środa, 30 czerwca 2021

10 grudnia 1987

Czwartek


19:40


Nie jest dobrze. Wcale mi nie do śmiechu. Z rosyjskiego grozi mi lufa na półrocze. Stypendium dostanę dopiero przed samymi świętami. Do domu nie jadę. Znowu będą się martwić. Na dodatek czeka mnie wypracowanie z całej twórczości Mickiewicza. Na jutro. 


wtorek, 29 czerwca 2021

7 grudnia 1987

Poniedziałek


17:10


Już bardzo blisko święta i mam kłopot. Nie można tego tak sobie zostawić. Nie mam pojęcia, jak to się stało, kto rzucił pierwsze hasło, ale koniec końców wyszło, że na gwiazdkę każdy każdemu kupuje jakiś prezent. To pewnie któraś z dziewczyn. Totalna głupota. Rozumiem prezenty, ale żeby każdy każdemu?! 

No nic, kasę będę miał. Pod koniec miesiąca powinienem dostać stypendium. Niedużo, dziesięć tysięcy złotych, ale zawsze coś. Pieniądze nie są jednak największym problemem. Kłopot w tym jak to ogarnąć logistycznie. Weź tu człowieku bądź mądry i kup sześć prezentów dla tak różnych osób. Co? Gdzie? Przy tych cenach nie mogą być drogie, ale nie o to chodzi. 


poniedziałek, 28 czerwca 2021

3 grudnia 1987

Czwartek



Każdy człowiek ma w sobie głęboko zakorzeniony strach. Jeżeli nie wszyscy, to znakomita większość. Jeżeli nie jest to strach to przynajmniej lęk lub zespół lęków. Jest to nasza typowo ludzka, a może nawet i zwierzęca cecha. Boimy się różnych rzeczy. Przede wszystkim boimy się o własne życie. 

Tak też było i jest ze mną. Już od kilku dni wyraźnie czegoś się bałem. Nie potrafiłem tylko sprecyzować czego. Po prostu czułem lęk. W pewnym momencie stało się to tak wyraźne, że wywołało we mnie zdziwienie. Dlaczego się boję? Przecież nie ma wyraźniej przyczyny. 

Wczoraj przed pójściem spać zauważyłem, że przez okno mojego pokoju wpada światło księżyca. Była pełnia. Olbrzymia srebrna tarcza rzucała bladą poświatę. Przez dłuższy czas przyglądałem się wielkiej kuli przesłanianej przez ciemne pojedyncze chmury. Uwielbiam noc i księżyc w pełni. 

Mój brat w dzieciństwie lunatykował, więc teraz pozwoliłem sobie nawet na mały żart, że to może się powtórzyć. Jakoś nie za bardzo mu się to spodobało. Nawet nie przypuszczałem, że coś nieprzyjemnego tej nocy może spotkać nie jego, ale mnie. 

Położyłem się i zasnąłem. W pewnym momencie obudziłem się zlany zimnym potem i krzykiem na ustach. Bardzo się bałem. Tak bardzo, że nawet myśleć o tym nie mogłem. Co to było?

Zapamiętałem tylko ostatnią scenę ze snu. Zresztą trudno było o niej zapomnieć przez następne czterdzieści pięć minut. Śniło mi się, że byłem w naszym pokoju z matką i braćmi. Siedzieliśmy na tapczanach i rozmawialiśmy. 

W pewnym momencie podszedłem do szafy. Nie pamiętam już po co. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na moją półkę. Wtedy to zauważyłem. Od razu wiedziałem, z czym mam do czynienia. To coś przyszło po mnie w oznaczonej godzinie. Mój czas upłynął i teraz miało się to stać. Targnął mną potężny strach, strach, który paraliżuje wszystkie ruchy, strach, który sprawia, że włosy na głowie się jeżą, a oczy wychodzą z orbit. 

Chciałem krzyknąć, ale to nie było takie łatwe. Z mojego gardła wydobył się tylko zniekształcony bulgot. Na dodatek nie mogłem oderwać od tego czegoś oczu. 

Mama zdziwiona ty, co się stało, podeszła do szafy, aby sprawdzić, co też tam zobaczyłem. W tym samym momencie i z jej gardła wydostał się identyczny dźwięk. 

W tym momencie się obudziłem. Dopiero teraz, kiedy nie spałem byłem w stanie uświadomić sobie, co właściwie zobaczyłem. 

To coś, nie miało żadnego konkretnego kształtu. To była jakaś dziwna, szara, bezkształtna, ale ruszająca się masa. 

Boże kochany, jeszcze teraz się boję.

Z tego wszystkiego zapomniałem, że to przecież jeszcze wcale nie był koniec tego koszmaru. Wtedy jeszcze się nie obudziłem. Było coś jeszcze. 

Przypominam sobie, że tan blady strach padł na wszystkich zebranych w tym pokoju. Wreszcie ktoś zamknął szafę. Nie pamiętam kto. Pamiętam, że wszyscy najszybciej jak to tylko było możliwe, wyszliśmy na zewnątrz. Co dziwne, nie było paniki. Wiedziałem jednak, ze to co tam jest, tak łatwo nie da mi się wymknąć. 

Ruszyliśmy w kierunku stołówki. Idąc korytarzem, odwróciłem się ze strachu. Wtedy zobaczyłem, że z naszego pokoju wychodzi dziewczyna. To była koleżanka z mojej klasy. Pomachała do mnie. Jednak strach i przeczucie podpowiadały mi, że coś tu jest nie w porządku. Coś mi mówiło, że to nie jest dziewczyna, że to nie jest człowiek. Zrozumiałem, że to tylko jedna z wielu postaci tego czegoś, co tam w szafie było. 

Wtedy spojrzałem na jej twarz. Zrozumiałem wszystko. To nie była twarz. To była maska. Pod maską kryło się to coś. Wtedy znowu ogarną mnie ten paniczny strach. No i obudziłem się, krzycząc. 

Moje wnioski i przemyślenia są takie. Ten sen to tylko symbol. Strach jest w nas. Może przybierać dowolne postacie. Jest w naszej świadomości w naszej wyobraźni. Sami go hodujemy i nigdy się go nie pozbędziemy. Ten strach gromadzi się w każdym z nas. W jednym więcej, w drugim mniej. W pewnym momencie jest go tak dużo i kiedy nie damy mu ujścia, ujawnia się w postaci koszmarnych snów. W pewnym momencie musi nastąpić rozładowanie. 


niedziela, 27 czerwca 2021

29 listopada 1987

Niedziela


Siedzę przy stole. Wokoło pełno książek, między innymi nieszczęsny “Pan Tadeusz”. Siadam do odrabiania zły i naburmuszony. Jestem zły, bo muszę napisać wypracowanie na temat, który jest mi kompletnie obcy. Mam jeszcze zaznaczyć, chociaż już to zrobiłem, opisy przyrody i ludzi tej epopei. Powiem szczerze, że w miarę jak się zagłębiam, zaczyna mi się podobać. Gdyby to nie było napisane wierszem wyszłaby z tego świetna powieść przygodowo awanturnicza. Poza tym Mickiewicz dostrzegał rzeczy, których większość ludzi nie widziała. Jego opisy są niezwykłe, barwne, przemawiające do wyobraźni, niesamowicie sugestywne. 

Czy to mogę ująć w tym wypracowaniu? Nie wiem, czy to dostatecznie dobre. 


sobota, 26 czerwca 2021

28 listopada 1987

Sobota


17:10


Cały czas w mojej pamięci pojawia się obraz tamtego pożaru. Jest niesłychanie żywy i wyraźny. Bardzo trudno go wymazać, zapomnieć. Staram się, ale efekty są mierne. Przed snem kiedy już nie mam nad tym kontroli, to wraca. 


piątek, 25 czerwca 2021

28 listopada 1987

Sobota


11:40


Boli mnie głowa. Zatoki dają o sobie znać. To chyba od tej zimnej wody w basenie. Jestem sam w pokoju. Sylwek i Krzysiek są na rozgrywkach szachowych q szkole. Myślę co robić. Chyba najpierw posprzątam pokój. Mam jeszcze trochę książek do obłożenia. Pożyczyłem z biblioteki szkolnej zgrzewarkę do folii. Samą folię zdobyłem na praktyce. Dobra, bo gruba i nowa. Przy użyciu folii aluminiowej można ładnie pookładać to co się ma. A ja mam sporo. Cały czas coś dokupuję. 

Po obiedzie chyba pójdę jeszcze na basen. Później zabiorę się do czytania. Mam coś fajnego. Nawet mi się nie che myśleć o odrabianiu lekcji. 

Zobaczymy, co z tych moich planów wyjdzie. 


czwartek, 24 czerwca 2021

27 listopada 1987

Piątek


17:15


Przed chwilą wróciłem z basenu. Był też Sylwek. Walnął się na wyrko i śpi. Internat opustoszał. Na weekend wszyscy rozjechali się do domów. Zostało niewiele osób. Jutro ma przyjechać Sławek. Zabiera magnetofon i oddaje aparat fotograficzny. Taka była umowa. Jestem bardzo zmęczony. Chyba się zdrzemnę. 

Aha jeszcze taka uwaga. Nareszcie się wyspałem. Wczoraj położyłem się o 22:00. Na zaśnięcie potrzebowałem zaledwie pół godziny.  


środa, 23 czerwca 2021

26 listopada 1987

Czwartek


21:15


Podczas intensywnego pływania można poprawić swoją posturę. Znaczy rzeźbę mięśni. Pomimo że chodzę dość krótko, zmiany już dostrzegam w sobie. To chyba lepsze niż siłownia. Kilka długości kraulem, czy nawet żabką pobudza do pracy cały organizm. Mam więcej siły, sprawniej się poruszam, a przede wszystkim lepiej wyglądam. Trzeba to kontynuować. 

No ale to ma swoje plusy i minusy. Przez ten basen pojebała mi się noc z dniem. Chodzi mi o dobowy naturalny rytm snu i czuwania. Chodzę pływać wieczorem. Intensywny wysiłek przed snem wpływa źle na jego jakość. Wszystko mi się poplątało. W nocy mogę czytać, uczyć się, prowadzić życie towarzyskie, ale dzień jest do dupy. Jakby mnie ktoś przez wyżymaczkę przekręcił. Masakra. Muszę wskoczyć w ten rytm, bo to nie zapowiada nic dobrego. 


wtorek, 22 czerwca 2021

25 listopada 1987

Środa


19:10


Odrobiłem lekcje. Nie było tego dużo. Przynajmniej raz jeden. Mogę pozwolić sobie na basen. Jest jeszcze “Pan Tadeusz” do przeczytania. Dziś dostałem piątkę z języka polskiego. 


poniedziałek, 21 czerwca 2021

24 listopada 1987

Wtorek


17:30


Coś dziwnego się ze mną dzieje. Taki trudny do opanowania mętlik w głowie. Znam to uczucie, bo ono pojawia się systematycznie już od jakiegoś czasu. Jednak nigdy nie trwało dłużej niż pięć minut. Dziś męczy mnie ponad godzinę. Nic nie mogę zrobić. Nie jestem w stanie czytać czy się uczyć. Nawet prowadzenie rozmowy przychodzi mi z ogromnym trudem. Trudno jest mi powiązać słowa w jeden logiczny ciąg. To takie wrażenie, jakby twój umysł mówił ci “mam cię w dupie”. Totalne rozkojarzenie, nad którym nie masz kontroli. 

Wraca… nie mogę pisać… 


niedziela, 20 czerwca 2021

24 listopada 1987

Wtorek


16:25


Mam problemy ze snem. W nocy przewracam się z boku na bok i się tylko męczę. Teraz z kolei oczy mi się same zamykają, we łbie mi szumi i nie mogę pozbierać myśli. Nie wiem co robić. 

Ostatniej nocy spadł śnieg, ale w ciągu dnia stopniał. 


sobota, 19 czerwca 2021

22 listopada 1987

Niedziela


17:55


Wczoraj odwiedziła nas mama, brat Sławek, oraz siostry Monika i Justyna. Czyli prawie cała najbliższa rodzina. Dostałem informację na ostatniej lekcji. Wzruszyłem się. Nie wiem, dlaczego tam mocno. Serce mi waliło. Ucieszyłem się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłem, że stoją na schodach przed internatem. Zaprosiłem ich do naszego pokoju. 

Mamusia w naszej szkole była już kilka razy i wiedziała, jak tu jest, ale Monika i Justyna widziały ją po raz pierwszy. Muszę przyznać, że zrobiła na nich bardzo duże wrażenie. Nie moa się co dziwić, to ogromna szkoła. Uczy się tu chyba 800 osób. Zrobiłem siostrom wycieczkę po gmachu, aby sobie popatrzyły. Pokazałem im też nasz basen. 

Wizyta się udała. Na koniec dostaliśmy w prezencie chyba kilka kilko kiełbasy. Poza tym Sławek zostawił swój magnetofon. 

Pożegnaliśmy ich około 15:00.


Od dwóch tygodni mniej więcej chodzę na basen. Zwykle nie kąpię się dłużej niż 30 minut. 


piątek, 18 czerwca 2021

20 listopada 1987

    Piątek


21:50


Siedzę w pokoju i słucham spokojnych, nastrojowych piosenek. W tej chwili jest mi dobrze, ale mam wrażenie, że już niedługo to się skończy. W każdej chwili może wrócić Sylwek albo Krzysiek. 

Byłem na basenie. Krótko. Dużo ludzi. Zimna woda. Poza tym chciałem obejrzeć film. 


czwartek, 17 czerwca 2021

18 listopada 1987

Środa


9:30


Jestem zmęczony, senny i apatyczny. Wczoraj bardzo źle się czułem. Nie miałem sił, bolała mnie głowa i mięśnie brzucha. Bardzo długo nie byłem w stanie zasnąć. Z resztą nawet gdybym czuł się dobrze, nie było jak. Koledzy odrabiali lekcje przy zapalonych jarzeniówkach. 

Muszę uważać z tym basenem. Co za dużo to nie zdrowo. Z pływaniem jest trochę jak z piciem alkoholu. Do pewnego stopnia jest bardzo fajnie, ale jak przeholujesz, to kicha. Woda to żywioł. Trzeba obchodzić się z nim ostrożnie. Nie chodzi tu o sam wysiłek fizyczny, który jest znaczny, ale przede wszystkim o temperaturę. Na naszym basenie nigdy nie jest dostatecznie ciepła.


środa, 16 czerwca 2021

18 listopada 1987

Środa


9:00


Moje lekcje rozpoczynają się dopiero o 10:00. Siedzę w pokoju. Właściwie to pomnieniem czytać “Pana Tadeusza”, bo w poniedziałek zaczynamy przerabiać. Nie ruszyłem nawet. Tyle, co pamiętam z podstawówki i zawodówki, ale to tylko fragmenty. Nigdy nie braliśmy jej w całości. Technikum to zupełnie inne wymagania. Nie ma żartów. Muszę wziąć się za robotę. W ostatnim czasie zarobiłem jednego balona, a jak dobrze pójdzie, to dziś oberwę drugiego. 

Wczoraj była klasówka. Żenada. Wiem, jak wypadłem. Teoretycznie mogłem ściągać, bo wyszła do biblioteki i przez większą część lekcji jej nie było. Poza tym było mnóstwo czasu. Pisaliśmy na dwóch godzinach lekcyjnych. Napisałem nawet jakiś wstęp. No i co ztego kiedy dalej pustaka w głowie i zero inwencji. Zrzynać można było tylko od kogoś, bo wypracowanie obejmowało duży przedział materiału. Przepisanie słowo w słowo nie miało sensu, bo by się kapnęła. 

Wkurwiłem się i podarłem kartkę. Oddałem czystą. Koledzy coś tam napisali, ale zdaje mi się, ze z podobnym skutkiem. Masakra! 


wtorek, 15 czerwca 2021

15 listopada 1987

Niedziela


13:20


Kim jestem? Jakie znaczenie ma moje istnienie dla świata, dla ludzi? Dlaczego znajduję się w miejscu, w którym się znajduję? Dlaczego robię to co robię? Czy to, co robię, ma jakieś znaczenie i czy jest to dobre? Czy wciąż muszę to robić? Czy nie mogę robić czegoś innego, być kimś innym? Co będzie ze mną z kilka lat? Za pięć? Za dziesięć? Za piętnaście? Czy uda mi się założyć rodzinę? Czy będę w stanie prowadzić normalne życie? Czy w ogóle będę jeszcze żył? 

Te pytania nie wzięły się znikąd. Powstały we mnie na skutek przeczytanej lektury. Niezła refleksja, co?


poniedziałek, 14 czerwca 2021

12 listopada 1987

Czwartek


Jadę na religię. Muszę wciągnąć kalesony, bo namiernicza mnie noga w kolanie. Od kiedy pamiętam, miałem problemy ze stawami. Jak jest bardzo zimno, to się odzywają. Parę dni temu nawet miałem pójść do lekarza, ale przestało boleć, więc odpuściłem. Jest jeszcze inna prawdopodobna przyczyna tego bólu. Kilka dni temu trochę sobie tę nogę nadwyrężyłem. Na WF-ie mieliśmy skok w dal. 

Czasem mam ochotę napisać wiersz, ale coś mnie powstrzymuje. 

Dziś wreszcie muszę zabrać się do mojej pracy dyplomowej. 


niedziela, 13 czerwca 2021

11 listopada 1987

Środa


Dostałem pierwszą dwóję z polskiego. Zrobiła dyktando. Nie jestem zdziwiony. Rzadko się zdarza, żebym dostał pozytywną ocenę z dyktanda. Zdaję sobie sprawę, ze to jest moja pięta achillesowa. Muszę poważnie zabrać się za ortografię. 


sobota, 12 czerwca 2021

9 listopada 1987

Poniedziałek


21:15


Coraz rzadziej zaglądam do tego zeszytu. Coraz rzadziej wylewam na papier to, co się ze mną dzieje i to, co czuję. Czy znowu zamykam się w sobie? Chyba nie. Zdaje się, ze to coś innego. Zauważyłem, że w przeciągu ostatnich miesięcy bardzo się zmieniłem. Uczuciowa i wrażliwa strona mojej natury ustępuje chłodowi i wyrafinowaniu. Przed podjęciem decyzji obliczam na chłodno, ze spokojem i wyrachowaniem czy to, co chcę zrobić, opłaca się mi. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale w stosunkach ze światem zewnętrznym stawiam coraz twardsze warunki. Wiedzę te zmiany w sobie i myślę, że to pod wpływem tego jak inni mnie traktowali do tej pory. 


piątek, 11 czerwca 2021

9 listopada 1987

Poniedziałek


17:40


“Można nawet — jak chcą niektórzy — lenistwu przypisać rolę twórczą w kształtowaniu ludzkiej cywilizacji. Gdyby bowiem nie lenistwo naszych przodków chcących osiągnąć to samo mniejszym wysiłkiem, nie mielibyśmy dziś nawet maszyn prostych”. 

“Limes Inferior” Janusz Zajdel


czwartek, 10 czerwca 2021

3 listopada 1987

Wtorek


Nie wiem co napisać. Wszystkiego się nawarstwiło, że aż się niedobrze robi. Nie mam pojęcia jak dam radę. Poważnie. Wszystkie trudności i kłopoty jakby się sprzysięgły przeciwko mnie i postanowiły zwalić na moją głowę w tym samym czasie. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest do ogarnięcia, ale będzie mnie to kosztowało dużo więcej, niźli jestem skłonny z siebie dać. I to mnie przeraża. Nie ma się co oszukiwać i mamić sobie oczu. To jest finisz i trzeba ostro nacisnąć na pedały. O chodzeniu na basen mogę zapomnieć. 

To nie jest kit. Piszę, jak jest. Mam kilka bardzo słabych punktów, do których trzeba się naprawdę solidnie przyłożyć. 

Po pierwsze matematyka. Nic nie rozumiem. Ani z tego co było, ani z tego co jest. Dziś wtorek. W piątek klasówka. Chemia. Gdyby nie koleżanki nadal nic bym nie kapował. Z ostatniej klasówki baniak. Jutro mam się poprawiać. Fizyka. Sama teoria. Trochę wzorów. Jutro klasówka. Od początku roku. Nic nie umiem. Historia. W piątek oddała ten sprawdzian z pierwszego półrocza tamtego roku. Pisany dzień wcześniej. Cała klasa dostała po balonie więc jakoś mniej przykro. Jednak to nie zmienia sytuacji, że jest niewesoło. Dziś była poprawka. Jutro drugie półrocze. Boże, to jest ponad połowa zeszytu! Wreszcie język polski. Z tego przedmiotu mam dobre oceny: 5, 4, 5. No ale nie ma znaczenia, że mam dobre oceny jak nie przeczytałem lektury. Jutro wizytacja na lekcji. Jeszcze tych skurwysynów brakowało! Praca domowa: wypracowanie z drugiej części “Dziadów”. 


środa, 9 czerwca 2021

2 listopada 1987

Poniedziałek


17:30


Muszę zabrać się za naukę. Nie tylko dzisiaj, ale do końca roku. Trudne to, ale nie mam wyjścia. Ze szkołą i nauką jest tak jak z biegami maratońskimi. Od samego początku trzeba narzucić sobie właściwe tempo. Wtedy człowiek się przyzwyczaja i jakoś daje radę. Jak odpuścisz, to leżysz. 


wtorek, 8 czerwca 2021

27 października 1987

Wtorek


Za chwilę zacznie się zebranie naszej grupy. Na basenie nabawiłem się kataru. Dziś nie byłem. Wczoraj też. I jutro nie idę. Muszę się jakoś wykurować. 

Dziś odbył się sprawdzian kuratoryjny z historii z pierwszego półrocza ubiegłego roku. Dziesięć pytań. Czas 20 minut. Napisałem na cztery. 

Jutro klasówka z chemii. Nie, tyle że nie jestem przygotowany. Ja nic z tego nie rozumiem. Dla mnie to kompletny kosmos. 


poniedziałek, 7 czerwca 2021

24 października 1987

Sobota


Dziś lekcje skończyłem o 12:00. Nie wiem, za co się zabrać. Mam do wyboru ciekawą powieść SF, lekturę szkolną i odrabianie lekcji na poniedziałek. O 15:00 wybieram się na basen. Po kolacji może puszczą film na wideo. Jutro ma odwiedzić nas Sławek.


Zobaczyłem ją tydzień temu. Może mniej. To było nietypowe spotkanie. Wpadliśmy na siebie na korytarzu. Obydwoje zagonieni, nierozważni zauważyliśmy siebie w ostatnim momencie. Zatkało mnie. Śliczny długowłosy rudzielec w ogromnych okularach. Odebrało mi mowę i oddech. Głupi, głupi… Kilka sekund a jak wieczność. Oczarowanie, olśnienie… Nie, nie jest jakaś specjalnie piękna, ale ma to coś. Te wielkie okulary i oczy chyba zielone, albo coś z niebieskim. Włosy kaskadą spadające na ramiona wyglądały jak języki ognia. Taki słodki, ale inteligentny aniołek. Jej spojrzenie działało na mnie kojąco. Mógłbym patrzeć na nią bez przerwy. Dostrzegłem ciepło, zrozumienie i życzliwość do każdego. Młoda, nieskażona życiem. 

Oczywiście widywałem ją dość często, a to na korytarzu, a to na stołówce. Jak głupek chwytałem jej spojrzenie, nie wiedząc, czy mogę na coś liczyć. 

Wczoraj nie miałem zamiaru iść na basen, ale kiedy spostrzegłem, że ona tam idzie, decyzja mogła być tylko jedna. Doznałem rozczarowania. W czepku pływackim i bez okularów cały jej urok się ulotnił. Zupełnie przeciętna dziewczyna. Jak to możliwe? Pierwsze wrażenie jednak było na tyle silne, że postanowiłem nie tracić nią zainteresowania. 

Dziś mieliśmy lekcje w sąsiednich klasach. Odległość mimo wszystko była dość duża. W którymś momencie przeszła najpierw w jedną a później w drugą stronę. Coś się jednak we mnie zmieniło. Nie wiem. Zero zachwytu, jakaś obojętność. Jakiś pieprzony głos we mnie napierdalał, że nie warto, bo i tak nie starczy mi odwagi, by to coś przerodziło się w coś więcej. Nawet nie wiem jak to robić. Kurwa, mogłoby coś być, bo ją też coś ciągnie w moją stronę. Pieprzony dzikus ze mnie. Widzę dziewczynę, która mi się podoba i podkulam ogon. Nawet nie wiem, jak ma na imię i do której klasy chodzi.


niedziela, 6 czerwca 2021

23 października 1987

Piątek


22:20


Dzień jak co dzień. Byłem na basenie. Dziś było dużo osób, ale tylko do pewnego momentu. Później większość wyszła. Zostało tylko kilku najbardziej zagorzałych pływaków. Doszedłem do wniosku, że przy tak zachlorowanej wodzie nie powinno otwierać się oczu. Później łzawią i pieką. Przypuszczam, że to szkodliwe. 


Jutro mechanizacja rolnictwa. Referat. Byłem w czytelni. W starych gazetach udało mi się wyszperać coś ciekawego. Mam nadzieję, że będzie okej. Wydaje mi się, że jest trochę przydługi. 

Jutro warzywnictwo. Nie uzupełniłem zeszytu. Cholera jasna! Nie mam też pracy domowej. 


sobota, 5 czerwca 2021

22 października 1987

Czwartek


Do szkoły mamy na dziewiątą. Mam więc trochę czasu. Do rzeczy. Wczoraj i przedwczoraj byłem na basenie. Spodobało mi się. Będę chodził regularnie. 

Wczoraj Fajfryt, kolega, który ćwiczy trochę kulturystykę, powiedział, że pompki nic nie dadzą, że będę, jaki będę. Gadał coś o jakichś anabolikach, ale nie wiem nawet, co to jest. Zresztą nie wierzę mu. Ćwiczę dalej i się okaże. Muszę wystarać się o jakieś hantle. 

Dziś klasówka z sadownictwa. Zrobiłem ściągę niepiszącym wkładem. Pomysł niezły. Własny. Zobaczymy, czy się sprawdzi. 

Dzisiejszej nocy coś ciekawego mi się śniło, ale po przebudzeniu pozostał tylko fajny nastrój. 


piątek, 4 czerwca 2021

20 października 1987

Wtorek


21:30


Nie mam czasu na długie pisanie więc do rzeczy. Dziś rano Szczota w końcu spytała mnie o te metki od materacy. Tak jak przypuszczałem, o wszystkim wiedziała. Powiedziała, że wyszedłem na głupka. Powiedziałem jej, że w Warszawie w PDT-cie na woli takie same są po 5000 złotych. Stwierdziła, że sama musi sprawdzić. Trudno uwierzyć jacy ludzie mogą być wredni. Ona była przekonana, że przywiozę jej to całkowicie za darmo. No bez jaj!


czwartek, 3 czerwca 2021

19 października 1987

Poniedziałek


7:10


Wczoraj wieczorem wróciłem z domu. Do lekcji nawet nie zajrzałem. 


22:15


Ćwiczę. Codziennie 30 pompek, 50 przysiadów i 100 brzuszków. Chyba s a pierwsze efekty. 

Znowu mam głównego za karę.

środa, 2 czerwca 2021

14 października 1987

Środa


13:45


Jeszcze napierdala mnie palec po tym cholernym WF-ie. Muszę wziąć się za siebie. Fizycznie jestem słabszy od rówieśników. Śmieją się ze mnie, z resztą ja sam to widzę. Zdaję sobie sprawę, że w dużej części to nie jest moja wina. Taką mam budowę ciała i nic na to nie poradzę. Nie zmienia to faktu, że powinienem trochę popracować nad masą mięśniową. Od dziś ćwiczę. Pompki, przysiady itp. 


wtorek, 1 czerwca 2021

14 października 1987

        Środa


8:10


Narozrabialiśmy wczoraj. Samowolnie pojechaliśmy do kina. No nie. Nie całkiem, ale zjeby dostaliśmy. Sylwek coś tam napomknął Zarębskiej, ale chyba nie zajarzyła. Jej to chyba trzeba łopatą do głowy wkładać. Poza tym byliśmy zapisani w zeszycie wyjść na wyjazd w godzinach 16:00 - 19:00. Jak się okazało, seans rozpoczął się o 19:00, a nie o 17:00. Zaczekaliśmy, bo szkoda było wracać. W internacie byliśmy przed 21:00. Zarębska dorwała nas w swoje szpony, no się nam dostało. Szkoda pisać.