ha, ha...

środa, 20 maja 2020

11 września 1985

20:10

Pewna przygoda.

Pogoda tego dnia była ładna. Choć wiatr był silny i porywisty, od samego rana ani jedna chmura nie przesłoniła słońca. Wyszedłem jak co dzień na leśną przechadzkę. Szedłem jak zwykle tą samą ścieżką. Robiłem to celowo, by nie deptać pięknej trawy.
Tego dnia zauważyłem, że oprócz mojej ścieżki znajduje się inna. Zastanawiałem się, kto tędy może chodzić. „Może to zbieracze grzybów albo jagód”, - pomyślałem. Na pewno nie był to nikt z mojej wsi. Podobno tutaj straszyło. Od kilku lat nikt oprócz mnie nie miał odwagi tędy chodzić.
Gdy przemieściłem się dalej, zauważyłem, że jest jeszcze kilka innych ścieżek. W dziwny sposób krążyły wokół mojego śladu. Nie odbiegały dalej niż na pięć kroków, wracały, by z powrotem przeciąć  moją. Po dłuższym zastanowieniu nasunęła mi się myśl: „może ktoś mnie śledzi?” Gdy utwierdziłem się w tym przekonaniu, dalsze chwile dały mi do zrozumienia, że dziś nic się już się nie wydarzy. Wytężyłem zmysły, lecz do moich uszu dotarł tylko szum wiatru oraz cichy, miły świergot sikorek. Wróciłem więc do domu.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. „Kto mógłby mnie śledzić? Dla ludzi jestem życzliwy, wrogów nie mam... komu by się chciało tak łazić za mną całymi godzinami?” – zastanawiałem się.
Następnego dnia powziąłem pewien plan. Wyszedłem o tej samej porze i ruszyłem tą samą ścieżką. Tego dnia poruszałem się jeszcze ciszej. Wytężyłem wszystkie zmysły, a jednocześnie nie dałem po sobie poznać, że cały czas uważnie obserwuję otoczenie.
W pewnym momencie do mich uszu dobiegł cichy szelest. Po krótkiej chwili usłyszałem za sobą chrzęst. Udawałem, że tego nie słyszę. Kiedy bardzo blisko pękła gałązka, raptownie odwróciłem się i skoczyłem w kępę krzaków. Pół sekundy wystarczyło i trzymałem prześladowcę za fraki. Niestety, w tym samym momencie dostałem mocny cios w brzuch. Potrzebowałem minuty, aby dojść do siebie. Nie uciekł zbyt daleko. Jeszcze słyszałem jego kroki. Postanowiłem złapać drania za wszelką cenę. Biegłem jak szalony przez leśne ostępy. Już widziałem sylwetkę, gdy jakaś gałązka strzeliła mi po ślepiach. Kiedy wrócił mi wzrok, już go nie było.
Nie miałem pojęcia, kto to był, ale wracałem do domu z pewną ulgą. Mimo wszystko wystraszyłem go. Następnego dnia zapomniałem o wszystkim. Spokojny, że nic niezakłuci mi relaksu słuchałem stukania dzięcioła i innych odgłosów letniego lasu. Był potworny upał, chociaż tutaj panował znośny chłód. Z ogromną przyjemnością wdychałem zapach sosnowych, igieł niesiony lekkim zefirkiem. Nagle stanąłem jak wryty. Poczułem damskie perfumy. 
“Halo, halo! W środku lasu?” - pomyślałem. 
Po chwili wyczułem czyjąś obecność tuż obok siebie, a po kilku sekundach usłyszałem szybki oddech.
-Wyłaź! – Powiedziałem stanowczo.
Poskutkowało. Zza grubego dębu wyszła szczupła osoba.
„Co za przebieraniec?” – wyrwało mi się.
Wojskowa panterka z ogromnym kapturem zdawała się wisieć jak na wieszaku. Jednym ruchem zdarłem nakrycie głowy. Drugi raz mnie zatkało.
-Dziewczyna?! Ki diabeł?!


wtorek, 19 maja 2020

10 września 1985

19:00

Takie sobie opowiadanko.

Siedziałem na zwalonym drzewie i rozmyślałem. Wzrok mój sięgał gdzieś w daleką przestrzeń. Siedziałem zasłuchany w szum wiatru, kiedy to nagle coś zaszeleściło gdzieś za drzewem. Szelest rozchodził się w zasięgu wzroku, więc spojrzałem w tamtym kierunku. Nagle coś poruszyło się w tym samym miejscu. Wytężyłem wzrok. Przez moment nic nie widziałem, lecz po chwili coś zielonego znowu mignęło.
-Ej ty, wychodź zza tego drzewa, - powiedziałem pewnym głosem, lecz przyznam się, że trochę się bałem.
Po chwili zza pnia wyłonił się malutki, zielony ludzik. Zamiast rąk miał długie zielone macki, nogi zaś były nieproporcjonalnie małe i zniekształcone. Stworek wyłonił się cały zza drzewa i dziwnie wysokim tonem powiedział:
-Nazywasz się Jacek i mieszkasz w tej wsi. Tak wiem wszystko.
-Tak, - odpowiedziałem, - a ty kim jesteś u licha?
Gość uśmiechnął się życzliwie i milczał dalej. Ja zaś mówiłem swoje.
Skąd się tu wziąłeś? Z Marsa? I dlaczego mnie śledzisz?
-Nie z Marsa, - przerwał mi i wcale cię nie śledzę.
Moje zdziwienie narastało.
-Jestem wytworem twojej wyobraźni, to ty mnie stworzyłeś i ty jesteś moim panem.
Tego już nie wytrzymałem.
-I dlatego będziesz się za mną szwendał? Co ludzie powiedzą?
-Zlituj się, - prosił nieznajomy. – Jeśli mnie zostawisz, zginę!
-No dobrze, - odpowiedziałem, ale co ja ci dam jeść i gdzie będę cię trzymał? Przecież za tydzień jadę do internatu.
Zielony  ludzik uśmiechnął się ponownie i rzekł:
-O to się nie martw.
-Jak to, nie martw się? – zaczynałem się naprawdę denerwować.
Zielony nieznajomy podszedł bliżej. Odbił się od ziemi z niezwykłą łatwością, skoczył, złapał się długimi mackami za gałąź, opadł na pień i usiadł koło mnie. Po chwili zaczął mówić:
-Twoja wyobraźnia mnie stworzyła.
-Moja wyobraźnia? Przecież ja nigdy bym takiego ludka nie wymyślił!
-Nic nie mów, - rzekł z dziwnym spokojem, - z tobą mogę porozumiewać się za pomocą myśli, ale możemy tego używać tylko, gdy będziemy z innymi ludźmi.
-Cos takiego, - pomyślałem.
-Nic wyjątkowego, - odparł i dodał, - stworzyły mnie twoje sny. Może wydać się ci to dziwne, gdyż zwykle ich nie pamiętasz. Wymyśliłeś mnie razem z tym, co potrafię. Poza tym jestem widoczny tylko dla ciecie. Uważaj, żebyś się nie ośmieszył przed znajomymi.
-Ale po co ty tutaj właściwie jesteś? – spytałem ze szczerym zainteresowaniem.
-Nie wiesz? Po to, by ci pomagać.
-Pomagać? – zaczynałem już w to wszystko wątpić. – No to pomóż mi stąd zejść.
Wziął mnie za rękę. Poczułem ogromną lekkość, jak w nieważkości. To było piękne. Gdy otrząsnąłem się z wrażenia, stałem już na ziemi.
-Co to było?! – spytałem oszołomiony.

-Oj chłopie, obudź trochę swoją wyobraźnię, a wszystko zrozumiesz.

poniedziałek, 18 maja 2020

9 września 1985

18:15

Wiatr.

Szumi wiar na przyrody łonie
I w jego szumie cały las tonie.
On chce swe troski dziś ci powierzyć,
On chce w twym sercu do jutra przeżyć.
Tak prosto w uśmiechu, w radości,
Normalnie bez gniewu i złości

niedziela, 17 maja 2020

8 września 1985


17:40

Wakacyjna rozmowa z samym sobą.

-Jestem człowiekiem o rozdwojonej osobowości. To tak, jakbym składał się z dwóch różnych osób, kontrastowych, całkowicie od siebie różnych.
-Z tobą jest tak jak z człowiekiem, który nocą zmienia się w wilkołaka?
-Tak, w wilkołaka, który co noc jest inny, chociaż ten sam, który zmienia się z każdą chwilą. Jestem różny dla różnych osób.
-Maskujesz się? Czemu?
-Może dlatego, że nie wszyscy mnie rozumieją?
-Próbowałeś to drugie swoje ja komuś przedstawić?
-Tak, próbowałem.
-No i co?
-Śmieją się ze mnie.
-???
-Niektórzy udają, że ich to nie interesuje.
-Mów dalej.
-Jeszcze inni mówią…
-Nie przerywaj.
-Mówią: ”nie truj”, albo „te twoje fantazje.
-Może ich to naprawdę nie interesuje?
-Nie wiem.
-I dlatego zachowujesz to dla siebie?
-Czasami wydaje mi się, że nie potrzebuję żadnych kolegów.
-Powiedz dlaczego?
-Jest mi dobrze samemu.
-Samemu?
-Umiem się cieszyć i śmiać sam z sobą, umiem z sobą rozmawiać.
-Ha, no tak. Rzeczywiście. 
-Wiesz, chyba na razie skończymy.
Słyszę. Ktoś cię już woła.

Później idąc przez zagajnik:

-Gdybym znalazł kogoś takiego jak ja, na pewno byłbym szczęśliwy. Żyję w świecie, który sam stworzyłem. Las jest moim domem. Tu czuję się dobrze. Dlaczego taki jestem? Dlaczego zamykam się przed innymi? Dlaczego tworzę postaci, które chcą widzieć inni ludzie? Dlaczego nie jestem sobą?  Nie wiem. 

sobota, 16 maja 2020

7 września 1985




09:20

MÓJ ŚWIAT

Rytm pięknych marzeń,
Dźwięku i skojarzeń,
Płynie w mej głowie i szumi zielenią,
Moje marzenia świat wnet odmienią.
Znękany jestem życiem codziennym,
Ucieczki szukam w marzeniu sennym.

Ten wiersz ułożyłem jednym dotknięciem pióra, jak kreskę.

piątek, 15 maja 2020

6 września 1985




19:25

Wspomnienia z wakacji.

Po ostatnim kilkudniowym deszczu z lasu zrobiło się jedno wielkie rozlewisko. Nie da się zrobić kroku, aby nie zmoczyć nogi. Gdzie nie staniesz, tam woda. No cóż, od jakiegoś czasu panuje susza i upał. Trochę opadów nie zaszkodzi. 
Jeżeli chodzi o mnie, nie jest tak najgorzej. W sumie jestem zadowolony. Padać wczoraj przestało, a dziś od samego rana świeci piękne słońce. Znów zapowiadają się ciepłe dni. Jest bardzo przyjemnie. Delikatny wietrzyk powiewa, szeleszcząc liśćmi drzew. Powietrze jest świeże i ostre tak, że aż drapie w płucach. Słońce przygrzewa, ale niezbyt mocno. Jest akurat. Nie za ciepło, nie za zimno. Jest tak fajnie, tak przyjemnie, że zbiera mi się na sen. Chwilami wydaje mi się, że to dopiero początek wiosny, chociaż jest środek lata.

Mam pomysł!

Wyobraźcie sobie, że znajdujecie się gdzieś daleko. Nie znacie tego świata, rosną tu rośliny, których nigdy przedtem nie widzieliście. Rozglądacie się i zdumiewa was fakt, że jest tu tak cicho. Wszystko, co widzicie stoi w bezruchu i nie wydaje żadnego dźwięku. W waszym świecie szumią drzewa, a tu nie ma ani odrobiny wiatru. Jest zupełnie cicho.
No dobrze, pozwólcie, że się wtrącę. Zmienimy coś. Czytasz to, prawda? Jesteś sam? Nie przejmuj się, ja też zwykle jestem sam. Pozwolisz, że nazwę cię Marek. Zgadzasz się? No dobrze wiem, że ci się to nie podoba, ale wymyśliłem Ciebie i jesteś głównym bohaterem w moim opowiadaniu. Dlaczego? No, bo tak jest łatwiej pisać. Więc witaj w moim opowiadaniu. Podoba ci się? 

Dopisek. Tego opowiadania nie skończyłem i chyba nigdy nie skończę, z resztą tak jak większość moich opowiadań. Chociaż, być może to tylko kwestia czasu. Nie wiem.

czwartek, 14 maja 2020

5 września 1985


15:45

I ZNÓW

I znów wróciła zwykła szarość dni,
I znów wicher dmie w naszych serc żagle,
Cudowne chwile skończyły się tak nagle.
I wszystko po nocach mi się tylko śni.

środa, 13 maja 2020

3 września 1985

18:45

Koniec wakacji i początek roku szkolnego. Tak wiele było miłych wrażeń i tak wiele rozczarowań. Wszystko się ustatkowało, ale wciąż tkwię w miejscu. Wciąż stoję w niepewności. Chyba czerń życia zaleje nie od nowa. Chociaż może będzie bardziej kolorowo.
Myślę, że powróci szarość codziennych dni. Szarość? Mało powiedziane. W tym roku czekają mnie ogromne trudności do pokonania i niejedna bitwa do wygrania. No, ale kto powiedział, że będzie lekko? Trzeba wciąż brnąć na przód. Nie można stać w miejscu. Trzeba iść wciąż pod wiatr, stawiać czoła przeciwnościom. Takie jest życie. Przynajmniej to moje. 

wtorek, 12 maja 2020

15 sierpnia 1985

15:25

Są wakacje, a właściwe to już ich druga połowa. Nie długo trzeba będzie się zbierać do szkoły. Nie jest źle, nie widzę jej w czarnych kolorach. Tu, w domu, blisko lasu podleczyłem trochę swoją psychikę: pozbyłem się strachu przed szkołą, przed ludźmi... ostatnio nawet humor mi dopisuje. Nabrałem optymizmu, uważam, że z tą szarą rzeczywistością trzeba będzie się pogodzić. Co innego mi pozostało? No można jeszcze tę rzeczywistość trochę urozmaicić. Jakie mam plany? Na wakacje planowałem tyle rzeczy i nic nie wyszło. Ale co ja będę zamartwiał się przyszłością, co będzie, to będzie! Ważne, że teraz jest dobrze.

poniedziałek, 11 maja 2020

15 czerwca 1985

17:05

SMĘTNY DESZCZ.

Chmury zasnuły niebo nad nami,
Mleczna mgła snuje się nad polem,
Pada deszcz, szumiąc kropelkami
I taka pogoda ma swoją rolę.

O smętny deszczu, ty grasz ludziom smutek,
Ty im pozwalasz rozterki przeżywać,
Ty im przygrywasz według własnych nutek,
Ty im pomagasz żalu się pozbywać.

niedziela, 10 maja 2020

8 czerwca 1985


12:45

ROZTERKA

Gdy słoneczny żar zabłyśnie,
Ogień z nieba prosto spłynie,
Gdy ci gardło susza ściśnie,
Gdy ci pot po czole płynie,
Zanurz bracie się w gęstwinie,
Napij wody się źródlanej,
Pomyśl wtedy o dziewczynie,
Coś dobrego zrobił dla niej.
A gdy smutek w sercu nosisz,
Gdyż rozterkę dziś przeżyłeś,
I o miłość już nie prosisz,
Bo dziewczynę już straciłeś.
Stoisz dziś z otwartą kartą.
Może chociaż ładna była.
Pomyśl bracie, czy to warto?
Czy na miłość zasłużyła?

sobota, 9 maja 2020

17 maja 1985

22:15

KRÓLESTWO NOCY

Fiolet zaciągnął nad ziemię,
i zmienił jej wszystkie kolory.
W oddali drzew starych plemię,
We mgle jak dziwne stwory.
I noc się zbliża niepostrzeżenie,
Zalewa czernią barwy wszelakie,
Które istniały niemal jak cienie,
I cisza, jakby posiał makiem.
I oto w tej chwili na nieboskłonie,
Zajaśniał księżyc - wszelki król nocy.
I w jego blasku świat cały tonie,
Bo on zapłonął z całej swej mocy.
W królestwie nocy czerń z ciszą gra,
Królestwo nocy dziwne, złowrogie,
A jednak życie w nim szybko drga
I zawsze znajdzie właściwą drogę.
Królestwo nocy - przeciwnik dnia.
Trwają dwa jakże różne istnienia,
Noc jak i dzień życie swe ma.
Gdy noc nadchodzi, wszystko się zmienia.

24 kwietnia 1985

21:15

Gdy byłem na Świętach Wielkanocnych miałem okazję bliżej poznać trzyletnie, kalekie dziecko. Marta jest po porażeniu mózgowym i nie może chodzić. Z tą znajomością zaczęło się zwyczajnie. Moje siostry, Monika i Justyna przyprowadziły ją w specjalnym chodziku. Przyszedłem ze zwykłej ciekawości. Coś pchnęło mnie, by się z nią trochę pobawić. Trudno to nawet nazwać zabawą. Była to raczej opieka. Martę trzeba było nosić lub trzymać, by się nie przewróciła. Ona nie może funkcjonować samodzielnie. 
Już po paru minutach wyraźnie odczułem, że temu dziecku bardzo brakuje kogoś, kto by się nim zajmował i poświęcał dużo, ale to naprawdę dużo, czasu. Czasu i uwagi. Każdy jej ruch trzeba nadzorować i patrzeć, czy się nic nie stanie. Widać, że ona bardzo tego potrzebuje. Potrzebuje nie tylko obecności fizycznej, żeby się nią zajmować, ale też poczucia bezpieczeństwa i troski. Jednocześnie zrozumiałem, że nie tylko Marcie potrzebny jest ktoś taki. Dotarło do mnie, że bardzo ja potrzebuję kogoś, kim mógłbym się opiekować i troszczyć się. To dziwne i bardzo subtelne uczucie. Wiem, że taka opieka pomogłaby mi w moich problemach ze sobą samym. Kiedy patrzę na nią widzę, że moje życie jest naprawdę wspaniałe i nie mam na co narzekać.

piątek, 8 maja 2020

23 lutego 1985

17:55

Płynie czas. Płynie i to niesamowicie szybko. Wydaje się, że to zupełnie normalne, lecz, gdy się temu lepiej przyjrzeć, dostrzega się tą, niemal nierealną, szybkość. Chociaż w tej chwili jest mi dobrze i chciałoby się, by trwało to wiecznie, lecz wiem, że to minie. Tylko ktoś krótkowzroczny może ich nie dostrzec, jak w oddali pojawiają się masowo. Nie chce się o tym myśleć, że trzeba będzie z nimi walczyć, walczyć i pokonać je. Jednak zawsze po trudnościach i smutkach nadchodzi radość.

czwartek, 7 maja 2020

5 lutego 1985


19:30

Jedna rzecz mnie intryguje i zastanawia. Usilnie szukam odpowiedzi na następujące pytania: Dlaczego ci, z którymi kiedyś miałem na pieńku, którzy kiedyś byli moimi wrogami… dlaczego teraz są tacy zupełnie inni? Dlaczego zachowują się tak, jakby tamten czas w ogóle nie istniał, jakby nigdy nie było między nami wojny? Czyżby zapomnieli? Czy jest to możliwe? Może jest coś jeszcze, o czym nie wiem?

16 listopada 1984

20:45

Siedzę przygnębiony, zły i zdenerwowany. Nie wiem co robić, za co się złapać. Wewnątrz już zaczynam się gotować. Każdy głos, każde stuknięcie mnie denerwuje. Siedzę i nie wiem co robić. Nagle wchodzi kolega. Nie czuję się lepiej. Przeciwnie. 
Trzyma  w dłoni małe radio. Siada na tapczanie, włącza je i nastawia cicho. Wkurza mnie to jeszcze bardziej. Już mam mu powiedzieć: „wyłącz to radio”, kiedy zamiast gadania słyszę spokojną, delikatną muzykę. Czuję, że ta muzyka powoli we mnie wsiąka. Wciąga mnie jak wir, z którego nie można się wydostać. Powoli się w niej zatapiam. Odrywam się od realnego świata. Tak mi lekko, tak dobrze.

środa, 6 maja 2020

15 listopada 1984


19:30

Muzyka, dobra muzyka, spokojna, falująca, lekka, delikatna. To właśnie ona pozwala się mi oderwać od ziemi. Rytm spokojny dobiega do moich uszu, ogarnia mnie całego, krąży, krąży, wiruje, dociera do mózgu. Wtedy, chociaż bym był najbardziej zmęczony, zdenerwowany czuję że unoszę się gdzieś daleko, unoszę się lekko, faluję razem z muzyką. Przesiąkam nią cały. Wtedy zapominam o tym, co dzieje się wokół, żyję tylko jedną chwilą, tylko tą melodią. Muzyka jest jak lekarstwo na schorowane nerwy, muzyka pobudza wyobraźnię. Jest taka dobra, przeszywa mnie do głębi, gdy tylko ją usłyszę łapię każdy jej rytm, każde jej drgnienie.

wtorek, 5 maja 2020

28 września 1984



14:50

Co się dzieje? Cały czas wraca do mnie to dziwne, przygnębiające uczucie. Pomimo tego, że czasami znika i mam wrażenie, że go już nie ma, to jednak, za każdym razem wraca i jest jeszcze bardziej przytłaczające. Czuję się tak, jakbym miał na swoich barkach niesamowicie wielki ciężar. Mam wrażenie, że coś za chwilę mnie przygniecie. Zastanawiam się, co to może być. Nie umiem sobie z tym poradzić. Gdy pozwolę sobie na chwilę odprężenia, potężny cios zwala mnie z nóg. Dlaczego tak się dzieje? Co jest tego przyczyną?

15:30

Jest piątek, skończone lekcje, wydaje się, że powinienem być zadowolony, że powinno nastąpić odprężenie, którego tak bardzo pragnę. Niestety, jestem ciągle spięty i rozdygotany. Przyczyną są nieprzyjemne wrażenia z dzisiejszych lekcji.
Dzisiaj odbyły się dwa sprawdziany, do których nie przygotowałem się tak, jak należy. Nie powiem, co nieco napisałem, ale nie tyle ile bym chciał. Zdaję sobie sprawę, że stać mnie na dużo więcej. Nie mam pojęcia jakie będą oceny. Mam nadzieję, że nie dwóje.
Na dodatek ten wyjazd do domu. Nie lubię się stąd ruszać, ale obiecałem matce, że przyjadę. Wolny czas, który mam do dyspozycji, wolałbym spędzić po swojemu. Nie znoszę tłoku w autobusach, tego przepychania się. Do pasji doprowadza mnie ścisk na stacji w Garwolinie. Zawsze, kiedy tam jestem, mam wrażenie, że znalazłem się na wiejskim targu i zaraz ktoś będzie chciał mi sprzedać jakieś kury albo jajka. To nieprzyjemne, brudne miejsce. 
Na dodatek nie lubię podróżować sam. Tak naprawdę bardzo boję się samotności. Podczas drogi moja czujność będzie podwyższona, a to oznacza, że będę spięty. Nie mogę sobie pozwolić na taki totalny odlot w moje marzenia. Poza tym boję się zmian. Różnica między moim domem a internatem jest ogromna. Nie chodzi o miejsce, a o tą specyficzną atmosferę i relacje panujące między ludźmi. Wyjazd oznacza konieczność przestawienia się na zupełnie inny tryb życia. To tylko dwa dni, a zmiana o sto osiemdziesiąt stopni.
W tym miejscu taka dygresja. Powiedziałbym, że moje życie składa się z dwóch różnych części: internatowe i domowe. Ja, po prostu, jestem dwiema różnymi osobami. Inny sposób zachowania, inne kategorie oceny wydarzeń, świata zewnętrznego.
Stwierdzam, że nie lubię wyjazdów! To rozwala moją konstrukcję wewnętrzną.

22 września 1984


17:10

Dobrze, że minął ten najcięższy, najgorszy, najbardziej niefortunny dzień. To niesamowita ulga, że jest już za mną. Teraz lepiej się czuję. Całe moje zmęczenie minęło. Powróciła chęć do życia. Nabrałem optymizmu jak świeżego powietrza do płuc. Układam plany na niedzielę. Reszta tygodnia jakoś już zleci.

poniedziałek, 4 maja 2020

21 września 1984


21:10

Był późny wieczór. Właśnie spacerowałem uliczkami miasteczka. Niebo było pełne gwiazd, świecił duży, srebrny księżyc. Szedłem chodnikiem ulicy długiej, gdy z pobliskiego lokalu ktoś wybiegł, trzasnął drzwiami i skierował się dokładnie w moim kierunku. Gość patrzył pod nogi i nierozważnie mnie potrącił. Odsunąłem się dwa kroki i szedłem dalej. W tym momencie usłyszałem ciche „przepraszam”. Ku swojemu zaskoczeniu zorientowałem się, że była to dziewczyna. Odwróciłem się gwałtownie, by jeszcze raz się jej przyjrzeć, lecz chodnik za mną był już pusty. W pobliżu nie było nikogo. 
„Gdzie ona zniknęła?” – pomyślałem.
Zbliżyłem się do baru, skąd wybiegła i odruchowo spojrzałem do środka…

Tak sobie piszę. Lubię to. Pewnie tego nigdy nie skończę.

16:30

Siedzę, duże zmęczenie przytłacza mnie do krzesła. Każdy ruch przychodzi z trudem. Czuję się tak, jakbym zszedł z karuzeli. Głowa ciężka i boli. Ledwie trzymam ją na karku. Oczy same mi się zamykają. Moje mięśnie są obolałe. Czy coś złego się dzieje? Nie. To normalne zmęczenie. Dlaczego więc tak mocno je odczuwam? 
To nie koniec. Jeszcze ta myśl, ten strach przed następnym dniem, przed rzeczywistością. Jutro jest środa, najcięższy dzień tygodnia. Boję się tego, że dzisiaj nie zdążę się wszystkiego nauczyć, że nie starczy mi czasu, że nie będę miał sił. Jestem taki zmęczony. Boję się tego, że jutro mogą mnie zapytać. Boję się, że mogę dostać dwóję. Mam dość strachu, tego zmęczenia! Mam dość tej szarej rzeczywistości, gorzkiej rzeczywistości. Tak bardzo chciałbym zapomnieć o tym przygnębiającym lęku, tak bardzo chciałbym się tego wszystkiego pozbyć. Siedzę i błądzę w obłokach, staram się oderwać od ziemskich problemów. Jakże przydałaby się teraz cicha, spokojna muzyka, chociaż sama cisza, chociaż jakaś książka.
Powoli, z wielkim trudem zapominam o wszystkim. Staram się nie myśleć o tym, co będzie. Myślę o rzeczach przyjemnych. Powoli w mojej głowie powstaje obraz szczęśliwego świata. Obraz świata, w którym nie ma lęku, nie ma zmęczenia, nie ma kłótni, zawiści. Tak bardzo pragnę spokoju.