Poniedziałek
13:50
Jestem w Sinołęce na praktyce. Dotarli już wszyscy z mojej klasy. Dołączyłem do nich w Kałuszynie. Czekali na autobus w momencie, kiedy przyjechałem z Węgrowa.
Zakwaterowali nas w sześcioosobowym pokoju. Umeblowany jest skromnie. Trzy szafy, dwa stoły, sześć tapczanów i cztery krzesła nie robią szału. Jest dużo luzu, ale za to jest przyjemnie.
Jak tylko tu wszedłem ogarnął mnie dziwny spokój. Być może sprawiła to różnica temperatur, bo na dworze jest nieciekawie. Zimno i pada deszcz. Być może też dlatego, że jest to bardzo stary budynek. Nie wiem, nie miałem okazji się przyjrzeć dokładnie, ale to chyba jakiś pałacyk.
Nie wiem jak to określić, ale od samego początku poczułem z tym miejscem jakąś dziwną więź. Tak jakbym znał to miejsce od urodzenia. Mam wrażenie, że od tych brudnych ścian bije jakiś odwieczny spokój. Dotarło do mnie, że zawsze chciałbym mieszkać w takim domu. Podświadomie, a może i świadomie traktuję to jako swój własny dom.
To było takie deja vu. Z upływem czasu to pierwsze wrażenie zaczyna słabnąć, ale i tak je czuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz