wtorek, 14 listopada 2023

30 czerwca 1990

Sobota


Łochów 18:20


Na dworze pochmurno i mokro. Była burza, przed chwilą skończyło padać. Wokół olbrzymie kałuże wody. Byłem w Warszawie i tam nie padało. Kiedy szedłem od pociągu, przemoczyłem buty. W ogóle kompletnie przemokłem. Przed burzą było upalnie i duszno. Temperatura sięgała trzydziestu stopni, a człowiek się rozpuszczał jak czekolada. Poza tym ten smród spalin i zgiełk samochodów doprowadzał mnie do szału. 

Cały dzień był bardzo upalny i bez deszczu. Kika razy zanosiło się na burzę, ale tylko kropiło. No i w końcu lunęło. W tej chwili jest już dużo chłodniej, ale jutro pewnie wszystko wróci do stanu wyjściowego. 

Jak już wspomniałem, w stolicy byłem po odbiór moich dokumentów, bo Sylwkowi nie chcieli dać. Dowiedziałem się, że na studia zaoczne dokumenty składa się dopiero w drugiej połowie sierpnia. Nie wiem, czy mam jakiekolwiek szanse. Trochę głupio pójść na egzamin z myślą, że i tak go nie zadam. Jak na razie nic nie umiem, nie znam żadnej odpowiedzi na pytania z ubiegłorocznego egzaminu. Trzeba przewertować trzy podręczniki, aby mieć jakikolwiek zasób wiadomości. To takie minimum. Inaczej w sumie nie ma się co tam fatygować. Tu w hotelu nie ma warunków do nauki. Ta wieża stereo Wieśka ciągle ryczy, że własnych myśli nie słychać. Poza tym ciągle ktoś jest w pokoju. Normalnie jak na stacji kolejowej. Na dodatek te upały mnie wykańczają. Bardziej ciągnie mnie nad zalew niż do nauki. No cóż, łatwo powiedzieć, żeby się uczyć. Trudnej się do tego zabrać w jakiś konkretny sposób. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz