Piątek
17:50
No i już. Przeszedłem to, co miałem przejść. Już teraz wiem, że napisałem na dwóję. W moim przypadku nie może być nic innego. Zdenerwowałem się, najadłem wstydu, ale czas minął, jak z bicza strzelił. Koniec.
Dobrze, że w ogóle coś napisałem, bo tak chyba bym się pod ziemię zapadł. Napisałem wstęp, nawet dobry, ale później zobaczyłem, że w mojej głowie panuje kompletna pustka. Plątały się w niej strzępki różnych informacji, ale w żaden sposób nie mogłem tego ująć w sensowne logiczne wypracowanie.
W pewnym momencie pewnie widząc, co się dzieje, podeszła pani Byszewska i poradziła, abym pisał to co wiem. Poprosiła, żebym pisał prostymi zdaniami. Powiedziała, że to niemożliwe, żebym nic nie wiedział, że muszę coś wiedzieć, bo przecież byłem na wszystkich lekcjach i byłem z tego dobry. Przyznam się szczerze, że dodała mi otuchy, bo tak chyba bym się załamał.
Zapaliła się we mnie iskierka nadziei. Chociaż z drugiej strony może były to tylko czyste kalkulacje. Może nie chciałem jej pokazać, że czuję się jak kompletne dno. W tamtej chwili byłem praktycznie w 100% pewny, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Niezależnie od tego jak mocno bym się nie starał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz