sobota, 31 lipca 2021

8 lutego 1988

Poniedziałek


14:40


Jakoś tak głupio pisać, gdy wokoło łażą. Dom jest mały i wszyscy są skupieni w jednym pomieszczeniu. Światła nie ma. Nie ma co robić. Nudzi mi się. Szczególnie wieczorem. Ta sytuacja zaczyna mi coraz bardziej doskwierać. Na dłuższą metę nie zniósłbym tego. Elektryka jakoś nie widać. Czekamy. 


piątek, 30 lipca 2021

czwartek, 29 lipca 2021

5 lutego 1988

Piątek


11:30


Co się dzieje z tą pogodą?! Wczoraj przyszła taka odwilż, że prawie cały śnieg się rozpuścił. Wcale nie było go mało, przynajmniej pół metra. Teraz się topimy. Wody jest co niemiara. Dobrze, że w nocy był niewielki mróz, bo z domu nie dałoby się wyjść. No ale teraz jest ładnie. Przynajmniej świeci słońce. 

Sąsiad nie podłączył prądu. Powiedział, że nie podłączy. Mamusia dziś rano była u pana Zacha, znajomego elektryka. Powiedział, że zobaczy, co się da zrobić, abyśmy jak najszybciej mieli światło. Zastrzegł jednak, że to nie będzie z dnia na dzień, bo jest dużo papierkowej roboty. Najpierw musi mieć zlecenie od naczelnika gminy. Później trzeba jeszcze jakieś dokumenty wypełnić, więc nie tak szybko. 

Wygląda na to, że do końca ferii prądu nie będzie. Muszę przyznać, że taka sytuacja jest cholernie uciążliwa. 


środa, 28 lipca 2021

2 lutego 1988

Wtorek


20:20


Na dworze ciemno. O tej porze roku to normalne. Nie o tym jednak chciałem pisać. Rejestruję to przy trzech świeczkach. Tylko przy tylu cokolwiek widać. 

No ale dalszego nie ma u nas światła? 

To nie wina elektrowni. Nie ma tylko u nas. To sprawka sąsiada, pana Strąka. My nie mamy bezpośredniego podłączenia ze słupa tak jak inni. Zwróciliśmy się do gminy i czekamy na legalne podłączenie. Podczepiliśmy się na jakiś czas do sąsiadów, żeby móc w miarę normalnie funkcjonować. 

Kiedy się tu wprowadziliśmy, nie było nic.  Ani światła, ani podłóg. Nie było nawet drzwi. Dom był w strasznym stanie. Myśleliśmy, że nie da się tego doprowadzić do stanu używalności. Od razu zagadaliśmy do sąsiada. Wydawał się życzliwy i uprzejmy. Współczuł nam. Obiecał pomóc i pomógł. 

Jako że to bardzo blisko przerzuciliśmy kabel przez ogrodzenie. Za zużyte kilowatogodziny uczciwie płaciliśmy. Wydawało się nam, że nawet więcej niż rzeczywiście zużyliśmy. Do tej pory nie było z tym problemów. Staraliśmy się utrzymywać jak najlepsze relacje, ale ostatnio to się popsuło. 

Nie wiem, co dokładnie było przyczyną, bo mnie tu nie było. Z tego co mi powiedzieli, przed świętami Strąk zaczął narzekać, że linia jest cięgle przeciążona. Sugerował, że to my tyle czerpiemy. Podobno tyle u nas żarówek. Sam żyrandol podobno ma pięć. 

Nie wiem, skąd on to wiedział, ale gadał, że podłączamy ileś tam grzałek i piecyków elektrycznych. Nie mam pojęcia, skąd ma takie informacje, ale nic z tego co mówił, nie jest prawdą. 

Pod sufitem wisi jedna goła żarówka. Dopiero myślimy, żeby coś do niej dokupić. Palimy w kuchni kaflowej. Zimno jak cholera, ale dajemy radę. Myślę, że facetowi się odwidziała taka pomoc. Może wydawało mu się, ze to na kilka dni? 

Na początku wyłączał bezpiecznik. Skrzynkę mają w klatce. Byliśmy przekonani, że to jakieś zwarcie. Chodziliśmy i włączaliśmy. Kiedy się zorientował, odpiął kabel. Wtedy zrozumieliśmy, że nas nie lubi i nie chce nam pomagać. 

Aha to już drugi raz tak nas załatwił. Ostatnio Sławek poszedł i sam wpiął przewód. Teraz nie che, a ja nie znam się i nie mam odwagi. 

Tak naprawdę nie wiem, o co tu dokładnie chodzi. Dlaczego z gminy jeszcze nikt nie był? Mamusia podobno miała już dawno gadać z jakimś elektrykiem, ale do tej pory nic się nie dzieje. 

Dobra idę spać. Szkoda świeczek. 


wtorek, 27 lipca 2021

1 lutego 1988

Poniedziałek


12:55


Jestem w  domu. Napadało więcej śniegu. A tak w ogóle to nie ma co robić. Mama i młodsze siostry pojechały do szpitala. Starsza ode mnie o cztery lata siostra urodziła dziecko. Dziewczynkę. 


poniedziałek, 26 lipca 2021

28 stycznia 1988

Czwartek


15:00


Przedostatni dzień w internacie. Później długa przerwa od lekcji i może od tego zeszytu. Dziś na lekcjach było tylko dziesięć osób. To mniej niż połowa. Było fajnie. Zupełnie inna atmosfera. Przyjemnie i kameralnie. Były nawet dwie kartkówki, ale profesorowie potraktowali je z przymrużeniem oka. Pozwalali ściągać. 


niedziela, 25 lipca 2021

27 stycznia 1988

Środa


Wydarzenia ostatnich dni: 


Wczoraj na nauce własnej około godziny 18:00 kierownik internatu puścił nam film na wideo. 

Ostatnio złapałem katar, ale już przechodzi. Zresztą wiele osób go ma. 

Kilka dni temu spadł śnieg. Cieniutka warstwa, ale jest. 

Wszystkie oceny są wystawione. Udało się. Nie mam ani jednej dwójki. 

Mój brat nie jedzie do domu na ferie zimowe. Zostaje w internacie na OHP kelnerskim. 


sobota, 24 lipca 2021

27 stycznia 1988

Środa


Przedwczoraj odbył się w internacie bal gałganiarzy. Było to wieczorem, po kolacji. Z opisaniem tego czegoś będę miał problem. 

Na samym początku poszła fama, że nieprzebranych wpuszczać nie będą. A ja chciałem wejść. Z poprzednich lat wiedziałem, że to zajebista zabawa. Można się chichrać do bólu brzucha. Taki karnawał tylko w stylu polskim, naszym internatowym. 

Można spotkać krasnoludki, święte mikołaje, murzynów, cyganki. Jednak najwięcej jest tych, nie wiadomo jakich, co przebierają się, w co tylko mają. Wiadomo, nie wszyscy mają kasę i czas na przygotowanie wyszukanych kostiumów. 

Duża część chłopaków i dziewczyn bierze to co ma pod ręką i improwizuje. Czasami jest to prześcieradło, pocięta koszula albo piżama. Wszystko się nadaje, byleby tylko mieć dobry pomysł. 

Szedłem na ten bal z czystej ciekawości i chęci rozrywki. Chciałem też wyglądać jakoś oryginalnie, żeby nie odstawać od reszty. Do dyspozycji miałem niewielkie zasoby. Wziąłem dwa ręczniki kąpielowe. Związałem je rogami i wyszło coś w rodzaju tuniki. Spiąłem się paskiem i wyglądałem jak średniowieczny rycerz. 

Ale to jeszcze nie koniec. Przypomniałem sobie, że mogę przecież ucharakteryzować się tak jak w zeszłym roku na pierwszy dzień wiosny. Użyłem do tego celu zwykłych kredek do rysowania. Przecież nie mam nie innego, żeby jakoś się wymazać. Kredki dają niezły efekt. Trzeba je tylko sproszkować. Ja użyłem do tego celu noża kuchennego. To, co pozostało, doskonale rozprowadzało się po twarzy. 

Efekt był zaskakujący. Wyglądałem jak wampir. No cóż, odwaliło mi trochę. Chcąc rozwalić system, naciągnąłem jeszcze czepek kąpielowy na głowę. Teraz to już był całkowity odlot. 

No co, akurat był pod ręką. Aha, jeszcze pod ten czepek wsunąłem uszy wycięte z papieru. Jak się bawić to na całego. Było śmiesznie i o to chodziło. 

Tak przebrany poszedłem na stołówkę. Bal już się zaczął. Nie wiem, czy opisywać reakcje kolegów i koleżanek na mój widok. Trochę mi głupio, bo były jaja jak berety. 

Dziewczyny wpadły w histerię. Pisk był nie do opisania, a chłopaki ze śmiechu pospadali z krzeseł. Powiem, że czułem się trochę skrępowany. Nie jestem przyzwyczajony gdy za bardzo skupiam na sobie uwagę innych, ale chyba zebrałem pozytywne opinie. Wychodzi na to, że kto ma większego zajoba, ten jest lepszy. Później poczułem się trochę jak idol i zacząłem chodzić po sali, aby wszyscy mnie zobaczyli. 

W końcu wybrano komisję, aby ustalić, kto był najlepszy. No nie wygrałem tego konkursu. Najoryginalniejszym przebierańcem został ktoś inny, jeszcze bardziej pojebany niż ja. Ja zająłem drugie miejsce, ale chyba też nieźle, co?  W sumie jury nie postarało się, bo nagrodą była paczka twardych jak kamień toffi. No ale co tam nagroda. To, co się uśmiałem i ubawiłem to moje. Prawda? 


piątek, 23 lipca 2021

24 stycznia 1988

Niedziela


Wczoraj wieczorem zaczęła się studniówka klas maturalnych. Dziś około siódmej rano się skończyła. Wszyscy jeszcze śpią. W internacie kompletna cisza. Nic się nie dzieje, jakby wszystko wymarło. Nie ma nawet wychowawcy na dyżurze. Zwykle to się raczej nie zdarza. Z tego co wiem, wszyscy pijani, odspajają huczną zabawę. Zdaje się, że nawet kierownik internatu pan Rusak jest nawalony. No ale jedno dobre, dziś na śniadanie mieliśmy rewelacyjny bigos. 


czwartek, 22 lipca 2021

21 stycznia 1988

Czwartek


11:15


Jak ten czas szybko leci. W zasadzie to nie bardzo wiem, o czym pisać. Niedługo koniec półrocza. Wkrótce zaczną się zimowe ferie. Nie ma śniegu. Mam poważne wątpliwości czy w ogóle posypie tej zimy. 


środa, 21 lipca 2021

19 stycznia 1988

Wtorek


W żaden sposób nie mogę zmusić się do nauki. Na początku jestem pełen chęci i zapału, a jakże, żeby nie było. Biorę zeszyt i zaczynam. Przebiegam wzrokiem litery, czytam notatki, próbuję rejestrować. Niestety mój mózg działa tak wolno, tak ciężko jest tam cokolwiek wcisnąć, że już po kilku minutach mam wątpliwości, że cokolwiek wejdzie mi do głowy. Po kolejnych dziesięciu minutach odkładam wszystko i myślę: “pierdolę, niech się dzieje co chce”. Później w szkole sram po gaciach. 


wtorek, 20 lipca 2021

18 stycznia 1988

Poniedziałek


19:15


Poszukiwanie sensu życia, sensu ludzkiej egzystencji jest czymś bardzo ważnym i niesłychanie ciekawym. Po co my właściwie istniejemy, po co żyjemy? Szukam odpowiedzi na te pytania. 


poniedziałek, 19 lipca 2021

16 stycznia 1988

Sobota 


“My ludzie jesteśmy mikrobami, które powodują chorobę jakiegoś większego układu w skali Wszechświata. Dopóki nie przekroczyliśmy poziomu zwierzęcia, choroba znajdowała się w stanie utajonym. Zaogniła się, odkąd zaczęliśmy myśleć i przetwarzać nasze środowisko”. 


“Alergen”, - Marek Nowak. 


niedziela, 18 lipca 2021

16 stycznia 1988

Sobota


Podle się czuję. Pobiera mnie kurwica. Na dole impreza. Słyszę muzykę, a mnie tam nie ma. To nie moje zabawki i nie moja piaskownica. Żyd jeden! Szkoda było mi kasy, to teraz siedzę sam w pokoju. Dobrze mi tak. A miało być zupełnie inaczej. 

Gdybym w odpowiednim momencie wyłożył 1500 zł, to także bym się tam bawił. Nie siedziałbym w koziej dupie i się zastanawiał, jak tam jest. Podobno żarcie pierwsza klasa i muza zajebista. No ale Jacek mądra głowa uważał, że 1500 zł to stanowczo za dużo. 

No ale czego ja w ogóle chcę. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastko. Za te pieniądze będę miał dobre buty sportowe i jakieś kapcie do łażenia po internacie. W pewnym momencie uznałem, że to jest mi bardziej potrzebne. To będę miał przynajmniej na pół roku, a nie na jeden dzień jak ta głupia dyskoteka. 

Tak się zastanawiam. Mógłbym tam iść bez zaproszenia. Nie wiem, czy w ogóle to sprawdzali na wejściu. Ale chyba nie. Nawet jak wejdę, to szybko się dopatrzą, że jednak nie było mnie na liście. Nawet jak nie wygonią, to będą plotkować, że im się jakiś darmozjad wpierdolił. Nie, lepiej nie. 

W mordę jeża, mogłem jechać do domu! Po chuj tu siedzę! Nie widziałbym, nie słyszał, nie wkurwiałoby mnie. Ale nie, ja musiałem zostać. Przecież, kurwa jestem masochistą! Nawet pogoda była piękna. Fajna na wyjazd. Ale nie, musiałem zostać! A teraz wymyślam jakieś głupie gry i szyfry, żeby zabić czas. 

No chuj, pozostaje tylko się uczyć. Jasny szlag! Co mnie podkusiło, żeby zostać? W domu pewnie się martwią, bo obiecałem, że przyjadę, jak tylko będę mógł.


sobota, 17 lipca 2021

13 stycznia 1988

Środa


Właśnie rozpoczął się bardzo trudny etap mojej nauki w szkole. Ostatnie dni przed końcem półrocza to prawdziwa wojna nerwów i biegania za nauczycielami. Tak jest co roku, ale teraz stało się to tak uciążliwe, wypalające, że już pękam w szwach. Każda lekcja to pole minowe a jeśli jest ich siedem w ciągu dnia, to na koniec jesteś trupem. Człowiek się wypala, stres sprawia, że nie nadaje się do niczego, a na koniec popada w totalną apatię i zniechęcenie. Jest mu wszystko jedno, ile dwój dostanie i z jakiego przedmiotu. Ma wyjebane na nauczycieli i szkołę. 

Dziś na siedem lekcji, tylko na jednej nie było klasówki. Najbardziej zdenerwowałem się na chemii. Na tej kartkówce nie napisałem kompletnie nic, pomimo  że miałem przy sobie dobrą ściągę. Pani profesor od razu na wejściu powiedziała, że jak złapie na ściąganiu, to na dzień dobry dostaje się dwie dwóje. 

Dwie, a nie jedną! Kurwa jedna! Poczułem się tak, jakby przyłożyła mi pistolet do głowy i strzeliła. Dwie dwóje przy jej charakterze i podejściu, a co najważniejsze przy całokształcie moich ocen z tego przedmiotu sprawiłyby, że byłbym ujebany jak nic. 

No dobra, lekcje się skończyły i mogę trochę odetchnąć. Muszę coś zrobić, bo jestem kłębkiem nerwów. Biorę się za czytanie. To najlepszy sposób, aby się oderwać od tego gówna. Dobra powieść science fiction szybko pozwoli mi zapomnieć i przenieść się w świat marzeń i fantazji. 


“Ziemia jest wielkim kosmicznym domem wariatów, a my sami szaleńcami, tyle że przetransformowanymi w zakresie fal transcendentalnych. Na tej planecie nie ma bytu obiektywnego, nie ma nic wartościowego ani sensownego. Jest tylko krótsza lub dłuższa chwila potrzebna na leczenie. Sens odnajduje się sam, ale dopiero po powrocie. Być może ludzkie poszukiwanie sensu egzystencji jest jedynie nieuświadomioną tęsknotą za rzeczywistymi światami, które musieliśmy opuścić skutkiem obłędu. Mówicie często o przeznaczeniu, o złym albo dobrym losie, o szczęściu lub jego braku, a za tym wszystkim stoi profesor Grybrydrybru z grupą swoich współpracowników”. 


“Klinika psychiatryczna” - Marek Nowak. 


piątek, 16 lipca 2021

10 stycznia 1988

Niedziela


14:00


Na niedzielę zawsze planuję mnóstwo różnych rzeczy. W ciągu tygodnia odkładam wile drobnych zajęć, aby uwinąć się z tym w weekend. Kiedy jednak przychodzi to wolne, jestem tak zmęczony, że nie starcza mi chęci i sił. Czy to norma? 


czwartek, 15 lipca 2021

9 stycznia 1988

Sobota


Nie mam czasu, aby usiąść i zastanowić się nad swoim życiem, nad swoim postępowaniem. No tak, brak czasu nie powinien być wytłumaczeniem, bo to moje życie i ja płacę za błędy, ale i tak tego nie robię. Próbuję ten problem spychać gdzieś na granice świadomości, twierdzić, że mnie to nie dotyczy, chociaż jest inaczej. Boję się życia, nie umiem sobie poradzić z samym sobą. Każda przyszłość, która sięga dalej niż rok, to czarna, mroczna, nieprzenikniona karta. Będę musiał się z tym zmierzyć, czy tego chcę, czy nie. 


środa, 14 lipca 2021

8 stycznia 1988

Piątek


15:10


Cytat z książki, który bardzo mi się spodobał. 


“Szczęścia ludzkości nie osiągniemy przez doskonalenie narzędzi, ale przez doskonalenie człowieka. Nie przez ilość, lecz przez jakość”. 


“Marsjanie są wśród nas”. Edward Wiekiera 


poniedziałek, 12 lipca 2021

6 stycznia 1988

Środa 


8:45


W końcu będę musiał zgłosić się do pani Kusińskiej po te ubrania. Obiecała je już miesiąc temu. Kazała przyjść do siebie do domu, ale jakoś nie mam odwagi. Będę musiał się jakoś zebrać, bo to są dobre ciuchy. Używane, to fakt, ale zagraniczne, markowe i niezniszczone. Podobno jest tego sporo. Pomyślałem, że to by był świetny prezent dla całej rodziny. Przecież się nam nie przelewa. 

Jeszcze w tym tygodniu muszę zajrzeć do moich stratyfikowanych nasion, żeby praca dyplomowa się udała. 

Ładna pogoda. Piękne obłoki suną po niebie. Postrzępione i porozciągane przez wiatr jak włosy Roszpunki. Jak białe smugi pociągnie akwarelą na błękitnym tle. 

Dobra, idę do szkoły, bo się spóźnię. 


18:35


Dziś, podobnie jak wczoraj puszczają w szkole film na wideo. Idę. Bilet niedrogi, a to zawsze jakaś rozrywka. 


niedziela, 11 lipca 2021

5 stycznia 1988

Wtorek


7:55


Nie mogę się przyzwyczaić do wczesnego wstawania. Przez ostanie dwa tygodnie kładłem się o drugiej, trzeciej nad ranem i raczej nie wstawałem przed południem. 


22:00


Właśnie wróciłem z filmu, który wyświetlany był na wideo w szkole. Dobry. 

Wciąż wierzę, mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Ta myśl kiełkowała w mojej głowie już od jakiegoś czasu, ale dziś w pełni ją sobie uświadomiłem. 


sobota, 10 lipca 2021

4 stycznia 1988

Poniedziałek


7:45


O, już do szkoły?! Ciężko. Za dużo wolnego. Nawet nie chcę myśleć, co będzie. Pewnie dwóje posypią się jak gwiazdki z nieba. 

Święta były spokojne, przyjemne. Takie jak powinny być. Na wigilię była kapusta i karp. Czegóż więcej można chcieć? Oglądałem telewizję i świetnie spałem. O szkole zupełnie zapomniałem. 


14:40


Już od kilku dni pogoda raczej wiosenna. 10 stopni Celsjusza, słonecznie, brak śniegu. Zastanawiam się kiedy przyjdzie prawdziwa zima. 


piątek, 9 lipca 2021

1 stycznia 1988

Piątek


12:15


Tak, tak, w dacie nie ma żadnej pomyłki. Mamy już nowy 1988 rok. Do tej pory nie było czasu, aby pisać o tym, co się dzieje. A działo się, działo. Nie jestem w stanie tego wszystkiego opisać, choćbym nawet chciał. Chociaż tak naprawdę mi się nie chce. Może więc tylko wybrane wydarzenia.

Drugiego dnia świąt późnym wieczorem ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem otworzyć. Okazało się, że to Grzesiek Koza. Po tym co się ostatnio stało, nie bardzo życzyłem sobie jego obecności w naszym domu. Może przypomnę. Okradł nas. Jesteśmy biedni i nie mamy wartościowych rzeczy, ale i tak było szkoda. Jednak najbardziej przykre było to, że cały czas uważałem go za przyjaciela. Razem wychowywaliśmy się w domu dziecka. 

No cóż, trudno kogoś wyprosić w zimową mroźną noc. Szczególnie że tak naprawdę nie miał gdzie wrócić. Jego matka zmarła, kiedy był mały, a ojciec, skończony pijaczek, mieszka kątem u jakiejś kobiety w Ostrówku. Te parę groszy, które dostaje za rąbanie drewna i  inne drobne prace w gospodarstwie wydaje przeważnie na alkohol. Z tego co wiem, Grzesiek odwiedza go tylko po to, by zabrać mu to, co jeszcze, jakimś cudem, mu zostało.

Mimo całej mojej sympatii do Grzesia nie mogłem pozwolić mu zostać na dłużej. Już mu nie wierzyłem. Poza tym byłem jeszcze wkurzony tym, co wywinął. Dostał jeść, wypił herbatę, później go opierdoliłem i po kinie nocnym sobie poszedł. Aha, jeszcze przed wyjściem przeszukałem mu kieszenie i torbę. Sympatia sympatią, ale stracił moje zaufanie. Nic na to nie poradzę. 

Muszę się przyznać, że teraz męczy mnie sumienie. Przecież to mój kolega. Traktowałem go jak brata. No cóż. Może dlatego stało się to, co się stało. Chyba nie ma sensu tego więcej roztrząsać. 


czwartek, 8 lipca 2021

22 grudnia 1987

Wtorek


Krótko. Dziś uroczysta kolacja wigilijna w internacie. Jutro jadę do domu. Znając życie, widzimy się pewnie po Nowym Roku. 


środa, 7 lipca 2021

21 grudnia 1987

Poniedziałek


16:30


Ostatnio wydarzyły się dwie ważniejsze rzeczy. Po pierwsze w ciągu dwóch dni wydałem osiem tysięcy i chuj za to kupiłem. Wciąż nie mam dla siebie prezentu. Po drugie, i to jest lepsze, Sylwek poszedł do spowiedzi. No następnym razem może będzie za kilka lat. 


wtorek, 6 lipca 2021

18 grudnia 1987

Piątek


21:10


No i jednak wszystko dobrze się skończyło. W końcu dostaliśmy to stypendium. A już myślałem, że będę musiał czekać do samych świąt. Od razu udaliśmy się do Garwolina na zakupy. Wielkie mi co. Kupa drobiazgów. Tera to wszystko leży przede mną. Po komplecie szklanek i kieliszków, papierośnice, męska woda kolońska, woda kwiatowa, tanie perfumy, komplet do badmintona, jakieś kremy dla kobiet i parę innych rzeczy. W sumie to szaleństwo wyniosło nas jakieś pięć tysięcy. No jak na dwóch i przy tych cenach to wcale nie jest dużo. Powiem jedno, nałazić się za tym trzeba było jak cholera. Odwiedziliśmy wszystkie sklepy galanteryjne i inne tego typu, jakie są w mieście. Poza tym byliśmy też w sportowym i motoryzacyjnym. Nie mamy nic dla mamy, no i dla siebie nawzajem. Trzeba się jeszcze za czymś rozejrzeć. Może w Mińsku Mazowieckim? 

Z miasta wróciliśmy o 17:30. Zarębska od razu z mordą, że wyjechaliśmy bez pozwolenia. Jednak gdy zobaczyła prezenty, nie była już taka skłonna do awantury. Powiedzmy, że zapomniała o wszystkim. Ona lubi tego typu rzeczy (zakupy i takie tam), ale jako że jest chytra jak cholera, to raczej lubi oglądać, niż sama za to płacić. No i se obejrzała. Nie mieliśmy nic przeciwko, byleby tylko nie darła mordy.


poniedziałek, 5 lipca 2021

17 grudnia 1987

Czwartek


Wczoraj Sylwek zmontował półkę na kwiaty. Od początku roku krok po kroku wprowadzaliśmy drobne zmiany. Teraz nasz pokój wygląda naprawdę przyzwoicie. Jest inny niż pozostałe, nasz. Na każdej ścianie coś wisi. Na jednej półka, na drugiej mata i kratka z listewek. Mam wrażenie, że wszyscy czujemy się tu dobrze.


niedziela, 4 lipca 2021

16 grudnia 1987

Środa


8:45


Dziś mamy na drugą lekcję, to znaczy na 8:55.

Znowu mam problemy ze snem. Wczoraj położyłem się o 23:00 z nadzieją, że uda mi się wyspać. Ostatnio kładłem się po północy, więc pomyślałem, że trzeba to zmienić. No niestety nie mogłem zasnąć. Męczyłem się do godziny 1:15. Za to teraz padam na ryj. Nie daję sobie rady. Co robić? 


sobota, 3 lipca 2021

15 grudnia 1987

Wtorek


16:20


Coraz gorzej dzieje się w naszym internacie. Warunki robią się coraz cięższe. Najdobitniej widać to po wyżywieniu. Porcje zostały zmniejszone do wymiarów iście mikroskopijnych. Na obiad dają mało i byle co. Trzeba za tym stać w kilometrowych kolejkach. Przykład: dziś były kopytka w maśle. Czekałem na nie 45 minut. To tyle, co w luksusowej restauracji. 

Z każdym rokiem zaostrzają regulamin. Nie wiem, jak będzie dalej. 


piątek, 2 lipca 2021

14 grudnia 1987

Poniedziałek 


15:15


Jestem przewodniczącym sekcji sanitarno-czystościowej w internacie, a nie wypełniam powierzonych mi zadań. Jeżeli dziś się za to nie zabiorę, to Zarębska będzie wkurwiona. 


czwartek, 1 lipca 2021

12 grudnia 1987

Sobota


11:40


Za oknem śnieg iskrzy w promieniach słońca. Miałem pójść na spacer, ale zrezygnowałem. Jestem zniechęcony. Muszę odrabiać lekcje. 


18:20


Chodzenie na basen sprawia mi coraz mniej przyjemności. Zaczyna mi brzydnąć ta zimna i na dodatek mocno chlorowana woda. Chodzę tylko dlatego, że pływanie poprawia tężyznę fizyczną. 

Cholera, ma tego dość. Nawet nie mam ochoty pisać. W głowie kompletna pustka. Założyłem sobie, że w tym zeszycie będę notował najważniejsze wydarzenia w moim życiu, ale im poważniej podchodzę do tego problemu, tym trudniejszy on się wydaje. Życie to nie powieść, że wszystko układa się tak, jakbym tego chciał. Zasada jest taka, że jak jest dużo czasu na pisanie, to zwykle nic się nie dzieje, a kiedy wydarzenia gnają jak szalone, to nie ma czasu pisać. Nie chcę pisać głupot, bo później sam nie będę chciał tego czytać.