Sobota
Siedzę przy małym ognisku. Praktycznie to ono już dogasa. Dziś sobie trochę popracowałem w ogrodzie. Posadziłem maliny i porzeczkę, które przywiozłem ze szkoły. Przy takiej pogodzie jak dziś na dworze można siedzieć cały dzień.
Siedzę przy małym ognisku. Praktycznie to ono już dogasa. Dziś sobie trochę popracowałem w ogrodzie. Posadziłem maliny i porzeczkę, które przywiozłem ze szkoły. Przy takiej pogodzie jak dziś na dworze można siedzieć cały dzień.
21:45
Dziś w Garwolinie w kościele parafialnym odbyła się Msza Święta w rocznicę powrotu krzyża do naszej szkoły w Miętnem. Już teraz widzę, że jak my stąd odejdziemy, to znaczy nasz rocznik, to nikt z tymi wydarzeniami nie będzie się specjalnie interesował. Byłem wtedy w pierwszej klasie zawodówki. Kolejni, którzy przyszli po nas znają to tylko z historii.
Na mszy była praktycznie sama młodzież w moim wieku i to tylko z Miętnego.
Dziś wreszcie będę miał te zdjęcia, które robiłem jakiś miesiąc temu Sławka aparatem. Sylwek poszedł właśnie do internatowej ciemni, aby je wywołać. Podobno nieźle wyszły. To moje pierwsze samodzielne zdjęcia.
21:25
Niestety będę musiał jechać do domu. Tak jak przewidywałem, wyganiają wszystkich do domu. Zbyt dużo ludzi tutaj przyjedzie. Potrzebne są miejsca do zakwaterowania gości. Pan Rusak wydał takie zarządzenie i nie podlega ono dyskusji.
W sumie może to i dobrze. Wywiozę przynajmniej część swoich rzeczy, bo do końca mojej nauki został już tylko jeden miesiąc. Zawiozę wreszcie tę jeżynę bezkolcową. W końcu mi padnie, bo stoi od tygodnia we wiaderku.
Sylwek zostaje. Nie wiem, jak on to robi, bo udało mu się wkręcić do obsługi gości. Zostaje, ale i tak nie będzie mieszkał w naszym pokoju. Przerzucam go pewnie na żeński.
Wszystkie nasze rzeczy trzeba będzie zamknąć na klucz w łazience. Z tego co wiem, cały parter na pewno będzie zakwaterowany.
20:30
Wczoraj tutaj w szkole był dzień samorządności. Jak co roku zgodnie z tradycją każdy z uczniów miał zrobić z siebie głupka, to znaczy przebrać się za jakąś postać lub zwierzę albo co tam jeszcze. Ja poszedłem na łatwiznę i zrobiłem z siebie profesora akademickiego. Garnitur miałem ze studniówki, więc nie było problemu. Domalowałem sobie tylko brodę grafitem z ołówka. Założyłem też puste ramki po okularach.
20:00
Dziś jest środa. Wczoraj zjechało tutaj trochę ludzi. Między innymi przyjechał nasz stary kumpel z pokoju Krzysiek Granis. Mają jakiś projekt do wykonania w szkole. Nie wiem dokładnie, z jakiej to okazji, ale w sumie polega to na dekoracji korytarzy i sal lekcyjnych.
Powiesili mnóstwo różnych tablic i gablot z nasionami zbóż. Filary podtrzymujące dach okręcili warkoczami ze słomy. Poustawiali jakieś takie niskie płotki z gałęzi brzozowych.
Aha już wiem, o co w tym wszystkim chodzi. W sobotę i niedzielę odbędzie się tutaj Ogólnopolska Olimpiada Wiedzy Rolniczej. To naprawdę duże wydarzenie. Zwali się tutaj ponad 400 osób. Kierownik internatu pewnie nas wszystkich wypierdoli do domu. Pewnie nie będzie chciał, żeby ktokolwiek mu się tutaj pałętał.
No ale mamy przecież odwiedzić Sławka. To tylko kilka kilometrów od Miętnego. Będziemy robili wszystko, aby tutaj zostać.
19:30
Wczoraj po południu się ochłodziło i zaraz potem zerwał się silny wiatr. Wiało tak mocno, że spychało człowieka z chodnika. W ogóle nie miałem ochoty wychodzić na dwór. Było naprawdę nieprzyjemnie. Jak na Syberii. W pokoju tylko plakaty na ścianie fruwały i kołysały się kwiaty, bo wiatr dmuchał prosto w okno z północnego wschodu. W tej chwili jest już trochę spokojniej. Zresztą uszczelniłem okna, czym się dało i jest trochę zacisznej. No i jestem pełen podziwu. Jak nie wieje po pokoju, to te kaloryfery są w stanie naprawdę w krótkim czasie podnieść temperaturę. Przestało dmuchać pół godziny temu, a już jest bardzo ciepło i przyjemnie.
Właśnie wczoraj po południu i to w taką pogodę od pracowaliśmy godziny zaległe z praktyki. Wczoraj i dziś. Nie skończyliśmy tego, co mieliśmy zrobić, bo było zbyt zimno.
Aha zapomniałem jeszcze dodać, że spadł śnieg. Przez chwilę zrobiło się biało jak zimą.
23:30
Dziś dostaliśmy pierwszy list od Sławka. Pisze, gdzie jest przydzielony i co robi ogólnie. Pisze, że ścigają go tak, że smród z butów leci. Pisze, że ogolili go prawie na łyso. Prosi, abyśmy w niedzielę go odwiedzili. Tak też się stanie. Sylwek właśnie mu odpisał.
12:00
Już po próbnej z matematyki. Mogę uznać, że jest do tyłu. Tak samo jak z polskiego. No nic, przecież przez to świat się nie zawali. Wszystko będzie toczyło się dalej: z nami czy bez nas.
1:00
No cóż, obejrzałem kino nocne i zaraz idę spać. Jestem u nas w pokoju. Sylwek dziś rano pojechał do domu. Trzeba się wyspać, bo jutro z samego rana idę do kościoła.
Wieczorem powadziłem się z Ryśkiem Wyrzykowskim. Wzięliśmy się na zmagi. Jestem troszkę słabszy od niego siłowo. On ma większą masę, ale ja za to jestem sprytniejszy. I tak nie dałem mu się rozłożyć na łopatki. W sumie to oni zaczęli. Poszło o klucz od ich pokoju.
17:50
No i już. Przeszedłem to, co miałem przejść. Już teraz wiem, że napisałem na dwóję. W moim przypadku nie może być nic innego. Zdenerwowałem się, najadłem wstydu, ale czas minął, jak z bicza strzelił. Koniec.
Dobrze, że w ogóle coś napisałem, bo tak chyba bym się pod ziemię zapadł. Napisałem wstęp, nawet dobry, ale później zobaczyłem, że w mojej głowie panuje kompletna pustka. Plątały się w niej strzępki różnych informacji, ale w żaden sposób nie mogłem tego ująć w sensowne logiczne wypracowanie.
W pewnym momencie pewnie widząc, co się dzieje, podeszła pani Byszewska i poradziła, abym pisał to co wiem. Poprosiła, żebym pisał prostymi zdaniami. Powiedziała, że to niemożliwe, żebym nic nie wiedział, że muszę coś wiedzieć, bo przecież byłem na wszystkich lekcjach i byłem z tego dobry. Przyznam się szczerze, że dodała mi otuchy, bo tak chyba bym się załamał.
Zapaliła się we mnie iskierka nadziei. Chociaż z drugiej strony może były to tylko czyste kalkulacje. Może nie chciałem jej pokazać, że czuję się jak kompletne dno. W tamtej chwili byłem praktycznie w 100% pewny, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Niezależnie od tego jak mocno bym się nie starał.
14:10
Jeżeli jestem słaby fizycznie, jeżeli nie chce mi się uczyć, jeżeli nie jestem zdolny do ciężkiej pracy fizycznej, to nie mam prawa bytu. Taka jednostka jest niepotrzebna. Więc po co jeszcze żyję?
19:55
Jestem w internacie już od kilku dobrych godzin. Jutro do szkoły. Zastanawiam się, co teraz robi Sławek. Z tego co się dowiedziałem, pierwszy tydzień zajmie mu kwaterowanie, pobieranie umundurowania oraz koców. Później czeka go ciężka praca przy rozjazdach kolejowych.
Nie jestem zbyt inteligentny. Chyba znajduję się poniżej średniej. Dziś Sylwkiem rozwiązywaliśmy test na IQ. Nie wypadło najlepiej, ale to może dlatego, że byłem zdenerwowany. Ten test robiliśmy sami z jakiejś gazety. Same obrazki. Trzeba było znaleźć prawidłowości, zachodzące między nimi. W ogóle mi nie szło. Nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi, a kiedy już się zorientowałem, czas dobiegł do końca. Znowu Zaczynam budować w sobie kompleksy. To niedobrze.
23:05
A więc to już jutro. Jutro wcześnie rano wyjeżdżamy. Ja i Sylwek do Miętnego a Sławek do wojska do Pilawy. Dobrze, że to niedaleko Garwolina. Mamy do niego po drodze. Już od jutra dla Sławka zacznie się nowe życie, a przede mną próbna matura. Nic się nie uczyłem. Trochę się boję. Była dziś u nas Anka ze Stefanem. Powiedziałem jej, że idę na studia. Tak naprawdę będę szczęśliwy jeżeli zdam maturę.
Dziś było bardzo ciepło. W cieniu 20 stopni Celsjusza. Na słońcu więcej. Nie było wiatru i świetnie grało się w kometkę.
1:05
Drugi dzień świąt. Noc. Myślę o różnych rzeczach. W ogóle się nie uczyłem do tej próbnej matury. Pewnie i tak ją obleję. Sławek w środę idzie do wojska. Ale się narobiło. Zaraz po skończeniu szkoły zgarną także i mnie. No, chyba że coś wymyślę.
Święta były takie sobie. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie dziewczyny, które się pokłóciły i nie chciały podzielić święconką. Poza tym moje życie płynie w rytmie leniwej rzeki. Wieczorem po strzelaliśmy sobie z korków. Jeden wpadł do domu strąków, a drugi uderzył w okno Gawrychów.
18:10
28 marca Sławek ma się stawić w jednostce obrony cywilnej w Pilawie koło Garwolina. Dowiedział się o tym w piątek. Byłem razem z nim w Mińsku Mazowieckim. Tak więc całe dwa lata nie będzie go w domu. Co prawda będzie przyjeżdżał na przepustki, ale to nie to samo.
Jak on to przyjął? Spokojnie, ale był trochę smutny. Co może czuć człowiek w takiej chwili? Całe jego życie się zmieni. Wkrótce i mnie to przecież czeka.
8:00
Wczoraj ukradli mi ręcznik kąpielowy jak zostawiłem go po wf-ie w szatni. Wczoraj też wykopałem kilka drzewek ze szkolnej szkółki sadowniczej i dziś zawiozę je do domu.
14:05
Już od kilku dni pogoda jak na zamówienie. Słonko mocno przygrzewa, niebo bez chmur. Wiosna tego roku przyszła wcześniej i jest bardzo ciepła. Naprawdę chce się żyć. Gdyby nie ta próbna matura byłoby cudownie. No cóż, trzeba przez to przejść.
Rafał ma zanieść marzenie ten prezent ode mnie.
Życie jak życie, płynie własnym rytmem, a człowiek jest tylko małą cząstką w jego biegu. Normalnie chodzę do szkoły, uczę się, śmieję się, dni mijają i naprawdę nie odczuwam jakiegoś większego lęku przed tą próbną maturą. Może jestem trochę bardziej poddenerwowany, bo zdaję sobie sprawę, jak małe mam szansę na to, by zdać, ale to nic. Życie będzie toczyło się dalej.
16:10
Coś się ze mną stało. Przestało mi zależeć na wielu rzeczach. O wiele różnych rzeczy przestałem się bać. Nie Boję się tego, że jutro jest próbna matura. Jakoś zobojętniałem. Jest mi wszystko jedno czy zdam.
3:30
Nietypowe warunki prowokują nietypowe zachowania. W niestandardowych okolicznościach myśli się niestandardowo. Patrzy się na siebie inaczej i widzi się kogoś innego.
Kąpiel. Gorąca woda i pot płynący po czole. Mój organizm zdaje się być już na granicy wytrzymałości. Mam wrażenie, że zapadam się w letarg. Jestem na pograniczu snu i jawy. Moje myśli ciągną przez głowę jak sznur odlatujących żurawi. Zaczynam postrzegać siebie jako kogoś zupełnie obcego.
Matura. Jakie to nierealne. Przecież ja w ogóle nie mam szans. Znam siebie na tyle, że wiem, iż nic nie umiem. W mojej głowie jest kompletna pustka. Gdyby teraz mnie o coś zapytali, nie byłbym w stanie napisać kilku logicznych zdań na jakikolwiek temat z jakiegokolwiek przedmiotu. W ostatnim czasie nie powtarzałem materiału, nie uczyłem się. Mam wrażenie, że to, co było w mojej głowie, już dawno wywietrzało. A teraz nie mam nawet z czego się uczyć.
W poniedziałek mamy próbną maturę z języka polskiego. Zastanawiam się, jak ja przez to wszystko przejdę. Zadaję sobie pytanie, ile osób w naszej klasie będzie w stanie napisać, chociażby na trójkę. Bo przecież nie tylko ja mam taki stan wiadomości w swojej głowie. Może to jakieś pocieszenie dla mnie, ale są jeszcze gorsi.
Taki dajmy na to Mirek Panasiuk, co on napisze? Co prawda on umie wykuć wszystko na blachę, ale jak tylko go zapytasz, chociażby odrobinę innej strony, to już nie wie, o co chodzi. Chłopak uczy się na pamięć. Nie umie inaczej. Kiedy jest sprawdzian z większej części materiału, jak nie ma naprawdę porządnej ściągi, to nawet nie zacznie pisać. Ja przynajmniej próbuję kombinować. Próbuję sklecić coś z tego co już słyszałem.
No a Rysio Wyrzykowski? Z matematyką jakoś daje sobie radę, ale Polski... Lepiej nie mówić.
W tej chwili patrzę na siebie bardzo obiektywnie. Z języka polskiego nie jestem żadnym orłem. Do opanowania jest bardzo dużo materiału z różnych epok. To naprawdę ogrom wiedzy. Nie uczyłem się regularnie i to teraz skutkuje. Niemniej przedzierając się przez kolejne lata nauki, nauczyłem się korzystać ze ściągawek. To na nich opierałem większość swoich dobrych ocen z różnych przedmiotów.
Matematyka to już zupełnie inna sprawa. W tym momencie mogę liczyć tylko na to, że od kogoś uda mi się spisać. Tylko od kogo i czy uda mi się usiąść obok kogoś, kto będzie miał jakie takie pojęcie?
Matura, matura, matura… A ja chciałem iść jeszcze na studia. Niektórzy nauczyciele mówią, że jestem inteligentny i dałbym sobie radę, ale szczerze w to wątpię. Tak czy inaczej, najpierw trzeba zdać maturę. Najpierw trzeba skończyć tę cholerną szkołę.
16:40
Paliło się w Miętnem przed godziną. Spłonęła jakaś szopa. Bardzo szybko zebrało się mnóstwo ludzi. Straż pożarna przyjechała dopiero po kilkunastu minutach, ale ludzie nie czekali i sami zaczęli gasić.
Ktoś przyniósł wąż strażacki i podłączył go do hydrantu na chodniku. Fajczyło się nieźle. Nie wiem, co tam było, ale płomienie były dużo większe niż wtedy, kiedy palił się nasz dom w Łojkach.
Ogień pokrył cały dach, sięgając kilka metrów w górę. Na dodatek tuż obok stała stodoła, co prawda kryta eternitem i murowana, ale jakby się zajęła, to byłaby o wiele większa draka. Wieś Miętne to ścisła zabudowa. Domy niemal do siebie przylegają.
Szopa spłonęła całkowicie, ale nic więcej się nie zajęło.
W poniedziałek mamy próbną maturę z języka polskiego.
6:50
Był jakiś las sosnowy, dom, mój dom, internat, obiekty sportowe i szkoła. Była także stacja kolejowa, na której coś rozładowywali.
Byłem w internacie z Sylwkiem. Wyszedłem na basen. Mówili, że zimna woda, ale mimo to poszedłem. Nie dotarłem jednak na basen, bo w miejscu, gdzie powinien być, znajdowała się ta stacja kolejowa. Rozładowywali jakiś towar. Chyba to były owoce. Kręciło się tam dużo ludzi. Nie zauważyli kiedy wszedłem między niż. Każdy głośno rozmawiał i był zajęty swoimi sprawami. Na peronie pomiędzy dwoma torami stało dużo wózków. Usiadłem na jednym z nich, który był załadowany jabłkami i zacząłem jechać. Okazało się, że do wózka tego zaprzęgnięte jest kura. Wózek sięgał mi do klatki piersiowej i do samej góry był załadowany. Miał dwa dyszle, pomiędzy którymi stała kura przeciągnięta jak koń do wozu. O dziwo wózek ruszył bez oporu. Ptak ciągnął go swobodnie i lekko. Akurat o tym momencie podjechał następny pociąg, więc niezauważony się wymknąłem. Zjechałem z peronu, przejechałem przez ulicę i wjechałem w sosnowy las. Na drodze, którą się poruszałem, znajdowało się dużo poobcinanych gałęzi. Musiałem je więc omijać, co rusz ściągać ptaka to w lewo to w prawo lejcami ze sznurka. Biegł lekko, a wózek toczył się równo. Przejechałem przez ten las i przyjechałem pod nasz dom. Wyszła z niego moja rodzina: Monika, Justyna, Sławek i mama.
-Patrzcie, co wam przywiozłem, - powiedziałem.
Spojrzałem na wózek, ale zamiast jabłek zobaczyłem na nim biżuterię. Całuję wózek sztucznej biżuterii. Mimo to wszyscy bardzo się ucieszyli. Zaczęli między siebie dzielić korale, naszyjniki, kolczyki, wisiorki, bransolety itp. Nawet Sławek.
18:55
Byłem w Garwolinie na religii. Kupiłem dla Marzeny maskotkę. Oprócz tego kliszę fotograficzną, kilka pocztówek i, po raz pierwszy w życiu dwie prezerwatywy.
1:00
Mam dużo wad. Mam mało wyrazisty charakter i nie umiem go wypracować. Nie jestem ekstrawagancki, nie rzucam się w oczy tak, jak mój brat. Chyba właśnie to lubią dziewczyny. Ja właściwie dopiero niedawno zacząłem dostrzegać, że one między sobą bardzo się różnią. Nie chodzi mi o wygląd, ale o sposób bycia to, co lubią, jak się zachowują i odnoszą do innych. Do tej pory w dużej mierze one wszystkie wydawały mi się pod tym względem do siebie bardzo podobne. Nauczyłem się dostrzegać, że dziewczyny są dużo bardziej subtelne i wewnętrznie bogatsze od chłopaków. Świta mi w głowie myśl, że sposób, w jaki my próbujemy je podrywać, nigdy nie będzie skuteczny. Jeszcze nie wiem, jak to wykorzystać, ale zdaję sobie sprawę, że to bardzo ważne.
00:30
Ale ten katar daje mi się we znaki. Z oczu płyną łzy jak groch, w nosie kręci jak jasna cholera. Bez chusteczki trudno się gdziekolwiek ruszyć. Łeb boli i szumi. Szlag mnie powoli trafia. Że też ta Aneta nie kupiła mi tych kropli! Teraz bym miał już z tym spokój.
Jestem w cichaczu. Pisałem wypracowanie z polskiego. Skleciłem coś na podstawie opracowania lektury. Ostatnio wyczaiłem, jak łatwym kosztem bez czytania lektury można dostać dobre stopnie. Okazuje się, że w naszej bibliotece są opracowania większości lektur, które przerabialiśmy i będziemy przerabiać. Są rozprawki, są charakterystyki postaci i inne rzeczy. Oczywiście nie można tego zerżnąć słowo w słowo, ale założę się, że nasza polonistka do tego nie zagląda. Musiałem to zrobić, bo pamięci za cholerę by mi nic nie wyszło. Zobaczymy, jak pani Byszewska potraktuje to jutro na lekcji.
23:50
Po co ja to właściwie zrobiłem? Przecież wiedziałem, jaka będzie ich reakcja. Ośmieszyłem się. Dałem tylko satysfakcję żądnym mocnych wrażeń i trochę naiwnym dziewczynom. Nieróbca nie zrobił tego, choć go bardzo namawiał y i prosiły. Wiedział, w czym rzecz. A ja musiałem im to pokazać jeszcze raz. Musiały się jeszcze raz ze mnie pośmiać. To niezły widok. Niezbyt często widuje się człowieka, który z własnej, woli bez żadnych środków dopingujących traci przytomność. Na dodatek to tak śmiesznie wygląda. Ale to od strony obserwatora, nie od osoby, która tego doświadcza. Dla mnie to wcale nie było śmieszne.
No ale do rzeczy. Jak to się robi? Stajesz gdzieś w bezpiecznym miejscu, bo później nie masz nad sobą żadnej kontroli. Upadniesz tak, jak będziesz stał i możesz zrobić sobie krzywdę. Wykonujesz kilkanaście bardzo głębokich i bardzo szybkich oddechów. Następnie nabierasz głęboko powietrza i napinacz mięśnie brzucha tak mocno jak tylko zdołasz. Reszta dzieje się sama. Odlot. Jedyne co możesz zapamiętać z tej sytuacji, to narastający szum w głowie i własne tętno. Stopniowo zawęża ci się pole widzenia i tracisz kontakt z rzeczywistością. Później budzisz się na podłodze, inni się śmieją, a ty nie wiesz, co się z tobą przez ten czas działo. Słuchasz ich opowieści i nie możesz uwierzyć.
Chciałem tylko napisać tyle, żeby nie robić tego za często, bo to szkodliwe. Nie wiem, jak bardzo, ale wiem, że nie powinno się tego robić. Tak czy inaczej, doświadczasz bardzo przyjemnego i odprężającego wrażenia.
No ale odbiegając trochę od tematu, przyjęcie się udało. Pogadałem trochę z Iwoną na interesujące mnie tematy. Iwona, Jaka jest, taka jest, ale można z nią porozmawiać o wszystkim. Wypiłem kawę i powygłupiałem się trochę. Prawdę było bardzo fajnie i nastrojowo. Szkoda tylko, że Bożena tylko raz w roku obchodzi imieniny. No bo to właśnie z tego powodu zebraliśmy się u niej w pokoju całą klasą.
14:05
Okazuje się, że Sylwek ma o wiele mniej ubrań ode mnie. Właściwie to, co on ma? Dwie pary spodni, dwa swetry i trzy koszule. No i jeszcze dres. Układam jego ubrania, więc wiem. Takie ma usposobienie. Jak to on mówi, idzie na jakość, a nie na ilość. Bardzo szybko pozbywa się starych, w sumie jeszcze dobrych, ale trochę podniszczonych ubrań. W to miejsce kupuje pojedyncze ciuchy, ale droższe, czasami nawet markowe. Nie wiem skąd takie podejście, bo tak naprawdę on nie ma teraz żadnych swoich pieniędzy. Stypendium przecież już nie dostaje. Ja chociaż raz na jakiś czas dostaję te zapomogi. Właśnie wczoraj odebrałem 18000 zł, więc kupiłem sobie ładny sweter.
Był ze mną w Garwolinie. Widziałem, że jest mu trochę przykro. Sweter kupiłem w bez rachunku w pasmanterii. On myślał, że rozegra to tak, że jak wezmę pieniądze z rachunku z PDDz to i on sobie coś kupi. Dom dziecka zwraca pieniądze za kupione przez nas ubrania. Do jakiejś określonej kwoty oczywiście. Niestety na początek jednak trzeba mieć swoją kasę. No niestety w niektórych sklepach nie dają rachunków.
W sumie to on trochę sam sobie jest winny. To przez palenie papierosów. Miał rzucić, ale tego nie zrobił. Można powiedzieć, że w szkole przez to właśnie jest dyskryminowany. Dyrektor powiedział, że na papierosy to jemu pieniędzy nie będzie dawał. No i w ten sposób dostał odmowę zasiłku.
À propos tego wczorajszego pobytu w Garwolinie. Gdybym był sam, to pewnie kupiłbym coś Marzenie, a tak nie chciałem się przed nim zdradzać i kupiłem Mariuszowi zabawkę na urodziny.
I jeszcze jedno. Wracając z Garwolina, zmoczył mnie deszcz i dostałem porządnego kataru. Krople do nosa mi się skończyły. Więc będę musiał jechać jeszcze i dziś do miasta.
20:25
Aneta powoli dostaje obsesji od tych pocztówek. Dziś w Garwolinie powiedziały mi o tym jej koleżanki. Podejrzewają nadal mnie, ale nie są pewne. Nie mogą być pewne. Dziś dałem Ance, koleżance z klasy, aby wysłała jeszcze jedną pocztówkę w kopercie, tyle że od siebie z domu.
22:15
We wtorek dostaliśmy telefon: "Sławek idzie do wojska, przyjeżdżajcie. Zabierzcie z Garwolina jego papiery".
Środa rano. Sylwek wyjeżdża z internatu i jedzie do Garwolina po dokumenty. Nie dostaje ich, więc jedzie do domu.
Czwartek rano. Wyjeżdżam z internatu. Przyjeżdżam do domu i dowiaduję się, że Sławek w sobotę ma się stawić w WKU Mińsk Mazowiecki.
Sobota rano. Wyjeżdżam ze Sławkiem do Mińska. Na miejscu okazuje się, że to nie pobór, lecz kontrola. Sławek zostaje przydzielony do OC Pilawa. Jedziemy z powrotem do domu.
Niedziela wieczór. Jestem w internacie.
18:00
Jak ten czas szybko leci. To już poniedziałek. Za bardzo nie chce mi się pisać. Chyba trochę się od tego odzwyczaić bym. Nie powiem, nawet sporo się ostatnio wydarzyło. Przede wszystkim jest już Marzena. Nareszcie. Przeżyłem jakąś dziwną huśtawkę nastrojów, ale już jestem spokojny.
Jakie było moje pierwsze wrażenie gdy ją zobaczyłem? Przede wszystkim byłem zaskoczony. Wchodząc do ich pokoju, nie spodziewałem się, że ją zastanę. Ona też się mnie nie spodziewała. Zawstydziła się i odwróciła, a później uśmiechnęła ciepło. Jednak oprócz krótkiego "cześć" nic na początek nie powiedziała.
W tym jednym krótkim momencie poczułem, jak z moich ramion spada duży ciężar. Naprawdę poczułem ulgę, że nic jej nie jest. To ja zacząłem rozmowę. Tyle dni jej nie widziałem, tyle czasu, aż tu nagle… Ona tutaj, to dobrze, to wspaniale. Bardzo się martwiłem. Tyle myśli w głowie, tyle słów na usta się cisnęło. Już miałem to wszystko z siebie wyrzucić jednym olbrzymim potokiem, ale się powstrzymałem, bo nie byliśmy przecież sami.
7:15
Śniło mi się, że ja i Sylwek na sobotę i niedzielę pojechaliśmy do domu. Zajechaliśmy jak zwykle wieczorem, kiedy było już ciemno. Przywitała nas zadowolona mama. Tyle tylko, że dom wyglądał całkiem inaczej. Był stary, murowany z popękanymi częściowo ścianami i przeznaczony do rozbiórki, ale okna były duże i mieszkało się w nim całkiem wygodnie. Była w nim nawet porządna łazienka. Tak więc przywitała nas na progu mama i powiedziała, że niestety coś wypadło i musimy wrócić do internatu. Nie pamiętam podróży do samej Warszawy, ale wiem, że ze stolicy nie mieliśmy kursowego autobusu i jechaliśmy jakimś dodatkowym. Nawet nie wiem, w którym miejscu do niego wsiedliśmy. Nie pamiętam tej części snu.
Sen zaczyna się już od tego momentu, jak w nim byliśmy. Pamiętam, że Sylwek zaraz gdy tylko ruszyliśmy i autokar wyjechał na główną trasę, usadowił się tuż obok kierowcy i zaczął z nim prowadzić ożywioną dyskusję jak ze starym znajomym. Stałem jeszcze trochę przy przednim oknie, po czym usiadłem na pierwszym siedzeniu. W pojeździe było jednak trochę ludzi, bo ktoś siedział obok mnie. Nie zwracałem na tę osobę w ogóle uwagi, bo patrzyłem przed siebie. Autokar jechał bardzo szybko.
W pewnym momencie Sylwek niechcący potrącił dźwignię zmiany biegów.
-Sylwek, zmieniłeś bieg, - powiedziałem.
-Wcale nie. Jak się nie znasz, to się nie odzywaj, - powiedział.
Jechaliśmy dalej. Wyjechaliśmy z Warszawy. Gdzieś po drodze, już nie pamiętam gdzie, stał patrol milicji drogowej. Zdaje się, że mieli ze sobą radar. Kierowca szybko, ale płynnie zmniejszył prędkość. Radiowóz ustawiony był w poprzek drogi i zastanawiał ją w połowie. Kręciło się koło niego czterech mundurowych. Kierowca przestał rozmawiać z moim bratem i spoważniał. Powoli ominął radiowóz i ruszył dalej.
W samym Garwolinie przed pierwszymi światłami musiał się zatrzymać. Przez zebrę przechodził milicjant i w ogóle nie zwrócił uwagi, że tuż przed nim z piskiem opon zatrzymał się tak duży pojazd. Przeszedł tak blisko, że o mały włos nie stuknęliśmy go zderzakiem. Funkcjonariusz nawet się nie obejrzał.
Ruszyliśmy dalej.
-Na razie nie jedziemy dalej, - powiedział kierowca, - zajadę na stację, poczekam godzinę, postawię się na stanowisko i ruszymy. Ale to dopiero za godzinę.
-No to ja wysiadam, - powiedziałem.
Sylwek został, a ja przyszedłem piechotą do internatu. Miałem godzinę czasu. Siadłem i zacząłem rozmyślać:
"Nie, jeżeli twojemu ojcu powiedzieli, że nic mu nie zrobią, to nie mogą go zamknąć. Twój ojciec jest niewinny".
W tym momencie do pokoju wszedł Wojtek i obudził mnie. Wiem, że ten kierowca coś przeskrobał. Nie wiem tylko gdzie i po co jechaliśmy.