niedziela, 27 sierpnia 2023

24 kwietnia 1990

Wtorek 


Wieliszew 23:50


Dziś pracowałem 12 godzin. Najpierw moja normalna działka, a potem 4 godziny przy substracie. Czuję każdy mięsień pleców, poruszam się jak słoń. Moje ręce i nogi stały się sztywne jak kołki. No w sumie teraz mi już trochę przeszło, ale wcześniej było naprawdę do dupy. Najgorzej czułem się tuż przed końcem zmiany. Te ostatnie skrzynki z torfem to już ledwo stawiałem na wózek. Moje ruchy stały się mechaniczne i niekontrolowane. Tylko szum wiatru gradu i deszczu tworzył monotonną muzykę, która opływała mnie zewsząd. Po pewnym czasie stała się częścią mnie. Nie zwracałem już na nią uwagi. Mimo to co chwilę powietrze przeszywał głośny trzask pioruna. Byłem tak zmęczony, że miałem wszystkiego dosyć. Pot ciurkiem ściekał mi po nosie, czoło piekło, ogórki boleśnie drapały skórę, poza tym co chwilę obijałem się o metalowy wózek. 

Tak, to był naprawdę ciężki dzień. Do hotelu przyszedłem głodny, brudny i zmęczony. Miałem ochotę tylko walnąć się i spać. 

Cały dzisiejszy dzień był burzowy. Właściwie to trudno było odróżnić jedną nawałnicę od drugiej. Grzmiało niemal bez przerwy. Momentami padał taki grad, że myślałem i że powybija szyby w szklarniach. 

No dobra idę spać 



Ilustracja: kreator obrazów w Bing.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz