Sobota
Stary Łochów 23:05
No i rozpadało się. Cały świat osnuty jest niebieską mgiełką, która wygląda bajkowo i romantycznie. Deszcz zawsze nastrajał mnie refleksyjnie. Idę do komórki. Sławek się przestał kąpać i zwolnił miejsce.
***
No dobra, jestem z powrotem. Dziwnie się czuję. Mam wrażenie, że podłoga pode mną się kołysze. Może to wina tych dwóch kaw, które dzisiaj wypiłem. Nie wiem. No dobrze. Obowiązki na początek.
W poniedziałek albo we wtorek Sylwek jedzie do Warszawy w sprawie tych moich egzaminów. Może zajedzie też do Mińska Mazowieckiego z tym zaświadczeniem lekarskim. Właściwie to nie jestem pewny, czy coś tam załatwi.
Boże, ale szumi mi w głowie. Normalnie jak w młynku. Cały koncert. Może to źle, że uciekłem z domu. Tu w komórce w samotności pisze się lepiej. Ale tracę kontakt z rzeczywistością. Zbyt odrywam się od ziemi, a potrzeba mi realizmu i optymizmu.
Cały się trzęsę, i fizycznie i psychicznie. Dlaczego? Zawsze tak się czuję, gdy zabieram się do pisania. A może to tylko to miejsce tak na mnie wpływa. Jakiś dziwny stan. Czuję się, jakbym pływał. Odrywam się od ziemi.
Prawie pół dnia przespałem. Padało. Taki senny, spokojny nastrój. Po tem od razu pojechałem do kina. Film był głupi, ale działał na podświadomość. Po przyjeździe ten mecz w telewizji. Rozmowy z braćmi. To wszystko w połączeniu dziwnie na mnie wpłynęło.
Myślę. Myślę o tym, co pisać, ale to chyba nie ma sensu. W telewizji leci koncert z Opola. Mam go dość. Jakiś taki drętwy i nijaki. Jest już ciemno. Psy zaczynają szczekać. Nie, ja tu nie mogę pisać. To niemożliwe.
***
Tego było mi trzeba. Kilkadziesiąt szybkich, głębokich oddechów, aż do zdrętwienia twarzy i rąk. Miałem po prostu niedotleniony mózg. Od razu poczułem się lepiej. Powróciła jasność myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz