Poniedziałek
23:50
Dziś mamy pełnię księżyca. Ciemność nie ogarnia już całego świata. Ciemność współgra z cieniem, a cień ogarnia ziemię. Drzewa modlą się do księżyca, wyciągają swe powykręcane wiatrem ramiona i twarze zwracają do gwiazd. Gwiazdy to milcząca księga kosmosu. Ich ogrom i piękno zdumiewają, zmuszają do innego spojrzenia na samego siebie, do wyzbycia się pychy, że jest się kimś wielkim. One są wielkie. To, co widzimy, patrząc w nocne niebo, jasno ukazuje nam, kim tak naprawdę jesteśmy. Jesteśmy tylko prochem, maleńką drobiną pośrodku tej bezbrzeżnej pustki. Patrząc w gwiazdy, odczuwasz niesamowitą jedność ze Wszechświatem, a przez to doświadczasz jedności z samym sobą. Tym dla mnie jest Bóg. Patrząc w gwiazdy, patrzę na Boga i wiem, że wszystko ma sens.
A miałem pisać o czymś zupełnie innym.
Nocny spacer pod rozgwieżdżonym niebem, wśród uśpionych domów i drzew jest czymś niewyobrażalnie pięknym. Szczególnie wtedy, gdy obok siebie czuje się obecność i ciepło kogoś, kogo darzy się innymi uczuciami niż pozostały świat.
A ona? Ona chciała mi powiedzieć: odczep się, daj mi spokój. I poszła z innym. Ironia z obelgą rzucona w twarz. I wtedy noc staje się smutkiem połączonych gwiazd a drzewa marami śmierci.
A może trzeba było walczyć? Obelgą obelgę pokonać? A może to z przekory?
Dziwny jest ten świat. Gałęzie życia splotły się w jedną nić. A tak w ogóle co znaczy ironia? Poczułem się jak piąte koło u wozu i wolałem odpłynąć w ciemność, ukryć się w niej jak w wodzie. Rozpuścić się jak kryształ.
Czy postanowienia mogą trwać wiecznie? Jeśli ciągle dmucha ci w twarz, nie da się zapomnieć o wietrze. Ten gmach, beton i ściany tam było moje znaczenie. Lecz teraz już koniec z tym. Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz