piątek, 4 lipca 2025

4 lipca 1990

Środa

Wieliszew, godz. 22:40

Denerwują mnie odgłosy z sąsiedniego pokoju. Nastawili telewizor chyba na cały regulator.

Zmieniam się. Nie jestem już tym niewinnym, romantycznym chłopcem, jakim byłem jeszcze rok temu. Teraz, kiedy czytam swoje zapiski z tamtych dni, chce mi się śmiać.
A przecież to byłem ja. Nikt inny.

Hotel stał mi się bliższy. Wniknąłem w niego. Poznałem ludzi, tutejsze życie.
Tu jest spokojnie — z dala od zgiełku wielkiego świata. Ale nie nudno. Nie dla kogoś, kto potrafi zorganizować sobie czas.

Nie wiem, czy można to nazwać zajęciem: poznawanie ludzi, ich charakterów, życia, problemów.
Ale właśnie to mnie wciąga.

Każdy człowiek mówi dwoma językami: słów i gestów.
I właśnie ten drugi język — język ciała, spojrzeń, ruchów — jest ważniejszy. Bo to on mówi prawdę. O stanie ducha. O tym, co w kimś siedzi.

Wydaje mi się, że jestem na ten język bardziej uwrażliwiony niż inni.
Lepiej go czuję. Więcej rozumiem. A może tylko mi się tak wydaje? Może tylko dla mnie to ma znaczenie?

Mógłbym pisać długo o ludziach, którzy tu mieszkają.
To temat-rzeka.

Czasem myślę, by stworzyć coś osobnego: monografię, zbiór portretów. Opisać ich życie, charakter, osobowość.
Hotel KPGO w Wieliszewie — jako mikroświat.

Ale to wymagałoby ogromu pracy. Mnóstwa informacji. I — jak zwykle — czasu.
Znów ten czas.

Noszę w sobie wiele pomysłów. Bawię się nimi, układam z nich opowiadania, historie, obrazy.
Niektóre z nich być może nigdy nie zostaną zapisane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz