wtorek, 28 lutego 2023

11 sierpnia 1989

Piątek


17:10


Ale parno. Ciężko się oddycha. Wilgoć i temperatura jak łaźni. Nawet psy powyciągały się na ziemi i leżą. Byłem w kinie na filmie wideo razem z Moniką. Potem powstaliśmy  sobie w kolejce za chlebem (bagatelka 3 godziny). Dawali tylko po jednym bochenku. Dobrze, że byliśmy razem, bo byłby tylko jeden. 

Mam już tego wszystkiego dosyć. Mam wszystkiego powyżej uszu. Justyna już w ogóle nie bierze się za sprzątanie. Mama też. Co one sobie myślą?!


poniedziałek, 27 lutego 2023

11 sierpnia 1989

Piątek


10:05


W domu jest tylko Monika. Mama i Justyna pojechały do Warszawy po pieniądze. Jest taka wilgotna, ale ładna pogoda. Czuje się to gęste, pachnące świeżością powietrze. Czuje się jego dotyk. Kontury słońca są niewyraźne i zamglone.


niedziela, 26 lutego 2023

11 sierpnia 1989

Piątek


9:40


Śpię w namiocie. Codziennie około 9:00 budzę się, idę do domu na śniadanie, oglądam film w teleferiach i jadę do Łochowa po chleb. Dziś zamierzam obejrzeć film na wideo. Teraz Monika powinna już robić herbatę. Idę.


sobota, 25 lutego 2023

10 sierpnia 1989

Czwartek


23:45


Justyna uważa, że robi nam łaskę, sprzątając w pokoju. Robi to byle jak i kiedy chce. Zastanawiam się, czy to wszystko ma w ogóle jakikolwiek sens. Wczoraj zabrała mi z namiotu kołdrę, bo powiedziała, że chce sama spać. Dziś śpi z mamusią, ale kołdry oddać nie chciała. Mówi, że i tak biorę ją pod tyłek. Tu w namiocie od ziemi ciągnie jak jasna cholera, więc robię to, żeby było mi cieplej.


piątek, 24 lutego 2023

8 sierpnia 1989

Wtorek


23:50


Mglista dość ciepła noc (16 stopni Celsjusza). Cały dzień był ciepły, ale deszczowy.

Wreszcie powiedziałem, co o tym wszystkim myślę. Powiedziałem, że takiego burdelu dłużej być nie może, że mieszkamy w chlewie. Powiedziałem to przy wszystkich. Nie wiem, czy moje słowa trafiły do całej grupki, ale po tym wszystkim rozdzieliliśmy pracę i posprzątaliśmy. Każdy ma swój rejon, o który będzie dbał. Nawet Justyna się zgodziła. Oby tylko starczyło nam sił na dłuższy czas. Potem każdy się przyzwyczai i tak już zostanie.


czwartek, 23 lutego 2023

6 sierpnia 1989

Niedziela


17:40


O czym tu właściwie pisać? Jestem w domu z mamą. Monika i Justyna pojechały do Anki rowerami. I bardzo dobrze przynajmniej jest spokój. Lubię spokój.

Monika chciała zawieźć Ance cały koszyk ogórków. Wczoraj mama zawiozła tyle samo. Jest ich dużo, są już zakiszone w słoikach, w kotle, a te, które zawiozła Monika, leżały od kilku dni w sieni pod schodami i już nie było co z nimi robić. Były miękkie, ale Justyna zabroniła Monice ich tam oddawać. Taka ona już jest zaborcza. 

Monika zdenerwowała się tylko. 

-Nie będziesz mi wydawała rozkazów! - powiedziała. 

No i doszło do kłótni. Nie wiem, kto ustąpił. Nie interesowałem się tym. Wolę się nie wtrącać w takie kłótnie. Ostatnio przyniosły wiele problemów, a nic dobrego z tego nie wyszło. Zastanawiam się tylko, do czego ta dziewczyna dąży. Już i tak dominuje w tym domu. Każdy woli zejść jej z drogi.

Dziś przede wszystkim nie pada, chociaż nie jest zbyt ciepło. Dobrze się świeci słońce.


środa, 22 lutego 2023

5 sierpnia 1989

Sobota


17:35


Twoje nagie ciało jest piękne,

A włosy na wietrze szumią.

Twoja głowa zwrócona ku niebu,

A niebo kryjówką twą.


Twoje słowa milsze od pieszczot

Chwalą słońce myślą szczęśliwą.

Słońce śpiewa, całując twą twarz,

A twa buzia śmieje się pięknie.


O niewiasto mych snów i marzeń,

O królewno z dalekich stron

Kiedy znów cię zobaczę?

Kiedy znów ujrzę cię?


Twe słowa dźwięczą w mych uszach,

Słowa bujne jak gaj oliwny

I piękniejsze od krainy szczęścia

I szczęśliwsze od wszystkich marzeń.


Widzisz mnie – samotnik cichy,

Który tworzy dom z niczego.

Popatrz jaki nikły jego świat.

 

wtorek, 21 lutego 2023

5 sierpnia 1989

Sobota


17:10


Droga wiodła wśród traw i ostów brzegiem wysokiej urwistej skarpy. Tu i ówdzie porastały ją mniejsze i większe krzewy. Niżej u stóp urwiska szumiała wartko płynąca rzeka. Słońce wyszło zza chmur, przygrzewając coraz mocniej. Przystanąłem, aby odpocząć i zdjąć niepotrzebną, krępującą ruch kurtkę. 

Usiadłem w suchej trawie tuż przy stromej skarpie. Twarz zwróciłem do słońca. Grzało przyjemnym blaskiem. Chciałem się trochę opalić. Tak mało było do tej pory słońca. 

W pewnym momencie jakaś jakiś nieokreślony dźwięk kazał mi otworzyć oczy i spojrzeć w dół. W tym momencie zaparło mi dech w piersiach. Z wody wynurzyła się smukła, naga dziewczyna. Widziałem ją dobrze, była tuż pode mną. Na plecy i piersi spływały mokre blond włosy. Jej piersi niczym dwie duże kapusty ociekały i jeszcze kroplami, a poniżej pępka czerniła się ciemna kępka zarostu cipki. Jej kształty były krągłe, pełne. Poruszała się miękko jak kot, zataczając przy tym wydatną dupeczką. 

Podeszła bliżej. Nie zauważyła mnie. W ogóle zachowywała się spokojnie i naturalnie. Położyła się na piasku i zamknęła oczy. Patrzyłem na nią jak na dzieło sztuki. Była nim w istocie. 


poniedziałek, 20 lutego 2023

5 sierpnia 1989

Sobota


16:50


Boże kochany, jakie to wszystko jest lipne, ten cały świat, to moje życie. Nie mogę tego zrozumieć. Ciągle zadaję sobie pytanie: dlaczego tak jest? 

Mój dom, mój dom… dlaczego nie chcę tego zmienić? Nie potrafię. 

Śpię w namiocie. To też lipa, to całe spanie. Nie bajeruję, nie wciskam kitów, naprawdę śpię w namiocie. Tylko wydaje mi się jakbym spał pod gołym niebem. Jakie to głupie uczucie. Jakbym w ogóle nie miał domu. Mimo to nie chcę przenieść się do domu. Nie chcę go zwijać. 

Chociaż noce są zimne i bolą mnie plecy, nie chcę iść spać do domu. Dlaczego? Bo to jest jedyne moje miejsce samotności. Samotność pozwala mi szybko pozbyć się stresu. Samotność szybko pozwala mi wracać do normy. A tak w ogóle, to nie wiedziałbym, w którym momencie zachowuję się normalnie, gdyby nie ten namiot. 

Ojejku, jak ja mam tego wszystkiego dość! Ale, kurwa, czego pragnę? Za czym tęsknię? Sam nie wiem. 

Taka jest moja rzeczywistość i innej nie będzie. Że akurat taka mierna przypadła mi w ogóle rzeczywistość. Czy potrafię w ogóle ją zmienić? 

Cały czas chodzę roztrzęsiony jak galareta. Nie wiedziałem, że jest ze mną aż tak źle. Nie wiem też, ile tak dłużej wytrzymam. 

To wszystko narastało we mnie od początku wakacji, od początku pobytu w domu, po przyjeździe z NRD. 


niedziela, 19 lutego 2023

4 sierpnia 1989

Piątek


18:00


-Hej, nie wkładaj mi rąk pod bluzkę. 

-Ale dlaczego? Twoje ciało jest takie miękkie i gorące. Chcę dotknąć twoich piersi. Są takie twarde. 

-Nie bądź taki nachalny. No, poczekaj. Nie teraz. 

-A kiedy? To bardzo dobre miejsce i czas. 

-Ach. Co ty robisz? Och, nie. Aaach…

-Widzisz, no nie opieraj się. Rozsuń trochę nóżki. Wiesz, jaka jesteś gorąca, jaki miękki masz brzuszek, jakie gęste włoski. O, jaka ciasna, wilgotna szparka. Jak tam ciepło. No rozłóż nóżki.

-Och, och, ach, och, nie. No co ty robisz? Nie rozpinaj mi guziczków. Nie, tego nie wolno.

-Daj spokój. Jesteś piękna, miła, ciepła, do pieszczot stworzona. Masz taki okrągły tyłeczek. Taki miękki. No zdejmij tę spódniczkę. Widzisz, jaka jest krępująca. No ściągnij ją z siebie. Zaraz poczujesz się lepiej. Rozluźnisz się.

-Och, no co ty robisz? Nie rób tego. Och, no co ja mówię? Rób to. Robisz to tak dobrze.

-No spójrz tam, jak tam jest ciasno. Poczekaj, zaraz zdejmę spodnie.

-Och, zrób to, tylko dobrze i szybko. Daj mi go, niech go wezmę w swoje ręce. Och, jaki on jest duży i twardy. Daj mi go possać. Proszę.

-Weź go, pobaw się nim. Lubię to. Och, ach… Dobrze, dobrze teraz ja chcę lizać twoją szparkę. Och, jak te włoski ponętnie muskają mój nos. Jaki piękny słodki zapach, jaka krystaliczna wydzielina. O, jakie masz gorące wnętrze. Jak tam ciasno, ale dostanę się tam językiem. O, trafiłem na coś twardego.

-Och, och, och, ach… Ach, weź mnie, weź mnie całą! Tak mi rób. Rób to, bo zwariuję! Och, och, jeszcze, i jeszcze. Jak wspaniale! Och, och świetnie!

-Och, moja mała, jesteś taka wspaniała!


sobota, 18 lutego 2023

4 sierpnia 1989

Piątek


17:45


Teraz przestaję się martwić jak płynie czas. Przestał mnie interesować. Dzień to zbyt mała jednostka, aby go mierzyć. Mierzę go teraz na tygodnie, bo tak jest wygodniej. 

Właściwie nic konkretnego się nie dzieje. Nic konkretnego nie robię, nie potrafię. Ucieczką od codziennej nudy jest fantazja i marzenia. Dużo czytam.


piątek, 17 lutego 2023

4 sierpnia 1989

Piątek


17:30


Znowu pada. Chyba to się nigdy nie skończy. Zimno, mokro, wietrznie, pochmurno – normalna jesień. Aż trudno się domyślić, że to przecież najcieplejsza pora roku. Przed chwilą zaczęło padać.

Byłem w Łochowie. Nie padało, kiedy szliśmy w tamtą stronę. Nawet słońce przebijało przez chmury, ale po wyjściu już kropiło. Później zaczęło lać i to w najmniej odpowiednim momencie. 

Stałem akurat w kolejce przed piekarnią. Nie mogłem się ruszyć z miejsca, bo bym nie kupił tego chleba. Zmoczyło mnie, jak nie wiem co. Dostałem dwa bochenki, bo po tyle dawali. Drugi raz już nie chciało mi się tam stać tak, jak to zwykle robię, ale tylko wtedy, kiedy nie pada. 

Zrobiłem resztę zakupów i około 15:00 wracałem już do domu. Po drodze zmoczyło mnie do suchej nitki. W domu wszystko porozwieszałem na sznurkach i założyłem suche ciuchy. Bolała mnie głowa. 

Dobrze, że teraz jest wszystko w porządku. Siedzę w namiocie i tu jest względnie ciepło. Mama robi obiad. Monika i Justyna śpią. Co innego robić podczas takiej pogody?


czwartek, 16 lutego 2023

3 sierpnia 1989

Czwartek


23:35


Leżeliśmy, oglądając telewizję. Majka i ja byliśmy sami. Wszyscy wyjechali do rodziny za Warszawę. Dom należał tylko do nas. Cały wielki dom tylko dla nas. 

Zjedliśmy kolację i leżeliśmy obok siebie na wersalce, oglądając dreszczowiec o Drakuli w kinie nocnym. Właśnie na ekranie wampir dobierał się do ładnej, młodej dziewczyny. Chciał wyssać jej krew. Majka przytuliła się do mnie i zadrżała. 

-Wyłączmy to, - szepnęła mi do ucha, - boję się. 

-Nie. Chcę to obejrzeć do końca. Zaraz będzie najciekawszy moment, - powiedziałem, bo rzeczywiście byłem zainteresowany. 

-Boję się, proszę, - nie dawała mi spokoju. 

-No dobrze. Już dobrze.

Poszedłem i wyłączyłem telewizor, a następnie usiadłem zdenerwowany obok niej. Nie ukrywam, że trochę się gniewałem. Jednak ona usiadła mi na kolanach, przechyliła przekornie głowę i zapytała, co będziemy robić dalej.

-No właśnie, co? - powiedziałem zniechęcony. 

Uśmiechnęła się tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczyma i wiedziałem, na co ma ochotę. Jednak postanowiłem się z nią trochę podroczyć. Jej miękkie uda oplatały moje kolana, a dłonie zwinne jak jaszczurki powędrowały pod mój T-shirt. Śmiała się niewinnie i przekornie. 

Najpierw niespiesznie pieściła dół mojego brzucha. Delikatnie muskała, to znów głaskała. Sprawiało mi to bardzo dużą przyjemność. Nie zrobiłem nic, pozwalając jej dłoniom błądzić dalej i wyczyniać coraz bardziej dzikie harce. 

W końcu podciągnęła moją koszulkę do góry i odsłoniła cały brzuch. Nie byłem pewien, co jeszcze zamierza zrobić. Chociaż powinienem był się tego domyślić. Dopiero po chwili stało się to jasne.

Przechyliła głowę do przodu, a jej bujne, śmietankowe włosy spłynęły w dół i zatrzymały się na moim podbrzuszu. Były bardzo miękkie. Trzeba przyznać, że Majka dba o swoje włosy. Zawsze są takie miękkie i delikatne. Od kiedy ją poznałem, lubiłem zanurzać w nich swoje dłonie, a teraz, gdy czułem je na swoim brzuchu, wydawały mi się dotknięciem anioła, muśnięciem kwiatu lotosu. To było cudowne.

Przesuwała nimi raz w dół, raz w górę. Tak przyjemnie łaskotały moją skórę, że zacząłem mruczeć jak kot. Były takie miękkie i puszyste, po prostu cudowne. I nawet nie spostrzegłem, jak zaczęła rozpinać mi rozporek. Najpierw guzik, później suwak. Powoli odchyliła połówki spodni, jakby nie chciała spłoszyć ptaka, który w nim siedział. 

Później zaczęła pieścić odsłonięty przed chwilą fragment ciała. Bawiła się gęstym, czarnym zarostem, nie spiesząc się. Byłem coraz bardziej podniecony. Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Chciałem wziąć ją w swoje ramiona. Chciałem mieć ją w swoim uścisku, chciałem pieścić jej miękkie ciało, jednak w ostatniej chwili jakaś iskra przekory odwiodła mnie od tego zamiaru. Chciałem zobaczyć, co ta mała kotka będzie robiła dalej, jak będzie się zachowywała, kiedy ja pozostanę bierny. 

Ona tymczasem wsunęła ręce pod moje spodnie. Patrzyłem na nią zdziwiony. Zajęta była tą czynnością jak niczym innym. Pochłaniało to ją bez reszty. Jakby w ustalonym rytuale nie chciała zrezygnować ani jednego drobiazgu. 

Szukała go. Szukała mojego napęczniałego penisa. Po chwili natknęła się na niego. Jej drobne palce objęły tę grubą maczugę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech cichego zawadiaki. 

Zacisnęła swoją ciepłą miękką dłoń na moim twardym już członku. Udawałem, że nie podnieca mnie to ani trochę, co było bardzo trudne, bo podniecało jak jasna cholera. 

Spojrzała na moją twarz. Potem znowu wzrok skierowała w dół, ale nic nie powiedziała. Delikatnym ruchem zdjęła moje spodnie. Potem slipy odciągnęła do kolan. Popatrzyła przez chwilę na sterczącego i grubego chuja. Jakby upajała się tym widokiem. Potem jej dłoń zacisnęła się na nim i zaczęła poruszać się raz w górę raz w dół. 

Nie wytrzymałem, wyprężyłem się, wyciągnąłem do niej dłonie. Już ją miałem, kiedy wymknęła mi się i dłońmi przycisnęła mnie do wersalki. Tego już nie rozumiałem. Ta niby skromna panna chciała przejąć inicjatywę. 

"Dobrze", - pomyślałem, - "jak chce, to niech się bierze do roboty, tylko niech to zrobi porządnie". 

Nie zawiodłem się. Zrobiła to znakomicie. Nachyliła się nad moim prąciem jak mówca nad mikrofonem. Jej włosy miękkimi kaskadami spływały po moim brzuchu i udach. Poczułem, jak jej gorące, miękkie usta obejmują sam koniec mojego kutasa. 

-Aaaaahhhhh, - wydobyło się z mojego gardła głębokie westchnienie i miałem wrażenie, że jestem w niebie.

Jej gorące usta zaczęły tańczyć na mojej żołędzi, wywołując w moim ciele serię niekontrolowanych, konwulsyjnych dreszczy. Jej miękki język penetrował i badał go z każdej strony, zaglądał pod napletek. Był wszędzie. Ta dziewczyna była wspaniała.

Nie potrafię ocenić, ile czasu byłbym w stanie to wytrzymać. Mój penis był już na granicy wytrysku. Nie chciałem, by stało się to zbyt wcześnie. Pragnąłem, by ta zabawa potrwała trochę dłużej, więc kiedy nachyliła się i znalazła w zasięgu moich rąk, delikatnie, ale dosyć stanowczo rozpiąłem jej zieloną bluzeczkę. W dalszej kolejności to samo zrobiłem z jej staniczkiem. Z majteczkami miałem nieco większy kłopot, ale też nie trwało to jakoś specjalnie długo.

Chwilę później przekręciłem ją na znak i położyłem obok siebie. Jej już dosyć dobrze wykształcone piersi rozpływały się na mojej klatce w momencie, kiedy się mocno do niej przytulałem. Później moje dłonie zaczęły wędrować w kierunku jej ponętnego, miękkiego tyłeczka. Od tyłu, między pośladkami trafiłem palcami na wilgotną, ciepłą szparkę.  

Majka wyprężyła się i głośno jęknęła, a po chwili znów wyrwała się z moich objęć. Mój podniecony do granic możliwości kutas pragnął jej ciasnej pizdeczki, ale wyglądało na to, że ona chce zrobić to całkiem po swojemu. 

Przerzuciła udo przez moje biodra i dosiadła mnie okrakiem, nadziewając się na mojego podnieconego zaganiacza. Nie zamierzała próżnować. Od razu podjęła szybką i zdecydowaną grę. Podnosiła się i opadała w równym miarowym tempie. 

Moje palce zdecydowanie i mocno pieściły jej cudowne cycki. 

Och Majka, jesteś taka gorąca, taka ciasna! Och, jak mi dobrze, - wyrzucałem ze swojego gardła.

W końcu nie wytrzymałem i mój twardy dyszel trysnął gęstym nasieniem w jej ciasne gorące wnętrze. 

-Och, mój jedyny, jaki on jest twardy i gruby, - szeptała podniecona.


środa, 15 lutego 2023

2 sierpnia 1989

Środa


19:15


Brrr… ale zimno. W ciągu dnia mogłem łazić rozebrany do rosołu, ale wieczór przejmuje mnie chłodem i trzeba było założyć koszulkę. Cały dzień był trochę nudny, trochę smętny. Każdy był zajęty swoimi sprawami i nie zwracał uwagi na pozostałych. W rezultacie wyglądało to tak, jakby nikogo nie było w chałupie.

Justyna robiła pranie, przy czym zrobiła też zajebisty pierdolnik. Wszystkie swoje ubrania wyrzuciła na środek podłogi. Z kuchni kopciło się jak ze starego parowozu. Cały dom był pełen dymu. W ten sposób grzała wodę do prania. Co chwilę jakaś rozgrzana do czerwoności fajerka wpadała jej do ognia i musiała ją wyciągać.

W końcu otworzyłem okno. Przegoniło trochę ten dym, ale na podłodze z kilku misek parowała gorąca woda. Trzeba było bardzo uważać, aby w którąś z nich nie wleźć. Justyna niewiele się do nas odzywała. Zresztą nie było powodu.

W pewnym momencie zapytała, czy mam jakieś białe rzeczy do prania, bo ona ma jeszcze miejsce w pralce. Oczywiście szybko wyjąłem spodnie i koszulkę. Wszystko mam brudne. 

Właściwie dzisiejszy dzień ciągnął się w nieskończoność. Mama jest na urlopie, więc siedzi w domu. Rano czekała na mnie zupa mleczna, a po południu gorące placki i kopytka. 

Niewiele byłem w domu. Większość czasu spędziłem w namiocie. Pomimo że trochę spałem, dzień wcale nie wydawał się krótszy. Wstałem o 9:00 i po obejrzeniu tego dennego filmu w teleferiach, pojechałem do Łochowa po chleb. Bochenek kosztuje teraz 186 zł. Wszystko podrożało. Wprowadzili wolny rynek. Kupiłem 2 kg pasztetowej w taniej jacce i 10 kg ziemniaków na rynku. Chciałem też wykupić ten lek, który przepisał mi lekarz, ale nie było go w aptece. Wracając, kupiłem lody bambino dla każdego. 

Zresztą, kogo to obchodzi, co ja robiłem. Właściwie to nic nie robiłem. Trochę mnie to denerwuje. Przecież jest tyle roboty w domu. Tyle tylko, że to robota dla Sławka i Sylwka, a nie dla mnie. 

Mama też spała w moim namiocie. Nikt na nikogo nie zwracał większej uwagi. 

Zaczynają się we mnie budzić marzenia, które już dawno przygasły. To one dają mi siłę napędową do stawiania czoła problemom. Powinienem więcej czytać. Czuję, że w tym leży mój cel. W tym czuję się dobrze, w tym odnajduję samego siebie. Tyle tylko, że książki cholernie dużo kosztują. 


wtorek, 14 lutego 2023

1 sierpnia 1989

Wtorek


19:15


Cały czerwiec i lipiec był upalny, a w sierpniu pogoda fiksuje. W telewizji już zapowiadali nienajlepszą aurę na najbliższe dni. Taki sierpień był także w ubiegłym roku. I rok wcześniej też.


poniedziałek, 13 lutego 2023

1 sierpnia 1989

Wtorek


17:10


Lekarz specjalista powiedział, że nie jest pewny, czy to jest wrzód z prawdziwego zdarzenia. Po krótkiej rozmowie ze mną stwierdził, że to może być zapalenie błony śluzowej dwunastnicy ze wżerem. Przepisał mi tabletki. Powiedział, że po tygodniu bóle powinny ustąpić, a jeżeli nie, to mam się do niego zgłosić jeszcze raz.


niedziela, 12 lutego 2023

1 sierpnia 1989

Wtorek 


16:35 


Każdy chodzi zdenerwowany. Każdy na każdego się boczy. Nie otrzymasz życzliwego słowa. Justyna taka jest zawsze, ale Monika mnie zadziwia. Prawda, były dziś obie sam na sam. Justyna ma na nią zły wpływ. 

Przyjechałem z Warszawy w dosyć dobrym nastroju, byłem spokojny i uśmiechnięty, ale tutaj nawet nikt ci życzliwego słowa nie powie. Tylko jakieś pomrukiwania, poszczekiwania, a jak nie daj Boże, trochę się uniesiesz, to wtedy się zaczyna prawdziwa wojna. 

Nie mogę tego zrozumieć, Justyna przyjęła władzę nad tym domem. Wyniosłem się do namiotu, bo karczemna kłótnia dosłownie wisi na włosku. Byle iskra może spowodować wybuch bomby, która rozniesie całą chałupę w drobny mak. 

Chociaż w środku zacząłem się już gotować, położyłem uszy po sobie, bo obiecałem, że nie będę robił awantur. To doprowadziłoby do jeszcze większej choroby matkę. I tak jest bardzo zdenerwowana. 

Kim ona w ogóle jest? Matka powinna mieć autorytet i posłuch u dzieci, nawet tych dorastających. Tymczasem dla Justyny matka jest niczym, jest śmieciem. Nie wiem, co jest tego przyczyną. Zastanawiam się. Być może nieumiejętne wychowanie, brak wzajemnej komunikacji, dogadania się. Wiem natomiast jakie Justyna ma wymagania wobec matki, mianowicie: prać, gotować, sprzątać, do tego pracować, a wypłata musi starczyć nie tylko na wyżywienie, ale i na jej głupie zachcianki. 

Rozumiem, że może nie mamy najlepszej matki, ale Justyna powinna też zrozumieć sytuację, w jakiej wszyscy obecnie się znajdujemy. W szczególności matkę. Wszyscy to zrozumieli, a ona jakoś nie może. Ja nie chcę stać po jednej czy po drugiej stronie. Nie bronię ani nie oskarżam. Analizuję tylko sytuację, szukam wyjścia. Gdzie leży błąd? Kto go popełnił? Co robić, żeby to opanować? 

Dla mnie mama jest kimś, kto potrzebuje pomocy. Żywię dla niej duży szacunek. Mimo że nieraz nie wytrzymuję napiętej sytuacji, wybucham i sypią się ostre słowa, to jednak po pewnym czasie przyznaje się do winy. Szkoda tylko, że przed samym sobą, a nie przed mamą. 

Justyna uważa, że matka powinna codziennie robić obiad i zajmować się domem na tyle, żeby było w nim czysto. Ma rację. Tak mówi, bo tak jest w innych domach. Chodzi o to, że mama pracuje raz nocą, raz w dzień. Tak na przemian. Przyjeżdża z nocy i kładzie się spać. No to normalne, że musi się przespać. Natomiast jeżeli pracuję w dzień, to wraca około 21:00. Nie raz jest chora i kładzie się do łóżka. Często nie ma nic gotowanego przez cały tydzień. Justyna wychodzi z założenia, że ją nie interesuje, jak matka rozwiąże ten problem. Obiad powinien być i kropka. Nie wierzy, że matka jest chora. Często urządza jej awantury. 

Ja natomiast uważam, że skoro jest taka sytuacja, skoro jest jedna osoba żywiąca rodzinę, to obowiązki powinny spoczywać na każdym z domowników. Mama też tak uważa, tylko boi się o tym powiedzieć. Jest zastraszona przez najmłodszą córkę.


sobota, 11 lutego 2023

31 lipca 1989

Poniedziałek


11:25 


Siedzę. Jestem apatyczny. Na dworze jest wilgotno, ale ciepło i duszno. Monika i Justyna poszły do Łochowa po zeszyty. Mama przyjechała wczoraj z pracy i śpi. Jak zwykle jest chora. Trzeba będzie nakarmić świnie, bo zaczynają kwiczeć. 


piątek, 10 lutego 2023

30 lipca 1989

Niedziela 


18:00 


Powinienem chyba poinformować, że ostatnio robię sobie szczegółowe badania. Chcę się dowiedzieć, jaki jest mój stan zdrowia. Część już się dowiedziałem. Mam wrzód w górnej części żołądka i podwyższoną ilość cukru we krwi. We wtorek jadę jeszcze raz do szpitala, w którym pracuje moja mama, zrobić prześwietlenie zatok i badania krwi na stawy kolanowe. 


czwartek, 9 lutego 2023

30 lipca 1989

Niedziela 


17:25


To, co napisałem wyżej, jest odrobinę przesadzone, choć nie pozbawione prawdy. W sumie nic tu nie zmyśliłem, ale jeszcze godzinę wcześniej byłem tak zdenerwowany, że było mi wszystko jedno, co piszę. Teraz kiedy się przespałem i moje myśli nabrały jasności, widzę, że nie powinienem tak pisać. Nie miej, prowadzę ten zeszyt po to, by opisywać w nim właśnie takie rzeczy, życie takie, jakie jest prawdziwe nieoczyszczone z takiego syfu. Muszę pisać prawdę, mimo że czasami jest ona nieco przykra. Nie mogę tego pomijać. 


środa, 8 lutego 2023

30 lipca 1989

Niedziela 


14:30 


Zastanawiam się, po co właściwie zacząłem pisać. To i tak nic nie zmieni. Przez to, że chciałem to zrobić, tylko się zdenerwowałem. Mogę znaleźć sobie miejsca. Dosłownie wszystko mnie denerwuje. W namiocie duszno i gorąco, w domu taki pierdolnik, że aż się tam wchodzić nie chce a na akacji niewygodnie. Na dodatek tu łażą po mnie muchy. 

Kurwa, co robić?! Chyba pójdę nad Liwiec. No ale dziś tam jest od chuja ludzi. Ja pierdolę! Zawsze pragnąłem mieć dla siebie jakiś kąt, ale nigdy jakoś go nie miałem. Może nie umiem go sobie stworzyć? Zresztą co ja gadam, czy to w ogóle jest możliwe? Po nocach śni już mi się zmiana domu. Dziś zmieniałem go już dwukrotnie. 

Przynieśliśmy się... No nie wiem gdzie, ale w tym domu, to znaczy pod łóżkiem, stała gnojówka. No i tam w tej w tym gnoju były moje spodenki i koszulka, a za podłogę służyła gliniana polepa. Mimo to oglądałem ten dom z jakimś chorym zainteresowaniem. 

Drugi dom był lepszy i bardziej mi się podobał. Łóżka piętrowe, z drewna. Stare otynkowane i pomalowane ściany trzymały się jeszcze całkiem dobrze. Wystarczyło je trochę pomalować, nawet niecałe. Wyjrzałem przez okno i uświadomiłem sobie, że straciliśmy ogródek. Był tam wprawdzie kawałek miejsca między ulicą a budynkiem, ale nie tyle, ile u nas. Rosła tam trawa. Po drugiej stronie ulicy dostrzegłem jakieś bloki, które akurat były ocieplane. 

No dobra, czy w ogóle jest sens to opisywać? To tylko strzępy obrazów dnia codziennego. To głupie. Już trochę się uspokoiłem. Kurwa, ale jestem głodny. Wszystko tam leży rozrzucone na stole i na prymitywnie zbitych półkach. Z lodówki śmierdzi jak jasna cholera. Chyba coś się popsuło. Cała podłoga oblepiona jest brudem. Drewniane, rozpadające się prycze, a na nich powywracana do góry nogami pościel. Jeszcze nie zdążyliśmy zaopatrzyć się w porządne meble. Zresztą nie ma na to pieniędzy. Muchy łażą po podłodze, po żywności i po ludziach. Nie sposób się przed nimi opędzić. 

Do tej pory Monika raz dziennie przywracała do to do stanu względnej używalności, ale dziś wolała pójść z Justyną na długi spacer nad rzekę. Jeżeli chodzi o Justynę, to ona w ogóle nie przyłoży do tego ręki. Nie ma na to najmniejszych szans. Ona się uczy i pracować nie będzie. Tak twierdzi. Kiedyś obydwie dawały świniom żreć. Teraz to ja się tym zajmuję. Im nawet ciężko od czasu do czasu trochę pomóc. 

Ja pierdolę, wszystko jest tak kuriozalne, że aż wstyd o tym pisać! Boże, te świnie! Większy z nimi kłopot niż zysk. Kurwa, kto to w ogóle mówi o jakimkolwiek zysku! Teraz mści się nasz początkowy entuzjazm i optymizm. Bokami nam to wychodzi. Jeszcze jak wszystko było tańsze, to się jakoś opłacało, ale teraz, jak ceny pierdolnęły do góry, że aż miło?! Trzy razy już włożyliśmy w to kasy niż to, co z nich będzie po uboju. 

Śmiać mi się chce, śmiać i płakać jednocześnie. Jak to Sławek określił? Nasze świnki dostają głodową rację. Tak, no tak. Kto uchowa dwa prosiaki tylko na samym chlebie? Jeszcze jak ten chleb kosztuje 110 zł za bochenek. Jak były małe, to mniej żarły, a teraz to studnia bez dna. Ostatnio przed wypłatą mamy zabrakło kasy na nasze jedzenie, to i one nie dostały. 

Ha, ha, ha, prawda? Świnia przeżyje nawet i dwa dni bez żarcia. Ma z czego zrzucać cholera. Te nasze świnie są raczej długie niż grube, delikatnie mówiąc. W październiku mają być ubite, tylko kto to zrobi? Mama? 

Cóż mama? Przyjdzie z pracy zmęczona, bo pracuje nocami i idzie spać. Dobrze jest, jeśli ugotuję coś w niedzielę. Powszednie dni musimy radzić sobie sami. Raz są gorące frytki, drugi raz zapiekanka. I to dopiero ostatnio, bo kupiłem ten opiekacz w NRD. W powszednie dni rzadko coś gotujemy. Do kuchni kaflowej brakuje drzewa, a kuchenka elektryczna to stary gruchot i gotowanie trwa na niej godzinami. Drugi powód jest taki, że nikomu za gotowanie nie chce się zabrać. Nawet jeśli coś już jest ugotowane i wszyscy najedzą się do syta, to i tak po obiedzie nikomu nie chce się umyć talerzy. Leżą w misce brudne cały tydzień aż do następnego gotowania. I wtedy ten ktoś, komu przypadnie ta rola, wkurwia się, że tak trudno je domyć. 

Dobra, a ja? Dlaczego nie próbuję tego zmienić? Dlaczego nie walczę i nie staram się utrzymać porządku? Był moment, kiedy próbowałem rozmów, negocjacji i perswazji. I chuj, nic. Jak krew w piach. Dostałem tylko soczystą wiązankę z pozdrowieniami od Justyny. Nigdy nie słyszałem, że można wymyślić takie epitety. Ona to potrafi. 

No chuj, oczywiście, że mógłbym sam wziąć się i sprzątać, myć, gotować, prać i w ogóle, ale, kurwa, one tylko na to czekają! O tak to by im bardzo pasowało! Tylko jeszcze motorka w dupie by mi brakowało, żebym nigdy nie kładł się spać. Kurwa, mam wrażenie, że one w ogóle tego nie widzą. Nie widzą problemu. Czekają, aż się złamię i pierwszy zacznę sprzątać. Wtedy miałyby prawdziwe wakacje. Chodziłyby nad Liwiec, na lody i jeszcze poganiały, że za wolno i nie tak jak trzeba, robię. Wtedy byłoby fajnie, czysto, schludnie i tak dużo wolnego czasu. 

Prawdę powiedziawszy po pewnym czasie i ja po trochu stałem się taki jak one. W pewnym sensie wszystko mi jedno czy jest brudno, czy czysto, aby tylko się nie przewrócić o miednicę pełną brudów. Czasami tylko schylam się i wylewam, bo rzeczywiście może się komuś stać krzywda. Albo jak chcę się umyć. Oczywiście w zimnej wodzie. Ciepłej jeszcze się nie dorobiliśmy. No ale teraz jest lato, nie ma co narzekać. Na mydlę się jako tako i wyleję na łeb wiadro zimnej, przed chwilą wyciągniętej ze studni wody i jest dobrze. No a jak zdarzy się, że prosiaki pobrudzą mnie gnojówką, to biorę ręcznik i szampon i idę nad Liwiec. Tam Mogę się spokojnie umyć cały. Woda jest ostatnio nawet ciepła. Jednym słowem, kurwa, bardzo wspaniały dom. 

Boże, przecież nie jestem Buszmenem, nie wychowałem się w lesie! Dbania o porządek nauczył mnie dom dziecka. Kiedy mieszkałem w internacie, nasz pokój zawsze zajmował pierwsze miejsce pod względem czystości, ale kiedy wracałem do mojego kochanego, wspaniałego domku zawsze trafiałem na ścianę niezrozumienia. Czego ja w ogóle chcę i co ja wymyślam? Przecież tak jest dobrze. Po co to zmieniać.

Powiem prawdę, jak jest, z początku bardzo mnie to szokowało. Szokowało mnie, gdy przyjeżdżałem, a na progu domu witała mnie matka w brudnej, niemal czarnej, śmierdzącej koszuli. Szokowało mnie, gdy po przestąpieniu progu czułem, jak moje buty z trudem odrywają się od podłogi, wydając ten charakterystyczny dźwięk. Szokowały mnie szmaty wylewające się z szafy. Szokowały mnie powywracane silniki na łóżkach, z których wysypywała się słoma. Szokował mnie stół, na którym smalec mieszał się z dżemem. Szokowała mnie słonina, po której łaziły muchy. Szokował mnie chleb wrzucony do wiadra z mydlinami. Nie dawały mi spokoju czarne od sadzy wielkie gary na rozpadającej się wielkiej kaflowej kuchni. Bardzo długo nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Z drugiej jednak strony ogrom tego wszystkiego mnie przerastał i nadal przerasta. Nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić. Beznadzieja, bierność, zwątpienie bezczynność. 

W domu nie ma alkoholu, bo ojciec nie pił i myśmy się tego nie nauczyli, ale to nie zmienia to faktu, że wygląda on jak zwykła pijacka melina, nora, do której strach wejść. Z tego też względu rzadko kiedy ktokolwiek nas odwiedza. Jeśli ktoś przychodzi niezapowiedziany, zamykamy się na cztery spusty i udajemy, że nas nie ma. 

Czas to jednak dziwne zjawisko i potrafi czynić cuda. W pewnym momencie to wszystko przestało po prostu na mnie działać. Chociaż może nie do końca, bo zdarzają się takie dni jak dzisiaj. To znaczy, widzę to, ale się tym nie przejmuję. Chociaż czasem mam taki zryw energii nadziei, że jednak wszystko można zmienić, kiedy sprzątam, gotuję i robię inne pożyteczne rzeczy, ale kiedy widzę, że na drugi dzień jest dokładnie to samo, że przed moimi oczami rozciąga się ten sam wspaniały pierdolnik, to wtedy ta iskierka we mnie bardzo szybko gaśnie. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli wszyscy nie zmienimy swojego myślenia, to będzie tak, jak jest. 

Kiedyś, kiedy chodziłem jeszcze do szkoły, kiedy byłem w internacie, wstydziłem się pisać o tym wszystkim. Wstydziłem się mówić o tym komukolwiek. Nikt nie wiedział, jak mieszkam. Wyjawienie tej tajemnicy równało się dla mnie ze śmiercią jako cywilizowanego homo sapiens. Bałem się, że gdy to wszystko opiszę tak, jak teraz ze szczegółami, ktoś może wziąć ten zeszyt i przeczytać. Zresztą nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek mógł w to uwierzyć, nawet gdyby to przeczytał. Może ten ktoś uznałby to za jeszcze jedno moje opowiadanie, za wymysł mojej bujnej wyobraźni, za opowieść z życia ludzi lasu, nie – chlewa. Teraz, jednak gdy jestem wśród swoich, wśród domowników, wśród osób takich samych jak ja, żyjących w taki sam sposób, w tych samych warunkach, jest mi kompletnie wszystko jedno. Może nawet to i lepiej, żeby wszyscy sobie to dokładnie uświadomili. Być może to już się stało, być może już sobie to uświadomiliśmy, bądź zaczynamy uświadamiać, jednak jak na razie nic z tym nie robimy. Nie robimy nic, by to zmienić. Po prostu się nie chce albo nie wierzymy, że jest to możliwe. 

Idę jednak coś zjeść, bo jestem bardzo głodny.


czwartek, 2 lutego 2023

22 Lipca 1989

Sobota


17:05 


Po co ja właściwie się w to bawię? Czy ma to jakikolwiek sens? Kto w ogóle będzie to czytał? Życie toczy się tutaj bez jakichś większych wydarzeń. Nie wychodzę, nawet do kina. Jest spokojnie, ale czy jest mi z tym dobrze? Znowu cholernie boli mnie głowa. Chyba trochę się prześpię. 


22:05 


Wróciła z pracy Mama i zrobiła nam Wiosnę Ludów. Ona to potrafi zrobić awanturę. Ściany się trzęsły. O co? Oczywiście o to, że w domu pierdolnik. Wiem, że miała rację, ale od razu wybuchać jak bomba atomowa? Poza tym to nie takie proste. Przecież wie, że dziewczyny są bardzo nerwowe i łatwo wpadają w furię i złość. Jeszcze bardzo trudno jest mi się z nimi dogadać, a powiedzieć im, żeby po sobie posprzątały, to już naprawdę wielkie ryzyko. Chłopaki tak samo mają to wszystko w dupie. Wychodzi więc na to, że jakbym chciał, aby było naprawdę czysto, to musiałbym to robić sam. Nawet już próbowałem. Skończyło się na tym, że wszyscy jakby dla zabawy i żartów brudzili jeszcze bardziej. Brudne buciory z piachem prosto na krzesło, niedopita kawa a w niej pestki od słonecznika, pełna popielniczka, nieumyte talerze itd., itp. Standard. Jak chcesz, to sprzątaj. Twoja sprawa. To mój dom i mogę robić w nim, co mi się żywnie podoba. 

Swoją drogą mama z tymi kłótniami to powinna dać sobie spokój. Przecież ma problemy z sercem. Ma nerwicę. 

Prawdę powiedziawszy, większość swojego dotychczasowego życia spędzałem poza domem z dala od pozostałych członków rodziny. Może dlatego jest mi tak ciężko do tego wszystkiego przywyknąć. Pragnę spokojnego, szczęśliwego domu. Chciałbym, żeby dom był dla mnie bezpieczną przystanią, do której mógłbym wracać po trudach dnia codziennego. Dom powinien być spokojny i szczęśliwy, bo jeśli taki nie będzie, to gdzie mam wracać? Co mi pozostanie?