Sobota
11:45
Dziś w nocy znów miałem ten koszmarny sen, który powraca co jakiś czas. Tym razem nie była to pełnia, ale nów.
Śniło mi się, że siedzieliśmy wieczorem w pokoju. Nie wiem, czy znajdowałem się w domu, czy też w internacie. To chyba nie miało aż takiego znaczenia. Wiem tylko, że była tam cała rodzina. Każdy był czymś zajęty. Ja miałem jakąś cienką książkę i czytałem.
W pewnym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś spuszcza wodę w toalecie. Zdziwiło nas to, bo nikt do niej nie wchodził.
-To pewnie awaria spłuczki, - powiedziałem i pokazałem książkę, którą trzymałem w ręku. To była instrukcja obsługi tego typu urządzeń.
Ktoś rzucił propozycję, żeby to sprawdzić. Monika podniosła się ze swojego miejsca i udała się w tamtym kierunku. Nagle odskoczyła, raptownie zamykając drzwi. Była blada jak ściana, a jej oczy wyglądały, jakby przed chwilą zobaczyły samego diabła.
-O Booooże! Luuuudzieeee!!!- wyrzuciła z siebie przeraźliwy jęk.
Ten odgłos wyrażał pierwotny paniczny lęk przed czymś, czego nie rozumiała, a co zagrażało nie tylko jej ciału, ale i duszy. Jakby zobaczyła otwarte wrota piekieł.
Po chwili odruchowo zajrzałem tam i ja. Sytuacja się powtórzyła. Wydarłem się na całe gardło, jakby mnie ktoś za chwilę miał zaszlachtować tasakiem. No i nie tylko we śnie. Na jawie też. Obudził mnie mój własny krzyk.
Kiedy się obudziłem, wcale nie było lepiej. Nie byłem przekonany czy to rzeczywiście jawa. Nie do końca. Mózg pracował na wcześniejszych obrotach, a wyobraźnia podpowiadała najróżniejsze scenariusze. O mało się nie zesrałem z tego strachu.
Pomimo że bardzo chciało mi się lać, nie odważyłem się wstać i pójść teraz do kibla. Najgorsze, że nie mogłem też zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz