wtorek, 6 lipca 2021

18 grudnia 1987

Piątek


21:10


No i jednak wszystko dobrze się skończyło. W końcu dostaliśmy to stypendium. A już myślałem, że będę musiał czekać do samych świąt. Od razu udaliśmy się do Garwolina na zakupy. Wielkie mi co. Kupa drobiazgów. Tera to wszystko leży przede mną. Po komplecie szklanek i kieliszków, papierośnice, męska woda kolońska, woda kwiatowa, tanie perfumy, komplet do badmintona, jakieś kremy dla kobiet i parę innych rzeczy. W sumie to szaleństwo wyniosło nas jakieś pięć tysięcy. No jak na dwóch i przy tych cenach to wcale nie jest dużo. Powiem jedno, nałazić się za tym trzeba było jak cholera. Odwiedziliśmy wszystkie sklepy galanteryjne i inne tego typu, jakie są w mieście. Poza tym byliśmy też w sportowym i motoryzacyjnym. Nie mamy nic dla mamy, no i dla siebie nawzajem. Trzeba się jeszcze za czymś rozejrzeć. Może w Mińsku Mazowieckim? 

Z miasta wróciliśmy o 17:30. Zarębska od razu z mordą, że wyjechaliśmy bez pozwolenia. Jednak gdy zobaczyła prezenty, nie była już taka skłonna do awantury. Powiedzmy, że zapomniała o wszystkim. Ona lubi tego typu rzeczy (zakupy i takie tam), ale jako że jest chytra jak cholera, to raczej lubi oglądać, niż sama za to płacić. No i se obejrzała. Nie mieliśmy nic przeciwko, byleby tylko nie darła mordy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz