Piątek
13:00
Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Nie wiem, jak w ogóle podejść do tematu. Po prostu to jest nie fair. Dziś dowiedziałem się, że nie będziemy już dostawać stypendium. Koniec kropka. Nie ma nad czym dyskutować. Chodzi o mnie i o Sylwka. Nasi ze szkoły nabrali wody w usta i twierdzą, że to nie od nich zależy. Podobno taka ustawa weszła w życie. Wytłumaczyli to w ten sposób, że dom dziecka zapewnia nam podstawowe warunki materialne i w naszym przypadku państwo i tak już nam pomaga. Z tego też względu nie należy się nam stypendium.
I w tym momencie to albo czegoś nie rozumiem, albo ktoś robi nas w chuja. Teoretycznie dom dziecka był i nadal jest miejscem, które zastępuje mi dom rodzinny. Zabierając mnie do domu dziecka, państwo polskie wzięło na siebie obowiązek zapewnienia mi podstawowych warunków materialnych. To nie jest żadna łaska, czy jak to oni określają pomoc. To jest obowiązek. Obowiązek, z którego państwo polskie już od długiego czasu i tak się nie wywiązuje.
Z roku na rok budżet na ubrania maleje. W tej chwili wynosi on jakieś 30 000 zł. No, kurwa, ja się pytam, co za to można kupić?! Kurtka zimowa kosztuje w granicach 15 000 - 20 000. To już połowa tej kwoty. A gdzie reszta ubrań? W jaki sposób ubrać się przez pozostałą część roku? To jakaś kpina.
Do tej pory całą tę chujową sytuację ratowałem szkolnym stypendium. Niewiele tego było, ale zawsze coś. Jakieś buty mogłem przynajmniej kupić. No co mam iść do pracy? No na to wychodzi. Albo stanąć na ulicy i żebrać. Jak jeszcze ceny pójdą w górę, to trzeba będzie się nad tym zastanowić.
Przykładu nie trzeba długo szukać. Zbliża się studniówka. Rozumiecie, garnitur, koszula, lakierki i te rzeczy. Wszyscy będą się prezentować jak z obrazka, bo to ponoć najważniejszy bal w życiu, a ja co? Jak dziad?! Sam gajerek kosztuje w granicach 30 000 - 50 000 zł. Płakać się chce. No nie, chyba sobie dam z tym spokój. Samo wpisowe kosztuje 10 000 zł. Kurwa, kurwa, kurwa!!! Skąd mam na to wziąć?! Matka za mało zarabia. Zresztą ma nie tylko mnie na utrzymaniu.
Powiedzieli mi, że dom dziecka płaci za internat. To jest 7 000 zł miesięcznie. W takim razie policzmy:
7 000 x 12 = 84 000
84 000 + 30 000 = 114 000
114 000 / 12 = 9 500
Tak wygląda dotacja domu dziecka dla wychowanka w 1988 roku. Kogo oni chcą oszukać. Obiecywali, że jeśli miesięczna kwota dotacji nie przekroczy 18 000 zł, to będą do tej stawki wyrównywać. Trochę przykro jak widzę, że koledzy, którzy nie są sierotami, mają normalne rodziny i przyzwoite utrzymanie dostają po 10 000 - 12 000 zł miesięcznie stypendium, a my jesteśmy zdani na siebie.
Wydaje mi się, że ktoś w tym mieszał palce, a teraz nam tylko mydlą oczy. Komuś się nie podobało to, że nie dość, że nie płacimy za internat, to jeszcze dostajemy stypendium. No cóż, życie.
Aha jeszcze nam powiedzieli, że mamy się cieszyć, bo załatwili nam możliwość otrzymywania co trzy miesiące zasiłku celowego w kwocie 15 000 zł. Przy czym za każdym razem trzeba składać osobne podanie.
Pięknie, po prostu pięknie. Nie wiem, co robić. Jestem załamany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz