Sobota
Łochów 14:10
Znowu jestem. Znowu zastanawiam się, co napisać. Wziąłem pióro do ręki i piszę. Jestem tylko w koszuli. Ludzie nadal spacerują w jedną i w drugą stronę. Dzieci się wydzierają wniebogłosy — bawią się. Sylwek skończył pieczenie ciasta. Mama przerwała gotowanie, by wyjść do sklepu i coś kupić.
Wstałem i założyłem sweter. Cień – zrobiło się trochę chłodno. Ulicą idą ładne dziewczyny. Przyglądają mi się. Uśmiechają się. Staram się nie patrzeć na nie. Podobają mi się, ale zbytnio ich ciekawi, co ja tu robię. Zastanawiają się pewnie. Nie znam ich. No tak, święta, goście, dużo nowych twarzy. Już dziś panuje ten świąteczny nastrój. Jest pięknie.
Przyglądam się, jak przeciąga się mały kudłaty pies. Cmokam do niego. Przeciąga się jeszcze raz. Ziewa, chce wejść do mnie, ale się boi. Cmokam jeszcze kilkakrotnie. Nie podchodzi. Zostawiam go w spokoju. Lubię psy. Małe i duże. Są ciekawe i mają w sobie tyle radości.
Chcę pisać o wszystkim, całkowicie wolnym ciągiem myśli. To chyba najlepiej oddaje nastrój chwili i moją osobowość. Słońce rzuca coraz dłuższe cienie. Po drugiej stronie ulicy za siatką stoi dom. Murowany, o czerwonej dachówce. Oświetlona jasnymi i ciepłymi promieniami słońca sama wydaje się być ciepłem i światłem.
Psy poruszyły się i szczekają. Dwóch facetów pojechało na rowerach. Rozmawiają głośno. Dlaczego te psy na jednych nie reagują, a na innych szczekają?
O, teraz idzie sąsiadka — młoda dziewczyna. No, to raczej córka sąsiadki z małymi dziećmi. Stanęła i przez moment przyglądała się, co robię.
Czy ma to sens? To pisanie. Chyba ma, skoro tego potrzebuję i skoro zaspokaja to moje potrzeby. Czemu ona się tak przygląda? Ciekawość? Niech się przygląda, to mi nie przeszkadza. Łochów to małe miasteczko i wszyscy się znają. No tak, małe miasteczko, wąskie uliczki, dużo zieleni.
Boję się, by się nie urwał mi temat. Jest jeszcze tyle nieodkrytych, nietkniętych pokładów mojej świadomości. Powinienem o tym pisać. Powinienem pisać o ludziach, o zdarzeniach. Mogę to robić. Nic nie stoi na przeszkodzie. Jestem w stanie wszystko ująć w słowa. Szczególnie teraz, gdy są święta, szczególnie teraz, gdy moje życie stało się na tyle spokojne i mniej zwariowane, że widzę je jako rozległą obszerną panoramę. Teraz nie ma tego, co było w szkole, co zasłaniało mi ten widok. Tam tyle się działo, że czasem traciłem poczucie własnego ja, zbyt szybko ulegało własnym wpływom złych autorytetów. Zbyt wielu miałem kumpli, którzy nie powinni nimi być, którzy próbowali narzucić mi swoją wolę, choć wiedziałem, że to pijaki i łobuzy. Teraz poczułem własne ja, poczułem się panem swojego życia. To prawda, że wszystkiego nie można mieć od razu. W życiu nie można osiągnąć tak wielu rzeczy, że aż robi się przykro, ale to nie zmienia faktu, że człowiek ciągle musi jakoś egzystować. Bez względu na to, czy jego życie będzie się mu podobało, czy nie, musi żyć, istnieć. Świat nie kończy się tylko na jego ja. Przecież jest wielu takich jak on i każdy musi coś ze sobą zrobić.
Święta spędzamy w gronie najbliższych. Nikogo nie zapraszaliśmy. To chyba będą dobre święta. Jak na razie wszyscy są w dobrym nastroju. Jakiś miły i przyjemny spokój panuje dzisiejszego dnia. Poza tym jakiś długi ten dzień, chociaż, nie powiem, przyjemny.
Anki nie będzie. Nawet nie dowiedziała się, czy wszystko mamy, czy czegoś nie potrzebujemy. Co roku brakowało pieniędzy, więc pożyczało się od niej. Teraz ja pracuję i dokładam tyle, ile mogę. Sławek też coś dał. Jest dobrze, niczego nie będzie brakować. Nie ma potrzeby u kogokolwiek o cokolwiek się upominać. Ale dziwne jest to, że nawet z ciekawości do nas nie zajrzała. Może mogłaby podrzucić dzieciaki. Nie mielibyśmy nic przeciw temu. Jednak nie zrobiła tego. Chyba wstydzi się tego domu. Wstydzi się miejsca, z którego wyszła. Czy tak postępuje córka wobec matki? Czy tak postępuje siostra wobec młodszego rodzeństwa? Spoko, mnie to nie przeszkadza, ale dla mamy to prawdziwy problem. Bardzo się denerwuje. Tak to już jest.
Teraz Sławek jest u Jarka. Popijają. Przywlecze się pewnie na sam wieczór. Niedawno skończył wojsko. Rozwiązali jego jednostkę OC. Był tam równo rok. Skończył i pracuje u ogrodnika. Właściwie to są kumplami. Pamiętam, jak rok temu tuż po świętach wielkanocnych taki smutny jechał do jednostki. Było mi go żal, a teraz mu zazdroszczę, bo skończył wojsko z odznaką wzorowego żołnierza i jako honorowy krwiodawca, ze stopniem kaprala, a mnie nie było na to stać.
Zawsze o nim mniej wiedziałem niż o kimkolwiek z naszej rodziny. Był przede mną zamknięty. Więcej rozmawiał z Sylwkiem i mamą niż ze mną. Nie wiem, może to jakiś uraz psychiczny, bo ja skończyłem technikum i zdałem maturę, a on przerwał naukę w pierwszej klasie zawodówki.
W zasadzie czuję się trochę za niego odpowiedzialny. Mieszkałem w internecie blisko jego szkoły. Mogłem się wcześniej zainteresować tym, co robi, wytłumaczyć mu jakoś, nakłonić do nauki. Jakiś wpływ chyba wtedy na niego miałem.
Zorientowałem się, dopiero gdy było już za późno. A wierzę, że na zawodówkę byłoby go stać. Mógł ją skończyć. Zresztą zastanawiam się, czy mnie coś ta szkoła dała. Pracuję fizyczne, robię to samo co on bez żadnego wykształcenia. Ale jemu może by to dało jakieś umocnienie wewnętrzne, może teraz tego żałuje i czuje się pokrzywdzony. Może dlatego odcina się ode mnie.
U Jarka pracuje już dobrych kilka lat. Właściwie to od momentu, kiedy przerwał naukę, od chwili, kiedy mama zachorowała, gdy nie było pieniędzy, bo my się uczyliśmy, a dziewczyny były jeszcze małe. Wtedy zaczął się u niego pracować. Od tamtego czasu Jarek zdążył postawić kolejne tunele, domek gospodarczy, zdążył być już w Kanadzie, a Sławek czuł się tam, jak u siebie w domu. Był jakby zarządcą tego gospodarstwa. Jarka często nie było, a on wiedział, co trzeba zrobić, żeby wszystko funkcjonowało tak, jak należy. I tak mimo minęło te kilka lat i nadal tam robi. O inną pracę teraz ciężko.
Sylwek kończy teraz szkołę. We wrześniu będzie musiał podjąć pracę, ale chyba mu się to nie uda, chyba, co bardziej prawdopodobne, znajdzie się na liście bezrobotnych.
Sylwek to indywiduum, człowiek wszechstronny, który wymaga specjalnego traktowania. Sylwek bierze się za wszystko i prawie wszystko mu się udaje. Ma to czego ja nie mam i czego mu zazdroszczę. We wszystkim jest dobry, przystojny, rozgarnięty, zreperuje i zegarek i ciągnik, uszyje spodnie i upiecze ciasto jeżeli tylko znajdzie taką potrzebę. Robi dosłownie wszystko. W szkole zawsze był podziwiany. Zawsze lubił się kręcić i coś robić. Co można jeszcze o nim napisać?
Justyna ostatniego roku sprawiała nam dużo kłopotów. Ją jeszcze trudniej opisać niż Sylwka. Ma w sobie wiele sprzecznych cech. Pewnych rzeczy nie da sobie wytłumaczyć. Nie ustąpi, będzie się kłócić aż do ostateczności. Lubi gdy się ją podziwia, ale pragnie też mieć jakiś autorytet, mocnego i pewnego siebie człowieka (brak ojca). Jest bardzo podatna na wpływy otoczenia, tyle że nie we wszystkim. Potrafi być miła i potrafi ładnie się uśmiechać, żartować, ale bracie, gdy wejdziesz jej w drogę i spróbujesz się z nią pokłócić, to biada tobie. Chociaż dziwne jest to, że poza rodziną nie pokazuje tej swojej złej strony. Poza domem jest cicha jak mysz, a tu potrafi nieraz wszystkich i wszystko postawić do góry nogami.
Monika jest starsza o półtora roku od Justyny, ma już ukształtowany, raczej spokojny temperament. W przeciwieństwie do Justyny, gdy jej ktoś dokuczy, nie kłóci się, pójdzie w kąt i wypłaczę się.
Ja nie wiem, czy mam jakiekolwiek prawo kogoś opisywać. Bo mnie jestem też świadkiem bezstronnym. Ale w kilku zdaniach opisałem moje rodzeństwo. A teraz idę się rozruszać.
Ilustracja: kreator obrazów w Bing.