czwartek, 1 września 2022

8 marca 1989

Środa 


7:15


Śniło mi się, że ja i Sylwek na sobotę i niedzielę pojechaliśmy do domu. Zajechaliśmy jak zwykle wieczorem, kiedy było już ciemno. Przywitała nas zadowolona mama. Tyle tylko, że dom wyglądał całkiem inaczej. Był stary, murowany z popękanymi częściowo ścianami i przeznaczony do rozbiórki, ale okna były duże i mieszkało się w nim całkiem wygodnie. Była w nim nawet porządna łazienka. Tak więc przywitała nas na progu mama i powiedziała, że niestety coś wypadło i musimy wrócić do internatu. Nie pamiętam podróży do samej Warszawy, ale wiem, że ze stolicy nie mieliśmy kursowego autobusu i jechaliśmy jakimś dodatkowym. Nawet nie wiem, w którym miejscu do niego wsiedliśmy. Nie pamiętam tej części snu. 

Sen zaczyna się już od tego momentu, jak w nim byliśmy. Pamiętam, że Sylwek zaraz gdy tylko ruszyliśmy i autokar wyjechał na główną trasę, usadowił się tuż obok kierowcy i zaczął z nim prowadzić ożywioną dyskusję jak ze starym znajomym. Stałem jeszcze trochę przy przednim oknie, po czym usiadłem na pierwszym siedzeniu. W pojeździe było jednak trochę ludzi, bo ktoś siedział obok mnie. Nie zwracałem na tę osobę w ogóle uwagi, bo patrzyłem przed siebie. Autokar jechał bardzo szybko. 

W pewnym momencie Sylwek niechcący potrącił dźwignię zmiany biegów. 

-Sylwek, zmieniłeś bieg, - powiedziałem. 

-Wcale nie. Jak się nie znasz, to się nie odzywaj, - powiedział. 

Jechaliśmy dalej. Wyjechaliśmy z Warszawy. Gdzieś po drodze, już nie pamiętam gdzie, stał patrol milicji drogowej. Zdaje się, że mieli ze sobą radar. Kierowca szybko, ale płynnie zmniejszył prędkość. Radiowóz ustawiony był w poprzek drogi i zastanawiał ją w połowie. Kręciło się koło niego czterech mundurowych. Kierowca przestał rozmawiać z moim bratem i spoważniał. Powoli ominął radiowóz i ruszył dalej. 

W samym Garwolinie przed pierwszymi światłami musiał się zatrzymać. Przez zebrę przechodził milicjant i w ogóle nie zwrócił uwagi, że tuż przed nim z piskiem opon zatrzymał się tak duży pojazd. Przeszedł tak blisko, że o mały włos nie stuknęliśmy go zderzakiem. Funkcjonariusz nawet się nie obejrzał. 

Ruszyliśmy dalej. 

-Na razie nie jedziemy dalej, - powiedział kierowca, - zajadę na stację, poczekam godzinę, postawię się na stanowisko i ruszymy. Ale to dopiero za godzinę. 

-No to ja wysiadam, - powiedziałem. 

Sylwek został, a ja przyszedłem piechotą do internatu. Miałem godzinę czasu. Siadłem i zacząłem rozmyślać:

"Nie, jeżeli twojemu ojcu powiedzieli, że nic mu nie zrobią, to nie mogą go zamknąć. Twój ojciec jest niewinny". 

W tym momencie do pokoju wszedł Wojtek i obudził mnie. Wiem, że ten kierowca coś przeskrobał. Nie wiem tylko gdzie i po co jechaliśmy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz