Czwartek
19:00
Marzena ciągle opowiada mi o sobie, o tym jak w przeszłości niby to odrzucała swoich licznych wielbicieli, czy jak ich tam nazwać. Hahaha… przecież ona dopiero co przestała być dzieckiem. No dobra, ale okej pewnie chce przede mną jakoś się zaprezentować. Żebym pewnie nie myślał sobie, że jest taka łatwa, albo co. Poza tym... nie wiem, jak to określić, wydaje mi się, że jest trochę nonszalancka. Ciągle mi zwraca uwagę, żebym jej nie przerywał, kiedy mówi. Wiem, oczywiście nikt tego nie lubi. Ja też. Ale to wygląda tak, jakby uważała, że już jesteśmy razem. Głupi jestem i robię sobie jakieś nadzieje. My po prostu się kolegujemy.
Marzena jest niską, nawet bardzo niską, szczupłą, drobną i kruchą dziewczyną. Kolor jej włosów to ciemny blond. Jej charakterystyczną cechą, która odróżnia ją praktycznie od wszystkich pozostałych ludzi na tej planecie, jest ta urocza, brązowa plamka na jednej z ciemnozielonych tęczówek. W jakiś sposób upodabnia to ją do dzikiego zwierzęcia, do który kota chodzi własnymi drogami. Przyznam się szczerze, że mi się to bardzo podoba.
Twarz ma drobną i delikatną, nos, usta w stosunku do oczu małe. Oczy bardzo duże, ciemnozielone, prawie szmaragdowe sprawiają wrażenie jakby nie zaspanych, ale twarz prawie zawsze jest uśmiechnięta. Jej zachowanie, sposób mówienia, poruszania się, sprawiają wrażenie małego zagubionego nieco dziecka. To są jednak tylko takie pozory. Wystarczy nieco dłużej i dokładniej przyjrzeć się jej buzi, by zrozumieć, że to już prawie dorosła kobieta. Poza tym ten jej uśmiech jest pełen tajemniczości i jakiegoś takiego nieokiełznanego wyrazu.
Ze sposobu ubierania się i innych drobnych, ale dość widocznych szczegółów można odnieść wrażenie, że pochodzi z dość zamożnej rodziny. Tylko co znaczy być zamożnym? Jeżeli chodzi o mnie i o moje życie wystarczy, że ktoś ma pełną, kochającą się rodzinę, a jego rodzice pracują i starcza od pierwszego do pierwszego. Po prostu być może stać ją na rzeczy, które dla mnie nigdy nie będą dostępne.
Z tego co opowiadała, wiem, że jej rodzice są stosunkowo młodzi. Jest najstarsza z rodzeństwa, a ma dopiero 15 lat.
Ta dziewczyna w jakiś sposób mnie rozbraja, rozkłada na łopatki. Kiedy na nią patrzę, sprawia wrażenie takiej maskotki, małej puszystej i delikatnej przytulanki stworzonej tylko w jednym celu, aby ją pieścić i przytulać.
No dobra, to wszystko może mieć bardzo niewiele wspólnego z rzeczywistością. To tylko moje wyobrażenia o niej. Tak naprawdę trudno jest mi znaleźć z nią jakiś jeden wspólny język. Zupełnie jakbyśmy nadawali na różnych długościach fali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz