Niedziela
Stary Łochów 1:15
-Kinderman? Hans Kinderman? Jego zdziwienie nie było udawane. Właśnie przed piętnastoma minutami opuścił posiedzenie doradców ministra handlu Układu Słonecznego. Niski, barczysty szatniarz mówił głosem pełnym zdziwienia, ale spokojnym.
-Dostał telefon, podobno z domu. Coś ważnego się podobno wydarzyło. Wybiegł i to podczas zebrania.
-Do domu? Przecież przed dwiema godzinami stamtąd przyleciałem. Co się mogło stać?
-Tylko tyle powiedział, - wzruszając ramionami, tłumaczył szatniarz.
Na twarzy młodego człowieka malował się niepokój. Nie zwracając uwagi na swoją towarzyszkę, którą obiecał podrzucić do hotelu Nogar Trump, szukał czegoś nerwowo po kieszeniach.
-Gdzie to jest? Gdzie? Gdzie? Powtarzał jak w transie.
-Przepraszam, czy coś jest nie w porządku? - zainteresowała się młoda kobieta, lecz nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
– Gdzie jest najbliższy telkom? – zapytał szatniarza nerwowo, rozglądając się dookoła.
-Tam, - niski człowiek wskazał na przeciwległą ścianę z szeregiem kabin.
Natychmiast zniknął w jednej z nich. Szatniarz także gdzieś się podział. Cornelia, jak zwykle, swą niezwykłą intuicją wyczuwała niebezpieczeństwo. Wiedziała, że coś jest tu nie tak. Pozostawiona w wielkim holu próbowała zebrać myśli i poukładać te strzępy informacji, które do niej z różnych źródeł docierały w jedną spójną całość. Lecz nie było to takie proste.
Wiedziała, że Kindermann jest handlowcem, że obrady zaczęły się wczoraj rano. Wiedziała też, że jest to człowiek nadzwyczaj uczciwy. Wiedziała także z telewizji, że jest zdecydowanym przeciwnikiem w budowy bazy atomowej na Księżycu Ziemi, która praktycznie zmieniłaby go całkowicie w obiekt militarny, a ludzi tam mieszkających przyniesiono by do małych, niewygodnych, sztucznych satelitów, gdzie żyliby w skrajnie złych, upokarzających i niegodnych człowieka XXIII wieku warunkach.
Wiedziała, że Kinderman walczył z całą zaciętością o przetrwanie ich małej planety jako miejsca zamieszkania i miejsca, w którym mogliby spokojnie żyć i pracować. A teraz spotkała jego syna. Czy to przypadek?
-Nie ma go w domu, - z rozmyślań wywołał ją Mark Kinderman, który właśnie skończył rozmowę. Był jeszcze bardziej zdenerwowany niż przed chwilą. Tam też nic o nim nie wiedzą, co się mogło stać?
Spojrzał na nią jakoś dziwnie.
-Tak, dostałem wczoraj dziwny list, w który nie mogłem uwierzyć. Aż do tej pory. Zaraz, zaraz gdzie ja go mam? O jest.
Wyjął kawałek zmiętej kartki, na której z wyciętych liter widniał krótki tekst. Dziewczyna wzięła go w dłonie i głośno odczytała:
“Jeżeli pańskie postępowanie w ostatnio omawianej między nami sprawie nie zmieni się, nie przeżyje pan swojej próby”.
-Koniec, - odezwała się, - a, jest jeszcze podpis. PRZYJACIELE. Co to ma znaczyć? O jakiej próbie oni piszą? I w ogóle kto to są ci “PRZYJACIELE”?
-Nie mam pojęcia, - odezwał się automatycznie Mark.
Próbowała się przez chwilę zastanowić. Usiadła z głową przewieszoną przez zagłówek fotela. W tej chwili wyglądała po prostu pięknie. Mark patrzył na nią ze zdziwieniem. I nie chodziło o nią tylko o niego. Wybierało w nim coś na kształt nadciągającej burzy. Doznał dziwnego uczucia i gdyby nie zniknięcie ojca poddałby się temu i objął ją ramionami. Teraz jednak odrzucił tę myśl. Był zły na siebie, że cokolwiek może być ważniejsze niż jego ojciec. To właśnie on był dla niego najważniejszym autorytetem. Tylko jemu wierzył i ufał. Dlatego jego zniknięcie do głębi go poruszyło. Wiedział, że musi działać, ale nie miał pojęcia, od czego zacząć. Próbował znaleźć jakiś punkt zaczepienia jakiś szczegół, który rzuciłby, choć promyk światła na tę sprawę, lecz nie znajdował go.
-Czy pańskiemu ojcu ostatnio nikt nie groził? - zapytała Kornelia. - Może miał jakichś wrogów, nic panu nie mówił? Z niczego się nie zwierzał?
-Jesteśmy przyjaciółmi, razem umawiamy trudne sprawy, o wszystkim sobie mówimy. Nie przypominam sobie, żeby ostatnio ktoś mu groził. Oczywiście miał wielu przeciwników, ale żeby od razu wysyłać groźby pod jego adresem to nie.
-Niech się pan dobrze zastanowi, tu każdy szczegół może być ważny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz