Środa
Przedwczoraj odbył się w internacie bal gałganiarzy. Było to wieczorem, po kolacji. Z opisaniem tego czegoś będę miał problem.
Na samym początku poszła fama, że nieprzebranych wpuszczać nie będą. A ja chciałem wejść. Z poprzednich lat wiedziałem, że to zajebista zabawa. Można się chichrać do bólu brzucha. Taki karnawał tylko w stylu polskim, naszym internatowym.
Można spotkać krasnoludki, święte mikołaje, murzynów, cyganki. Jednak najwięcej jest tych, nie wiadomo jakich, co przebierają się, w co tylko mają. Wiadomo, nie wszyscy mają kasę i czas na przygotowanie wyszukanych kostiumów.
Duża część chłopaków i dziewczyn bierze to co ma pod ręką i improwizuje. Czasami jest to prześcieradło, pocięta koszula albo piżama. Wszystko się nadaje, byleby tylko mieć dobry pomysł.
Szedłem na ten bal z czystej ciekawości i chęci rozrywki. Chciałem też wyglądać jakoś oryginalnie, żeby nie odstawać od reszty. Do dyspozycji miałem niewielkie zasoby. Wziąłem dwa ręczniki kąpielowe. Związałem je rogami i wyszło coś w rodzaju tuniki. Spiąłem się paskiem i wyglądałem jak średniowieczny rycerz.
Ale to jeszcze nie koniec. Przypomniałem sobie, że mogę przecież ucharakteryzować się tak jak w zeszłym roku na pierwszy dzień wiosny. Użyłem do tego celu zwykłych kredek do rysowania. Przecież nie mam nie innego, żeby jakoś się wymazać. Kredki dają niezły efekt. Trzeba je tylko sproszkować. Ja użyłem do tego celu noża kuchennego. To, co pozostało, doskonale rozprowadzało się po twarzy.
Efekt był zaskakujący. Wyglądałem jak wampir. No cóż, odwaliło mi trochę. Chcąc rozwalić system, naciągnąłem jeszcze czepek kąpielowy na głowę. Teraz to już był całkowity odlot.
No co, akurat był pod ręką. Aha, jeszcze pod ten czepek wsunąłem uszy wycięte z papieru. Jak się bawić to na całego. Było śmiesznie i o to chodziło.
Tak przebrany poszedłem na stołówkę. Bal już się zaczął. Nie wiem, czy opisywać reakcje kolegów i koleżanek na mój widok. Trochę mi głupio, bo były jaja jak berety.
Dziewczyny wpadły w histerię. Pisk był nie do opisania, a chłopaki ze śmiechu pospadali z krzeseł. Powiem, że czułem się trochę skrępowany. Nie jestem przyzwyczajony gdy za bardzo skupiam na sobie uwagę innych, ale chyba zebrałem pozytywne opinie. Wychodzi na to, że kto ma większego zajoba, ten jest lepszy. Później poczułem się trochę jak idol i zacząłem chodzić po sali, aby wszyscy mnie zobaczyli.
W końcu wybrano komisję, aby ustalić, kto był najlepszy. No nie wygrałem tego konkursu. Najoryginalniejszym przebierańcem został ktoś inny, jeszcze bardziej pojebany niż ja. Ja zająłem drugie miejsce, ale chyba też nieźle, co? W sumie jury nie postarało się, bo nagrodą była paczka twardych jak kamień toffi. No ale co tam nagroda. To, co się uśmiałem i ubawiłem to moje. Prawda?