piątek, 17 lutego 2023

4 sierpnia 1989

Piątek


17:30


Znowu pada. Chyba to się nigdy nie skończy. Zimno, mokro, wietrznie, pochmurno – normalna jesień. Aż trudno się domyślić, że to przecież najcieplejsza pora roku. Przed chwilą zaczęło padać.

Byłem w Łochowie. Nie padało, kiedy szliśmy w tamtą stronę. Nawet słońce przebijało przez chmury, ale po wyjściu już kropiło. Później zaczęło lać i to w najmniej odpowiednim momencie. 

Stałem akurat w kolejce przed piekarnią. Nie mogłem się ruszyć z miejsca, bo bym nie kupił tego chleba. Zmoczyło mnie, jak nie wiem co. Dostałem dwa bochenki, bo po tyle dawali. Drugi raz już nie chciało mi się tam stać tak, jak to zwykle robię, ale tylko wtedy, kiedy nie pada. 

Zrobiłem resztę zakupów i około 15:00 wracałem już do domu. Po drodze zmoczyło mnie do suchej nitki. W domu wszystko porozwieszałem na sznurkach i założyłem suche ciuchy. Bolała mnie głowa. 

Dobrze, że teraz jest wszystko w porządku. Siedzę w namiocie i tu jest względnie ciepło. Mama robi obiad. Monika i Justyna śpią. Co innego robić podczas takiej pogody?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz